28 grudnia 2017
24 grudnia 2017
15 grudnia 2017
Islandzkie trolle i czego można się po nich spodziewać
http://www.iceland.is/the-big-picture/news/celebrating-christmas-with-13-trolls/7916/
Na trzynaście dni przed Bożym Narodzeniem zaczyna się na Islandii prawdziwa inwazja trolli. Kiedyś postrach nie tylko dzieci, dziś przeobraziły się w sympatyczne skrzaty z charakterem, czasami tylko odrobinę złośliwe.
9 grudnia 2017
Islandzka Gryla kontra
Topielce, Muma i Baba Jaga
źródło: http://villains.wikia.com/wiki/Gr%C3%BDla
Zgodnie z obietnicą po islandzkiej wyprawie chcę przedstawić niesamowitą postać - ogrzycę Grylę.
Ta sympatyczna pani z obrazka ta naprawdę niezłe "ziółko". Jej przysmakiem jest potrawka z nieposłusznych, pyskatych i leniwych dzieci. Całe stulecia była pomocą i często tzw. prawą ręką umęczonych rodziców podobnie jak u nas Baba Jaga, Topielce czy Muma, którą straszony był mój młodszy, nie zawsze kiedyś grzeczny braciszek. Dzisiaj w czasach poprawności politycznej, bezstresowego wychowania i licznych teorii psychologicznych mówiących o szkodliwości straszenia dzieci coraz rzadziej wykorzystuje się te barwne postaci.
6 grudnia 2017
2 grudnia 2017
24 listopada 2017
Bajka o wężu czyli jak kąsać, żeby było dobrze
źródło:http://www.imgrum.org/media
W
pewnej hinduskiej wiosce żył niezwykle jadowity wąż. Siał postrach w całej
okolicy. Miał zwyczaj kąsać i atakować
każdego kto się do niego zbliżał. Wszystkich terroryzował swym sykiem.
Mieszkańcy
wioski nie wiedząc co począć poprosili pewnego wędrownego sadhu o interwencję.
Święty mędrzec poszedł do węża i przemawiał do niego długo i cierpliwie,
prosząc łagodnie aby zostawił tych
biednych ludzi w spokoju. Przekonywał, że przecież nie są oni ani jego
pożywieniem, ani mu nie zagrażają.
W
pewnej hinduskiej wiosce żył niezwykle jadowity wąż. Siał postrach w całej
okolicy. Miał zwyczaj kąsać i atakować
każdego kto się do niego zbliżał. Wszystkich terroryzował swym sykiem.
Mieszkańcy
wioski nie wiedząc co począć poprosili pewnego wędrownego sadhu o interwencję.
Święty mędrzec poszedł do węża i przemawiał do niego długo i cierpliwie,
prosząc łagodnie aby zostawił tych
biednych ludzi w spokoju. Przekonywał, że przecież nie są oni ani jego
pożywieniem, ani mu nie zagrażają.
11 listopada 2017
Patriotyzm dla mnie
Źródło:http://pytamy.pl/title,dlaczego-polska
W czasach PRL-u, miałam fantastycznego nauczyciela historii. Nazywał się Ryszard Boryszewski i był jednocześnie zastępcą dyrektora mojej super Szkoły Podstawowej nr 4 w Łomży. Do dziś jest on dla mnie wzorem nauczyciela. Pewnie dziś w czasach, gdy znowu panuje moda na czarno – białe postrzeganie przypięto by mu jakąś łatkę aparatczyka partyjnego, skoro był na kierowniczym stanowisku w oświacie.
8 listopada 2017
The good king
Once upon the time in the Kingdom of Ireland,
there was an old good king. He had three sons.
Unfortunatelly, his country wasn’t in a good condition. The crops failed
year by year and people were starving. The same was with the old king. He was
dying and as it is said he was on his death bed.
Knowing that he called his three sons. He
knew that it was the time to decide who will be the next king.
2 listopada 2017
Opowieść na Zaduszki czyli stara rosyjska bajka o cebuli
Pewnego dnia zmarła kobieta, która przez całe swoje życie nienawidziła wszystkich dokoła. Jej zatroskany anioł stróż, nie bardzo wiedział jak jej pomóc. Co gorsza diabły, nie czekając nawet na sąd ostateczny, porwały ją i wrzuciły do jeziora ognistego. Trafiały tam wszystkie dusze oczekujące na piekło.
31 października 2017
29 października 2017
27 października 2017
21 października 2017
7 października 2017
Kurz czyli nie dajmy się zwieść perfekcyjnym paniom domu
Super tekst znalazłam w angielskim internecie:
'A house becomes a home when you can write 'I love you' on the
furniture.'
I dalej, praktyczna porada, że warstwa kurzu chroni drewno.
Celowo piszę to wczesnym sobotnim popołudniem co by uchronić niestety już nie siebie. Jestem już po porządkach i nie znajdę miejsca na
napis: I love You na parapecie.
Ale za to krótki wiersz biały w stylu anglosaskim:
Życie jest krótkie, więc ciesz się nim !
Odkurzaj jeśli musisz, ale ...
Dust if you must,
But the world's out there with the sun in your eyes
,
The wind in your hair, a flutter of snow, a shower of rain.
This day will not come around, again.
Dust if you must ,
But bear in mind, old age will come and it's not kind.
/Hi, hi, hi –
komentarz polski/
. .
And when you go - and go you must -
you, yourself will make more dust!
Share this with all the wonderful friends in your life.
No właśnie dzielę się z Wami Kochani i lecę na imprezkę do
mojej siostry.
4 października 2017
Dziadek Franek
Dziś imieniny
Franciszka. Imię to kojarzy mi się z moim wielkiej cierpliwości i "oazą spokoju" dziadkiem.
Nigdy nie zapomnę naszych eksperymentów związanych z chrapaniem Dziadka Franka. Mogłyśmy gwizdać, ciągać go za nos. A świętej cierpliwości Dziadek tylko łagodnie nas upominał
i przewracał się na drugi bok. Chociaż teraz wiem, że mógł być bardzo zmęczony.
Do dziś pamiętam jego powykrzywiane od pracy dłonie, obwijające nam w gazety
jajka prosto od kurek, gdy na czas nieobecności Babci musiał na pół roku przejąć wszystkie jej obowiązki.
Z bardzo wczesnego dzieciństwa mam mgliste wspomnienie, jak
wracając z sianokosów na wozie pełnym siana i dzieci, nagle poniosły konie i
wszyscy wylądowaliśmy w rowie. Dopiero po latach zdałam sobie sprawę jak było
to niebezpieczne.
Dziadek choć raczej małomówny, potrafił jednak nas od
czasu do czasu zaskoczyć jakąś mrożącą krew w żyłach opowieścią, najczęściej
o duchach. Najlepiej pamiętam historię o dwóch kolegach, którzy umówili się, że
który pierwszy umrze ten przyjdzie i powie czy jest rzeczywiście życie
pozagrobowe czy nie. Pewnego wieczora jednego z nich obudziło głośne ujadanie
psa za stodołą. Myśląc, że to złodzieje chwycił siekierę i wyszedł pogonić
nieproszonych gości. Okazało się, że był to przyjaciel z wieścią, że życie po
drugiej stronie jest i z pretensjami, że szczuty jest psem i witany siekierą.
Oczywiście następnego dnia okazało się, że kolega umarł tej nocy.
Inna opowieść dotyczyła bożonarodzeniowej nocy. Zawsze po
wigilii dziadek szedł do obory i stajni z opłatkiem do swoich koni i krów. Zapewniał, że tej nocy
zwierzęta naprawdę mówią ludzkim głosem, ale jednocześnie przestrzegał, aby
przypadkiem nie podsłuchiwać. Podobno, kiedyś pewien ciekawy gospodarz przyczaił się by
posłuchać tej mowy i znaleziono go następnego ranka, niestety, nieżywego. Mimo tej opowiastki co roku w wigilię planowaliśmy noc w oborze i już w samym planowaniu było tyle ekscytacji, że na szczęście na tym się nasza wyprawa kończyła.
Nigdy nie słyszałam, aby dziadek z babcią się kłócili,
ale na pewno święci nie byli i nieporozumienia musiały być. Po takiej
cichej awanturce, dziadek rozpoczynał
swoje gniewy i przechodził na strajk głodowy. Ostentacyjnie odmawiał obiadu i
pozostawał o chlebie i mleku.
Babcia, kiedyś już po śmierci dziadka opowiadała mi, że
dziadek nigdy nie nazywał jej po imieniu. Musiało jej być z tego powodu trochę
przykro, ale przypominaliśmy jej wtedy dziadka śpiewy pod tak zwanym wpływem:
„Piorun strzelił w brzezinę / Olcia (imię babci) rączki złożyła / Ratuj Franuś bo ginę”. Dziadek każdy taki alkoholowy eksces okupywał migrenami. Jednym słowem nie miał głowy do picia i zawsze pełen empatii opowiadał inna nieziemską historyjkę. Otóż, tej samej nocy zmarło dwóch mężczyzn: pijak i zawsze szanujący swe zdrowie abstynent. U wrót nieba Św. Piotr z honorami przepuścił pierwszego pijaka. Pełen pretensji szanowany obywatel zaczął się awanturować. Święty Piotr miał łagodzić i tłumaczyć jak ciężkie musiało być życie ochlajtusa, że musiał wspomagać się gorzką trucizną.
Ciekawa historia łączy się z urodzinami dziadka
Franka. Otóż, prababcia Aleksandra miała problemy z donoszeniem ciąży, i
jak to mówiono dzieci jej się nie chowały (troje zmarło w niemowlęctwie). Zrozpaczona udała się do kościoła Ojców
Kapucynów i obiecała, że następne, które się urodzi będzie miało na imię
Franciszek lub Franciszka i będzie chodzić w habicie z kapturem i przepasanym sznurem. Tak też się stało.
Dziadek Franek podobno jako dziecko doznał wielu przykrości od rówieśników
w związku ze swoim oryginalnym strojem. A prababcia miała jeszcze czterech synów i dwie córki- moich wspaniałych
stryjków: Olka, Mietka, Mańka i Heńka i
cudowne ciocie: Hanię i Jadzię.
29 września 2017
Michałki czyli anielskie święto
Po raz pierwszy usłyszałam o anielskim święcie od swojej
babci w czasie wspólnego kopania ziemniaków. Miałam wtedy około czternastu lat
i przeżywałam dziwny okres w swoim życiu, gdy to wolałam iść na wykopki niż na
szkolną dyskotekę. Musiał być wczesny październik, gdyż babcia stwierdziła, że
w zeszłym roku na Michałki wszystko już było wykopane. Mnie od tamtej pory
święto trzech Archaniołów- Michała, Rafała i Gabriela kojarzy się z zapachem
rozoranej ziemi, ciszą na polu przerywaną od czasu do czasu świergotem
zbierających się na coś ptaszków, niskim już, ale jeszcze grzejącym
słońcem i oczywiście wozem pełnym
świeżo wykopanych ziemniaków. Są to moje jedne z najpiękniejszych wspomnień.
Może dlatego, że czułam się wtedy bardzo bezpiecznie, radośnie wracając na wozie pełnym ziemniaków z kochanymi
osobami. Wiedziałam, że zima niestraszna-ziemniaki są.
22 września 2017
Old wives
stories czyli zabobony
źródło: https://pl.pinterest.com
Zdecydowanie nazwa angielska przemawia do mnie bardziej-brzmi po prostu lepiej. Ze zgrozą zauważam, że powoli wkraczam w etap, no powiedzmy starszej żony (27-letni staż małżeński) i z każdym dniem przypomina mi się coraz więcej rodzinnych powiedzonek z gatunki tzw. mądrości życiowych.
Dotyczą one praktycznie każdej dziedziny życia i czasami są bardzo intrygujące.
18 września 2017
Skąd się wzięły grzyby w lesie ?
Grzyby to polska specjalność. Wielu obcokrajowców uważa ich jedzenie za sport ekstremalny grożący życiu. My natomiast nie potrafimy wyobrazić sobie jesieni bez grzybobrania.
http://www.tapeciarnia.pl |
Na temat powstania grzybów istnieje wiele mitów i legend. Większość z nich wiąże się z postacią Chrystusa i św. Piotra. Według jednej z legend podczas ich wędrówki po ziemi głodni zatrzymali się w ubogim gospodarstwie. Gospodyni nie mając czym ich ugościć dała im jedynie podpłomyk na drogę.
W czasie wędrówki po lesie, św. Piotr idąc za Jezusem, ułamał kawałek i zaczął żuć, myśląc, że jego mistrz nie widzi. Chrystus chcąc pokazać, iż jest wszechwiedzący zawołał: „Piotrze!„. Św. Piotr szybko wypluł placek. I tak kilka razy łakomy Piotr podgryzał w ukryciu zapasy. Za kolejnym razem Jezus odwrócił się i rzekł: „Zgrzeszyłeś Piotrze, bo myślałeś, że ja nie wiem wszystkiego„. Św. Piotr błagając o przebaczenie upadł do stóp. Jezus odpuścił mu grzechy, ale żeby chleb się nie zmarnował, zamienił go w grzyby.
Dlatego też na wsiach uważano, że grzybobranie można rozpocząć po 29 czerwca, czyli po święcie Piotra i Pawła, a w kulturze ludowej grzyby trujące nazywano przekleństwem św. Piotra lub łzami Matki Boskiej. I chociaż specjalnie przygotowana mikstura z muchomora była doskonałym środkiem zwalczającym insekty, to niestety, te najbardziej trujące , wykorzystywane były często przez jędzowate żony i okrutników mężów do wiadomych celów. Niektóre z nich, jak na przykład trufle czy smardze, były natomiast uważane za naturalne afrodyzjaki, pomocne w zabiegach miłosnych.
Wybierając się do lasu trzeba było założyć znoszone ubranie, a nożyk trzymać w ukryciu, aby grzyby się nie wystraszyły. Grzyby trujące należało pozostawić w nienaruszonym stanie, nie wolno było ich niszczyć, wierzono bowiem, że mogą przekazać jad na dobre grzyby. Chodzono zazwyczaj w pojedynkę, ponieważ rozmowy z kompanem mogłyby odstraszyć grzyby, które podobno mogą chować się na dźwięk ludzkiego głosu.
Grzyby rosną w lesie, w miejscach, które były uważane za groźne i niezbadane. Dlatego wiele gatunków nosi takie nazwy jak: szatan, czy kozie rożki. Jak wiadomo rosną one w nocy, a noc zawsze utożsamiana była ze śmiercią i światem podziemnym. Warto przypomnieć, iż w Wigilię spożywa się grzyby, ponieważ według wierzeń, w tym dniu odwiedzają nas duchy zmarłych przodków.
Mam nadzieję, że tych kilka niesamowitych historii o grzybach nie odstraszy nikogo od wyprawy do lasu. Pamiętajmy jednak sukces gwarantuje: brak nożyka (wytrawni grzybiarze wiedzą, że grzyby się wykręca), znoszony outfit i boska cisza.
Uwaga! Znowu pada! Będą grzyby i grzybowe łowy!
Darz bór!
11 września 2017
Opowieść o mądrym mnichu i o ćwiczeniu uważności
źródło:http://www.tapeciarnia.pl/
W dalekim biednym królestwie panował władca, który był zapatrzonym w siebie egoistą.
Lubił objeżdżać swoje włości i zadawać poddanym trzy pytania. Obywatele uczyli się odpowiadać na nie już od kołyski. Król, więc w swej pysze, słuchał zawsze tych samych, jedyne słusznych odpowiedzi i to utwierdzało go w niezachwianym przekonaniu o jego mocy i chwale.
W dalekim biednym królestwie panował władca, który był zapatrzonym w siebie egoistą.
Lubił objeżdżać swoje włości i zadawać poddanym trzy pytania. Obywatele uczyli się odpowiadać na nie już od kołyski. Król, więc w swej pysze, słuchał zawsze tych samych, jedyne słusznych odpowiedzi i to utwierdzało go w niezachwianym przekonaniu o jego mocy i chwale.
4 września 2017
Motyl w naszych rękach
Na początek roku szkolnego opowieść, którą uwielbiają moi uczniowie, a ja również czerpię niesamowitą przyjemność przekazując ją kolejnym rocznikom. Usłyszałam tą historię dawno temu na warsztatach ze storytelling’u w Canterbury.
źródło: http://www.tapeciarnia.pl
Oto jej polska wersja. Dawno, dawno temu żył sobie człowiek, który miał dwie fantastyczne córki: mądre, miłe i piękne. Dziewczynki chowały się zdrowo, a ojciec nie miał z nimi żadnego kłopotu do momentu, gdy córki weszły w wiek nastoletni. Zaczęły się dyskusje, bunt i ciągła krytyka ojca. Dziewczęta były bardzo inteligentne, a ich ulubioną rozrywką zaczęło być podważanie autorytetu rodzica przez zadawanie mu podchwytliwych pytań. Umęczony postanowił wysłać córki do szkoły prowadzonej przez starego nauczyciela, który był znany ze swej ogromnej mądrości i cierpliwości.
Oto jej polska wersja. Dawno, dawno temu żył sobie człowiek, który miał dwie fantastyczne córki: mądre, miłe i piękne. Dziewczynki chowały się zdrowo, a ojciec nie miał z nimi żadnego kłopotu do momentu, gdy córki weszły w wiek nastoletni. Zaczęły się dyskusje, bunt i ciągła krytyka ojca. Dziewczęta były bardzo inteligentne, a ich ulubioną rozrywką zaczęło być podważanie autorytetu rodzica przez zadawanie mu podchwytliwych pytań. Umęczony postanowił wysłać córki do szkoły prowadzonej przez starego nauczyciela, który był znany ze swej ogromnej mądrości i cierpliwości.
22 sierpnia 2017
Stoicyzm - czy to się opłaca czyli jak przetrwać burze - dwie historie ku refleksji ;)
źródło:www.tapety-tablet.com/
Stoicyzm
najczęściej kojarzy nam się z biernością, a czasami nawet z apatią. Nic
bardziej mylnego. Starożytni stoicy uważali, że światem kieruje pewna rozumna
siła i często nie mamy wpływu na zatrzymanie biegu rzeczy. W obliczu szalejącej burzy czy innej klęski lub życiowego nieszczęścia często jesteśmy bezradni.
Mówiąc
krótko nie warto się miotać, poddawać emocjom czy szukać winnych. Według
filozofii stoickiej musimy pogodzić się ze światem co jednak nie oznacza
rezygnacji z działania.
I
tu posłużę się historią o sterniku w czasie burzy. Nie poddaje się on lękom
przed wiatrem i grzmotami, nie denerwuje się na innych żeglarzy i nie wyklina ich brawurowego i niebezpieczne zachowania. Skupiony, spokojnie analizuje i reaguje na
zmieniające się warunki by w końcu bezpiecznie zacumować w porcie. Podczas
akcji nie myśli, że działanie jego może budzić podziw, nie traci też czasu na
strach przed porażką. Wie, że nie może wstrzymać burzy, ale po prostu robi to co należy.
12 sierpnia 2017
Człowiek z książką czyli co robić, aby czuć się spełnionym i szczęśliwym.
źródło:http://favim.com/image/
Był raz sobie człowiek, który bardzo chciał mieć
pewną książkę. Zobaczył ją na wystawie w księgarni. Była wyjątkowo
piękna. Taka, którą rzadko się spotyka. Człowiek nie mógł jej kupić tak po
prostu, od razu, bo była zbyt droga. Musiał wiele dni pracować i odkładać , aby wreszcie ją mieć.
I w końcu przyszedł ten dzień … i kupił to o czym tak marzył. Był szczęśliwy, że w końcu ją zdobył.
Jakiś czas później odwiedził go przyjaciel.
Zastał go siedzącego przygaszonego z piękną książką leżącą na stole.
— O, widzę, że masz nareszcie tę książkę, której tak pragnąłeś, ale dlaczego jesteś taki ponury? – zapytał.
— Smutno mi – odparł . — To prawda, że marzyłem o
niej (spojrzał na książkę), ale im dłużej jej się przyglądam, tym coraz
bardziej mi smutno i jeszcze bardziej mi czegoś brakuje…
— Przecież ją w końcu masz – O to ci przecież chodziło?!
— Nie wiem – zdawały się odpowiadać jego oczy.
Przyjaciel przyjrzał mu się uważnie. Przyjrzał się przepięknej
książce, którą trzymał w dłoniach i w końcu zapytał:
— Masz super książkę – dlaczego nie zaczniesz jej po prostu czytać?
Człowiek otworzył książkę. Spojrzał do środka, a w jego oczach pojawiły się łzy:
— Nikt nie nauczył mnie czytać – powiedział.
Morał: Uczmy się dostrzegać i cieszyć z tego co osiągnęliśmy, nawet z tych małych rzeczy bo jak mówią słowa popularnej piosenki "wzór na szczęście w nich zapisany jest".
Czy ktoś zna jakiegoś dobrego nauczyciela, bo ja tak. Polecam mojego kota Chico. Jest królem domu i mruczy z zadowolenia jak traktor przy byle okazji. Wystarczy na przykład podrapać go za uchem ;)
Czy ktoś zna jakiegoś dobrego nauczyciela, bo ja tak. Polecam mojego kota Chico. Jest królem domu i mruczy z zadowolenia jak traktor przy byle okazji. Wystarczy na przykład podrapać go za uchem ;)
6 sierpnia 2017
Przedziwna historia o dwóch siostrach czyli śląska Balladyna
Każdy ma jakąś bajkę z dzieciństwa, która z bliżej niewiadomych powodów zapadła mu w pamięci. Ta śląska powiarka Gustawa Morcinka jest bajką, której daleko do politycznej poprawności współczesnych opowieści dla dzieci. Oto moje opracowanie historii, którą kiedyś czytała nam mama.
Były raz dwie siostry.
Tej starszej było na imię Placyda, a ta druga młodsza, nazywała się Stazyjka.
Placyda była piękna, lecz Stazyjka według Placydy była jeszcze piękniejsza. Placyda miała czarne włosy, czarne
oczy, różane policzki i była ponura. Gdy szła ścieżką przez las wszystkie ptaki
milkły. Jedynie gawrony darły się i krakały bardzo szpetnie. A gdy szła przez
ogród lub łąkę kwiaty mdlały i więdły.
- Czemu siostrzyczko jesteś taka ponura? –pytała nieraz Stazyjka
Każdy ma jakąś bajkę z dzieciństwa, która z bliżej niewiadomych powodów zapadła mu w pamięci. Ta śląska powiarka Gustawa Morcinka jest bajką, której daleko do politycznej poprawności współczesnych opowieści dla dzieci. Oto moje opracowanie historii, którą kiedyś czytała nam mama.
Były raz dwie siostry.
Tej starszej było na imię Placyda, a ta druga młodsza, nazywała się Stazyjka.
Placyda była piękna, lecz Stazyjka według Placydy była jeszcze piękniejsza. Placyda miała czarne włosy, czarne
oczy, różane policzki i była ponura. Gdy szła ścieżką przez las wszystkie ptaki
milkły. Jedynie gawrony darły się i krakały bardzo szpetnie. A gdy szła przez
ogród lub łąkę kwiaty mdlały i więdły.
- Czemu siostrzyczko jesteś taka ponura? –pytała nieraz Stazyjka
- Daj mi spokój ty małpo zielona ! – odburkiwała Placyda
A trzeba wiedzieć, że Stazyjka
nie była wcale podobna do zielonej małpy.
Tymczasem w dalekim kraju mieszkał królewicz o
imieniu Janek. Ojciec jego , król Szłapeta III, miał z nim sto kłopotów bo
Jankowi nie podobała się żadna księżniczka. Jedna była zezowata, inna kulawa,
trzecia garbata, czwarta się jąkała, piąta była skąpa, szósta gadatliwa, siódma
chrapała, ósma nie umiała do trzech zliczyć, dziewiąta znowu wszystkie rozumy
pozjadała.
Cóż było robić nadworny astrolog spojrzał w gwiazdy i tam odnalazł na niebie
bliźniaczą gwiazdę królewicza - gwiazdę Stazyjki. Janek wyruszył na jej
poszukiwanie.
Jechał, jechał i jechał i próżno się o Stazyjkę
dopytywał. Dopiero za dziewiątą górą spotkał
pustelnika z długą białą brodą, który świetnie dogadywał się ze srokami
plotkarkami i obiecał wysłać je na zwiady. Sroki gdy wróciły gadały jedna przez
drugą, że to i tamto, że to okropnie daleko, że na drodze czai się szpetny
smok, że w lesie siedzi dwunastu rozbójników, że trzeba przepłynąć wielkie
morze, lecz w tym morzy jest olbrzymi wieloryb- ten sam co połknął Jonasza i
tylko czeka na następnego śmiałka.
Królewicza
jednak to nie przestraszyło zwłaszcza, że dowiedział się, że iść warto bo za
morzem w nędznej chałupinie pod lasem mieszkają dwie siostry Placyda i
Stazyjka. I że ta Placyda wymyśla Stazyjce od zielonej małpy i obiecuje jej
oczy wydrapać, Stazyka zaś uśmiecha się i na każde słowo Placydy odpowiada
dobrym słowem i uśmiechem.
Sroki objaśniły Jankowi drogę, skrzecząc, że ma iść
prosto, cały czas za własnym nosem, a smokowi, rozbójnikom i wielorybowi ma
mówić, że szuka Stazyjki. Zapewniały, że wszystko będzie dobrze, musi się tylko
strzec zdrady.
Janek podziękował pustelnikowi i srokom i pojechał prosto
za nosem. I znów jechał z miesiąc cały, aż dotarł do krainy smoka. Królewicz
choć widział już mnóstwo smoków, lecz takiego brzydala z łbem ropuchy i kaczymi
stopami jeszcze nie spotkał. Jednym słowem straszydło na wróble, a nie smok.
Smok zjadłby od razu Janka na śniadanie, ale udało mu się na szczęście
wykrztusić, że szuka Stazyjki. I to magiczne imię sprawiło, że smok się
rozanielił. Dopytał się czy chodzi mu o tą piękną dziewczynę, która wybiera mu
pchły z grzbietu, a jak się uśmiechnie
to niebo się otwiera. Upewniwszy się, że mówią o tej samej osobie, smok
kategorycznie nakazał Jankowi jechać szybko, żenić się ze Stazyjką i strzec się
Placydy i zdrady.
Królewicz pojechał więc znów prosto za nosem w las.
Nie ujechał nawet mili, gdy zza krzaków wyskoczyło dwunastu kostropatych,
kudłatych i szczerbatych rozbójników z pijackimi nochalami. Janek się trochę
zdziwił, bo choć gęby mieli zakazane, to jednak ubrani byli w białe uprasowane
koszule, pięknie połatane spodnie, a najstarszy miał nawet krawat pod szyją.
I znów ta sama historia. Ledwie Janek wymówił imię
Stazyjki a już wszyscy zaczęli wzdychać, przewracać oczami z zachwytu. Okazało
się, że wszyscy kochają się w Stazyjce, której oczy to kawałki nieba, a gdy się
uśmiechnie to jakbyś beczkę wina wytrąbił za jednym zamachem. I z anielskimi
uśmiechami zaczęli opowiadać dalej Jankowi jak to Stazyjka zabrania im kląć,
chlić, jak pierze i łata ich koszule i namawia aby wstąpili do zakonu i klepali
pacierze.
Gdy rozbójnicy dowiedzieli się, że Królewicz chce ożenić
się ze Stazyjką, zaczęli przestrzegać go przed Placydą –czarownicą, która
zamienia im wino w zwykłą wodę, nasyła
na nich robactwo, a ludziom płata jeszcze znacznie gorsze psoty. Kazali Jankowi strzec się zdrady i Placydy.
Po tej miłej dżentelmeńskiej rozmowie Królewicz
pojechał dalej prosto za swoim nosem by odszukać Stazyjkę. Zatrzymał się
dopiero na brzegu morza i dumał jak przedostać się na drugą stronę. I niechybnie stałby się obiadem wieloryba
gdyby znów w porę nie wymówił imienia
Stazyjki. Okazało się, że uratowała ona wielorybowi życie gdy jej sprytna
złośliwa siostra złowiła go na wielką wędę i chciała zasolić w beczce jak
śledzia. Gdy wieloryb dowiedział się, że Janek jedzie prosić Stazyjkę o rękę
wsadził go na grzbiet i pożeglowali na drugi koniec morza. Tam zostawił
Królewicza mówiąc, że do domu Stazyjki ma już niedaleko i by strzegł się zdrady
i Placydy.
Janek wskoczył na konia i ruszył prosto za nosem ku
białej chatce Stazyjki i jej ponurej złej siostry Placydy, gdzie czerwieniły
się malwy, żółciły dziewanny, a w oknie wdzięczyły się ułanki, czyli
fuksje.
Zdziwił się nie na żarty gdy tuż przed domem spotkał
witającą go procesję, z kruczowłosą dziewczyną śpiewającą zachrypłym głosem coś
o kołaczach i winie. Domyślił się, że to Placyda i osłupiał gdy ta rzuciła mu
się na szyję i zaczęła przemowę jak to strasznie pragnie być jego królową,
siedzieć na złotym tronie, otruć muchomorami jego ojca Szłapetę III i panować.
Opowiedziała, że Stazyjka to latawica, poszła do lasu i przepadła. Może skubie
pchły smokowi albo robi pranie rozbójnikom. Janek wpadł do chatki Stazyjki. A
tam rzeczywiście znalazł starą matkę, która zalewała się łzami wspominając
Stazyjkę, po której ślad zaginął jak poszła z Placydą na maliny.
Królewicz teraz już wszystko zrozumiał. Pociemniało
mu w oczach z okrutnej żałości. Złamany na duchu dosiadł swego rumaka, zdał się
na jego wolę i płacząc nie zauważył, że w gęstym lesie zaszedł mu drogę stary drwal z siekierą.
Drwal tknięty litością kazał Jankowi natychmiast
przestać beczeć i zapewnił, że Stazyjka żyje, po czym wręczył Królewiczowi
siekierę aby drzewa ścinał.
Plan drwala był taki, że
on będzie medytował ze srokami jak odzyskać Stazyjkę, a Janek w tym czasie
będzie drzewa rąbał i korona mu z głowy nie spadnie, bo on już nie takich
królów widział. I tu rozpoczął opowieść jak to zwiedził pół świata i widział
jednego króla jak pasł kozy pod swoim zamkiem, drugiego co sam deptał kapustę w
beczce, a trzeciego orżnął w karty.
Tak więc biedny Janek
odwiesił zbroję i hełm z pawim piórem i całymi dniami walił siekierą i popluwał
w dłonie. A co walnął, choć ręce mu puchły i w krzyżu łupało, radował się
myślą, że z każdym cięciem przybliża chwilę, w której odzyska Stazyjkę.
Tak tez się stało. Drwal
nie próżnował. Wywiedział się, że Placyda zamieniła siostrę w kalinę i kwestią
czasu i wytrwałości jest odszukać ten właściwy krzak. Wpadli też na pomysł aby
robić fujarki z kalinowych gałęzi. Wierzcie lub nie ale w końcu jedna z fujarek
smętnie zanuciła dziewczęcym głosem:
Graj Janeczku graj Bóg ci
pomagaj !
Po czym kalina zaszumiała
i zamieniła się w śliczną jasnowłosą Stazyjkę.
Co się potem działo trudno
opisać. Dość, że drwal beczał ze wzruszenia, a Janek i Stazyjka szeptali
uskrzydlone słowa, patrzyli sobie w
oczy i tak im było jakby niebo się otworzyło.
Na drugi dzień wrócili do
domu i dali Placydzie piszczałkę, Która wyśpiewała słowa:
Graj siostrzyczko graj Bóg
cię pokaraj !
Słysząc to Placyda
wezbrała taką złością, że diabli ją wzięli i pękła jak purchawka.
A potem już było wesele
takie jakiego jeszcze na świecie nie było. Najbardziej cieszył się król
Szłapeta III i z tej radości wytrąbił siedem beczek wina.
I ja tam byłam miód i wino
piłam, a co widziałam i słyszałam wiernie tu opisałam.
Opracowane na podstawie
bajki „Przedziwna historia o dwóch siostrach” ze zbioru
„Przedziwne śląskie powiarki” wyd. przez Nasza Księgarnia 1967
Ku przestrodze: Z wiadomych względów nie czytać siostrom, z których jedna jest brunetką, a druga blondynką. Istnieje możliwość próby identyficji z jedną z bohaterek i późniejszego, choćby w żartach, rzucania wyzwisk typu: "ty Stazyjko jedna" lub "odpuść Placydo".
A trzeba wiedzieć, że Stazyjka
nie była wcale podobna do zielonej małpy.
Tymczasem w dalekim kraju mieszkał królewicz o
imieniu Janek. Ojciec jego , król Szłapeta III, miał z nim sto kłopotów bo
Jankowi nie podobała się żadna księżniczka. Jedna była zezowata, inna kulawa,
trzecia garbata, czwarta się jąkała, piąta była skąpa, szósta gadatliwa, siódma
chrapała, ósma nie umiała do trzech zliczyć, dziewiąta znowu wszystkie rozumy
pozjadała.
Cóż było robić nadworny astrolog spojrzał w gwiazdy i tam odnalazł na niebie
bliźniaczą gwiazdę królewicza - gwiazdę Stazyjki. Janek wyruszył na jej
poszukiwanie.
Jechał, jechał i jechał i próżno się o Stazyjkę
dopytywał. Dopiero za dziewiątą górą spotkał
pustelnika z długą białą brodą, który świetnie dogadywał się ze srokami
plotkarkami i obiecał wysłać je na zwiady. Sroki gdy wróciły gadały jedna przez
drugą, że to i tamto, że to okropnie daleko, że na drodze czai się szpetny
smok, że w lesie siedzi dwunastu rozbójników, że trzeba przepłynąć wielkie
morze, lecz w tym morzy jest olbrzymi wieloryb- ten sam co połknął Jonasza i
tylko czeka na następnego śmiałka.
Królewicza
jednak to nie przestraszyło zwłaszcza, że dowiedział się, że iść warto bo za
morzem w nędznej chałupinie pod lasem mieszkają dwie siostry Placyda i
Stazyjka. I że ta Placyda wymyśla Stazyjce od zielonej małpy i obiecuje jej
oczy wydrapać, Stazyka zaś uśmiecha się i na każde słowo Placydy odpowiada
dobrym słowem i uśmiechem.
Sroki objaśniły Jankowi drogę, skrzecząc, że ma iść
prosto, cały czas za własnym nosem, a smokowi, rozbójnikom i wielorybowi ma
mówić, że szuka Stazyjki. Zapewniały, że wszystko będzie dobrze, musi się tylko
strzec zdrady.
Janek podziękował pustelnikowi i srokom i pojechał prosto
za nosem. I znów jechał z miesiąc cały, aż dotarł do krainy smoka. Królewicz
choć widział już mnóstwo smoków, lecz takiego brzydala z łbem ropuchy i kaczymi
stopami jeszcze nie spotkał. Jednym słowem straszydło na wróble, a nie smok.
Smok zjadłby od razu Janka na śniadanie, ale udało mu się na szczęście
wykrztusić, że szuka Stazyjki. I to magiczne imię sprawiło, że smok się
rozanielił. Dopytał się czy chodzi mu o tą piękną dziewczynę, która wybiera mu
pchły z grzbietu, a jak się uśmiechnie
to niebo się otwiera. Upewniwszy się, że mówią o tej samej osobie, smok
kategorycznie nakazał Jankowi jechać szybko, żenić się ze Stazyjką i strzec się
Placydy i zdrady.
Królewicz pojechał więc znów prosto za nosem w las.
Nie ujechał nawet mili, gdy zza krzaków wyskoczyło dwunastu kostropatych,
kudłatych i szczerbatych rozbójników z pijackimi nochalami. Janek się trochę
zdziwił, bo choć gęby mieli zakazane, to jednak ubrani byli w białe uprasowane
koszule, pięknie połatane spodnie, a najstarszy miał nawet krawat pod szyją.
I znów ta sama historia. Ledwie Janek wymówił imię
Stazyjki a już wszyscy zaczęli wzdychać, przewracać oczami z zachwytu. Okazało
się, że wszyscy kochają się w Stazyjce, której oczy to kawałki nieba, a gdy się
uśmiechnie to jakbyś beczkę wina wytrąbił za jednym zamachem. I z anielskimi
uśmiechami zaczęli opowiadać dalej Jankowi jak to Stazyjka zabrania im kląć,
chlić, jak pierze i łata ich koszule i namawia aby wstąpili do zakonu i klepali
pacierze.
Gdy rozbójnicy dowiedzieli się, że Królewicz chce ożenić
się ze Stazyjką, zaczęli przestrzegać go przed Placydą –czarownicą, która
zamienia im wino w zwykłą wodę, nasyła
na nich robactwo, a ludziom płata jeszcze znacznie gorsze psoty. Kazali Jankowi strzec się zdrady i Placydy.
Po tej miłej dżentelmeńskiej rozmowie Królewicz
pojechał dalej prosto za swoim nosem by odszukać Stazyjkę. Zatrzymał się
dopiero na brzegu morza i dumał jak przedostać się na drugą stronę. I niechybnie stałby się obiadem wieloryba
gdyby znów w porę nie wymówił imienia
Stazyjki. Okazało się, że uratowała ona wielorybowi życie gdy jej sprytna
złośliwa siostra złowiła go na wielką wędę i chciała zasolić w beczce jak
śledzia. Gdy wieloryb dowiedział się, że Janek jedzie prosić Stazyjkę o rękę
wsadził go na grzbiet i pożeglowali na drugi koniec morza. Tam zostawił
Królewicza mówiąc, że do domu Stazyjki ma już niedaleko i by strzegł się zdrady
i Placydy.
Janek wskoczył na konia i ruszył prosto za nosem ku
białej chatce Stazyjki i jej ponurej złej siostry Placydy, gdzie czerwieniły
się malwy, żółciły dziewanny, a w oknie wdzięczyły się ułanki, czyli
fuksje.
Zdziwił się nie na żarty gdy tuż przed domem spotkał
witającą go procesję, z kruczowłosą dziewczyną śpiewającą zachrypłym głosem coś
o kołaczach i winie. Domyślił się, że to Placyda i osłupiał gdy ta rzuciła mu
się na szyję i zaczęła przemowę jak to strasznie pragnie być jego królową,
siedzieć na złotym tronie, otruć muchomorami jego ojca Szłapetę III i panować.
Opowiedziała, że Stazyjka to latawica, poszła do lasu i przepadła. Może skubie
pchły smokowi albo robi pranie rozbójnikom. Janek wpadł do chatki Stazyjki. A
tam rzeczywiście znalazł starą matkę, która zalewała się łzami wspominając
Stazyjkę, po której ślad zaginął jak poszła z Placydą na maliny.
Królewicz teraz już wszystko zrozumiał. Pociemniało
mu w oczach z okrutnej żałości. Złamany na duchu dosiadł swego rumaka, zdał się
na jego wolę i płacząc nie zauważył, że w gęstym lesie zaszedł mu drogę stary drwal z siekierą.
Drwal tknięty litością kazał Jankowi natychmiast
przestać beczeć i zapewnił, że Stazyjka żyje, po czym wręczył Królewiczowi
siekierę aby drzewa ścinał.
Plan drwala był taki, że
on będzie medytował ze srokami jak odzyskać Stazyjkę, a Janek w tym czasie
będzie drzewa rąbał i korona mu z głowy nie spadnie, bo on już nie takich
królów widział. I tu rozpoczął opowieść jak to zwiedził pół świata i widział
jednego króla jak pasł kozy pod swoim zamkiem, drugiego co sam deptał kapustę w
beczce, a trzeciego orżnął w karty.
Tak więc biedny Janek
odwiesił zbroję i hełm z pawim piórem i całymi dniami walił siekierą i popluwał
w dłonie. A co walnął, choć ręce mu puchły i w krzyżu łupało, radował się
myślą, że z każdym cięciem przybliża chwilę, w której odzyska Stazyjkę.
Tak tez się stało. Drwal
nie próżnował. Wywiedział się, że Placyda zamieniła siostrę w kalinę i kwestią
czasu i wytrwałości jest odszukać ten właściwy krzak. Wpadli też na pomysł aby
robić fujarki z kalinowych gałęzi. Wierzcie lub nie ale w końcu jedna z fujarek
smętnie zanuciła dziewczęcym głosem:
Graj Janeczku graj Bóg ci
pomagaj !
Po czym kalina zaszumiała
i zamieniła się w śliczną jasnowłosą Stazyjkę.
Co się potem działo trudno
opisać. Dość, że drwal beczał ze wzruszenia, a Janek i Stazyjka szeptali
uskrzydlone słowa, patrzyli sobie w
oczy i tak im było jakby niebo się otworzyło.
Na drugi dzień wrócili do
domu i dali Placydzie piszczałkę, Która wyśpiewała słowa:
Graj siostrzyczko graj Bóg
cię pokaraj !
Słysząc to Placyda
wezbrała taką złością, że diabli ją wzięli i pękła jak purchawka.
A potem już było wesele
takie jakiego jeszcze na świecie nie było. Najbardziej cieszył się król
Szłapeta III i z tej radości wytrąbił siedem beczek wina.
I ja tam byłam miód i wino
piłam, a co widziałam i słyszałam wiernie tu opisałam.
Opracowane na podstawie
bajki „Przedziwna historia o dwóch siostrach” ze zbioru
„Przedziwne śląskie powiarki” wyd. przez Nasza Księgarnia 1967
2 sierpnia 2017
Jak żyć ;)
Kiedyś dawno, dawno temu znalazłam w sieci tzw. łańcuszek. Z zasady nie przesłałam dalej. Z perspektywy czasu widzę, że niektóre rady są bardzo praktyczne i mogą być inspiracją do dobrych opowieści. Polecam, bez obowiązku: prześlij dalej.
WSKAZÓWKI NA LEPSZE ŻYCIE:
-
Dawaj ludziom więcej, niż mogliby się spodziewać i rób to z przyjemnością.
-
Naucz się na pamięć swojego ulubionego wiersza.
-
Nie wierz we wszystko, co usłyszysz, nie wydawaj wszystkiego, co masz i nie śpij tyle, ile byś pragnął.
-
Kiedy mówisz kocham, mów to na serio.
-
Kiedy mówisz przykro mi, patrz w oczy rozmówcy.
-
Ożeń się nie wcześniej niż po sześciu miesiącach narzeczeństwa.
-
Nigdy sobie nie żartuj ze snów innych ludzi.
Dawaj ludziom więcej, niż mogliby się spodziewać i rób to z przyjemnością.
Naucz się na pamięć swojego ulubionego wiersza.
Nie wierz we wszystko, co usłyszysz, nie wydawaj wszystkiego, co masz i nie śpij tyle, ile byś pragnął.
Kiedy mówisz kocham, mów to na serio.
Kiedy mówisz przykro mi, patrz w oczy rozmówcy.
Ożeń się nie wcześniej niż po sześciu miesiącach narzeczeństwa.
Nigdy sobie nie żartuj ze snów innych ludzi.
26 lipca 2017
Św.Anna i wróble
Bardzo lubię imię Ania. Noszą je liczne fantastyczne kobiety i dziewczęta, które znam i mogę śmiało powiedzieć cytując klasyka, że wszystkie Anki to fajne dziewczyny.
źródło:https://pl.wikipedia.org/wiki/malowidło z Faras
No cóż, Anna (hebrajskie Hanna-łaska) to jedno z najpopularniejszych imion w Polsce. Było to też imię mamy Maryi i pewnie tylko najstarsi pamiętają, że dawniej dzień św. Anny obchodzono jako Dzień Matki, przekazując sobie opowieść o jej tęsknych modlitwach o dziecko.
A oto i ta historia znana z Protoewangelii Jakuba, apokryfu, który powstał zaledwie sto lat po ewangeliach.
Św. Anna i wróble
Choć Anna mogła być wzorem dobrej żony, a ich małżeństwo z Joachimem było bardzo szczęśliwe, to jednak przez 20 lat nie doczekali się potomstwa. W kulturze żydowskiej brak dziecka uważany był za hańbę i karę Bożą. Para w pokorze znosiła tą niesławę, tylko w modlitwie przed Bogiem wyjawiając swój smutek.
21 lipca 2017
Opowieść o wolności - the freedom song
Dzisiaj krótko i na temat czyli
opowieść „The freedom song”. Bez tłumaczenia, bo przecież nawet dzieci wiedzą,
że freedom to nie wolna chata, tylko coś znacznie innego.
źródło: http://favim.com/image/5182281/
Dawno, dawno temu żył sobie pyszny i hardy myśliwy.
Pewnego razu idąc przez las zobaczył przepięknej urody ptaszka z błyszczącym
złotym dzióbkiem, zielonymi skrzydełkami i czerwonym ogonkiem. Ptaszek szczęśliwy
latał z gałęzi na gałąź i ćwierkał wesoło: „Na-na, na-na-na.”
18 lipca 2017
Opowieść z Camino de Santiago
Dziś rano Facebook zaproponował mi opublikowanie wspomnienia
z przed roku, czyli dojście do Santiago.
Pamiętam, przede wszystkim moje uczucie - typowe„feeling
bottled” gdy na mszy dla pielgrzymów byliśmy świadkami odpalenia i rozhuśtania
ogromnej kadzielnicy. To samo czuł mój małżonek. Zgodnie
stwierdziliśmy, że prawdziwe jest powiedzenie: Caminando es el camino / Sama wędrówka jest drogą
12 lipca 2017
Zygdzig Mig czyli jak powstają opowieści
Jako początkująca bloggerka w średnim wieku postanowiłam
dziś wyjąć wszystkie swoje zapiski,
pamiętniki, kalendarze z opowieściami i olaboga !
Rzeczywiście kontent analogowy mam, tylko jak to teraz
scyfryzować z głową.
Podświadomość podpowiedziała: Pisz tylko szczerze i z dobrą
intencją.
Praktyczna świadomość zmusiła do działania. Postanowiłam
uporządkować nazwijmy to archiwum.
Jako osoba roztrzepana, acz w miarę zrównoważona przypomniałam sobie o pewnym kalendarzu z
2014 roku, który już nie raz miałam wyrzucić na makulaturę, ale jak
krawiec Zygdzig Mig w porę się
powstrzymałam.
10 lipca 2017
Skarpety - czyli czy rzeczy mają prawo do nowego życie we dwoje i jak tego dokonać
Obudziłam się dziś rano z myślą, że oto dziś napiszę
pierwszego posta na mojego bloga.
Zamierzałam zacząć jakąś opowieścią, w nawiązaniu do zdjęcia
w tle czyli: Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami..... . I tu jak zwykle
samo życie. W drodze do laptopa natknęłam się na górę skarpet. To zajęcie
pochłonęło mi co najmniej pół godziny
życia i niestety nie zakończyło się pełnym sukcesem, ale za to głęboką
refleksją:
Ktoś kto kiedykolwiek
segregował pranie wie o czym mówię i rozumie uczucia: złości-jak to możliwe.
Jak wiemy złość jest emocją bardzo dobrą i przydatną. Gdybyśmy się nie
„wkurzali” regularnie nie byłoby
postępu i najprawdopodobniej dalej bylibyśmy jaskiniowcami.
Przejdźmy jednak do skarpet, a raczej do życiowych
skarpetowych porad. Co robić ?
Rada nr 1 – dla leniwych
Zostawić bałagan w skarpetach, wierząc, że zawsze się jakieś
dwie znajdą.
Zaleta: Nie marnujesz czasu, zdajesz się na los. Jesteś ufny
i zdystansowany.
Wada: W końcu chaos w skarpetach i ich powiększająca się
sterta sprawi, że nerwy puszczą. Znając życie problem znalezienia drugiej pary
wyniknie tuż przed jakimś ważnym życiowym momentem.
Rada 2 – czasochłonna, wymaga cierpliwości
O Mnie
Witam,
uwielbiam opowieści.
Gdy w styczniu 1990 roku wyjechałam na tzw. saksy do USA, starłam się z brutalną rzeczywistością. Ja - wówczas młoda, pełna ideałów studentka, prosto z wykładów z filozofii, psychologii itd. trafiłam w nowojorskie towarzystwo kuzynów, z którymi dzieliłam niedolę emigranckiego życia. Na dodatek w Polsce zostawiłam Moją Miłość- przyszłego męża.
Było ciężko. W ramach pocieszeń i nauk życiowych często słyszałam żarcik: „Życie to nie je bajka, życie to je bitwa.” Nie było to dla mnie zabawne.
Dziś wiem, że życie może być bajką. I tak jak w każdej dobrej bajce czasami trzeba zawalczyć i nie raz się zranić niestety. Wierzę, że to jaka będzie nasza bajka zależy od nas.
Dlatego aby odnosić mniejsze rany i wiedzieć jak żyć (hihihi ) zbieram dobre opowieści i lubię się nimi dzielić. Zapraszam do lektury i komentowania
Beata Winko-Rubio
Loving wife and mum of three young adults, teacher, passionate about storytelling and education – po angielsku to trochę lepiej brzmi ;)
uwielbiam opowieści.
Gdy w styczniu 1990 roku wyjechałam na tzw. saksy do USA, starłam się z brutalną rzeczywistością. Ja - wówczas młoda, pełna ideałów studentka, prosto z wykładów z filozofii, psychologii itd. trafiłam w nowojorskie towarzystwo kuzynów, z którymi dzieliłam niedolę emigranckiego życia. Na dodatek w Polsce zostawiłam Moją Miłość- przyszłego męża.
Było ciężko. W ramach pocieszeń i nauk życiowych często słyszałam żarcik: „Życie to nie je bajka, życie to je bitwa.” Nie było to dla mnie zabawne.
Dziś wiem, że życie może być bajką. I tak jak w każdej dobrej bajce czasami trzeba zawalczyć i nie raz się zranić niestety. Wierzę, że to jaka będzie nasza bajka zależy od nas.
Dlatego aby odnosić mniejsze rany i wiedzieć jak żyć (hihihi ) zbieram dobre opowieści i lubię się nimi dzielić. Zapraszam do lektury i komentowania
Beata Winko-Rubio
Loving wife and mum of three young adults, teacher, passionate about storytelling and education – po angielsku to trochę lepiej brzmi ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)