Przedziwna historia o dwóch siostrach czyli śląska Balladyna
Każdy ma jakąś bajkę z dzieciństwa, która z bliżej niewiadomych powodów zapadła mu w pamięci. Ta śląska powiarka Gustawa Morcinka jest bajką, której daleko do politycznej poprawności współczesnych opowieści dla dzieci. Oto moje opracowanie historii, którą kiedyś czytała nam mama.
Były raz dwie siostry.
Tej starszej było na imię Placyda, a ta druga młodsza, nazywała się Stazyjka.
Placyda była piękna, lecz Stazyjka według Placydy była jeszcze piękniejsza. Placyda miała czarne włosy, czarne
oczy, różane policzki i była ponura. Gdy szła ścieżką przez las wszystkie ptaki
milkły. Jedynie gawrony darły się i krakały bardzo szpetnie. A gdy szła przez
ogród lub łąkę kwiaty mdlały i więdły.
- Czemu siostrzyczko jesteś taka ponura? –pytała nieraz Stazyjka
Każdy ma jakąś bajkę z dzieciństwa, która z bliżej niewiadomych powodów zapadła mu w pamięci. Ta śląska powiarka Gustawa Morcinka jest bajką, której daleko do politycznej poprawności współczesnych opowieści dla dzieci. Oto moje opracowanie historii, którą kiedyś czytała nam mama.
Były raz dwie siostry.
Tej starszej było na imię Placyda, a ta druga młodsza, nazywała się Stazyjka.
Placyda była piękna, lecz Stazyjka według Placydy była jeszcze piękniejsza. Placyda miała czarne włosy, czarne
oczy, różane policzki i była ponura. Gdy szła ścieżką przez las wszystkie ptaki
milkły. Jedynie gawrony darły się i krakały bardzo szpetnie. A gdy szła przez
ogród lub łąkę kwiaty mdlały i więdły.
- Czemu siostrzyczko jesteś taka ponura? –pytała nieraz Stazyjka
- Daj mi spokój ty małpo zielona ! – odburkiwała Placyda
A trzeba wiedzieć, że Stazyjka
nie była wcale podobna do zielonej małpy.
Tymczasem w dalekim kraju mieszkał królewicz o
imieniu Janek. Ojciec jego , król Szłapeta III, miał z nim sto kłopotów bo
Jankowi nie podobała się żadna księżniczka. Jedna była zezowata, inna kulawa,
trzecia garbata, czwarta się jąkała, piąta była skąpa, szósta gadatliwa, siódma
chrapała, ósma nie umiała do trzech zliczyć, dziewiąta znowu wszystkie rozumy
pozjadała.
Cóż było robić nadworny astrolog spojrzał w gwiazdy i tam odnalazł na niebie
bliźniaczą gwiazdę królewicza - gwiazdę Stazyjki. Janek wyruszył na jej
poszukiwanie.
Jechał, jechał i jechał i próżno się o Stazyjkę
dopytywał. Dopiero za dziewiątą górą spotkał
pustelnika z długą białą brodą, który świetnie dogadywał się ze srokami
plotkarkami i obiecał wysłać je na zwiady. Sroki gdy wróciły gadały jedna przez
drugą, że to i tamto, że to okropnie daleko, że na drodze czai się szpetny
smok, że w lesie siedzi dwunastu rozbójników, że trzeba przepłynąć wielkie
morze, lecz w tym morzy jest olbrzymi wieloryb- ten sam co połknął Jonasza i
tylko czeka na następnego śmiałka.
Królewicza
jednak to nie przestraszyło zwłaszcza, że dowiedział się, że iść warto bo za
morzem w nędznej chałupinie pod lasem mieszkają dwie siostry Placyda i
Stazyjka. I że ta Placyda wymyśla Stazyjce od zielonej małpy i obiecuje jej
oczy wydrapać, Stazyka zaś uśmiecha się i na każde słowo Placydy odpowiada
dobrym słowem i uśmiechem.
Sroki objaśniły Jankowi drogę, skrzecząc, że ma iść
prosto, cały czas za własnym nosem, a smokowi, rozbójnikom i wielorybowi ma
mówić, że szuka Stazyjki. Zapewniały, że wszystko będzie dobrze, musi się tylko
strzec zdrady.
Janek podziękował pustelnikowi i srokom i pojechał prosto
za nosem. I znów jechał z miesiąc cały, aż dotarł do krainy smoka. Królewicz
choć widział już mnóstwo smoków, lecz takiego brzydala z łbem ropuchy i kaczymi
stopami jeszcze nie spotkał. Jednym słowem straszydło na wróble, a nie smok.
Smok zjadłby od razu Janka na śniadanie, ale udało mu się na szczęście
wykrztusić, że szuka Stazyjki. I to magiczne imię sprawiło, że smok się
rozanielił. Dopytał się czy chodzi mu o tą piękną dziewczynę, która wybiera mu
pchły z grzbietu, a jak się uśmiechnie
to niebo się otwiera. Upewniwszy się, że mówią o tej samej osobie, smok
kategorycznie nakazał Jankowi jechać szybko, żenić się ze Stazyjką i strzec się
Placydy i zdrady.
Królewicz pojechał więc znów prosto za nosem w las.
Nie ujechał nawet mili, gdy zza krzaków wyskoczyło dwunastu kostropatych,
kudłatych i szczerbatych rozbójników z pijackimi nochalami. Janek się trochę
zdziwił, bo choć gęby mieli zakazane, to jednak ubrani byli w białe uprasowane
koszule, pięknie połatane spodnie, a najstarszy miał nawet krawat pod szyją.
I znów ta sama historia. Ledwie Janek wymówił imię
Stazyjki a już wszyscy zaczęli wzdychać, przewracać oczami z zachwytu. Okazało
się, że wszyscy kochają się w Stazyjce, której oczy to kawałki nieba, a gdy się
uśmiechnie to jakbyś beczkę wina wytrąbił za jednym zamachem. I z anielskimi
uśmiechami zaczęli opowiadać dalej Jankowi jak to Stazyjka zabrania im kląć,
chlić, jak pierze i łata ich koszule i namawia aby wstąpili do zakonu i klepali
pacierze.
Gdy rozbójnicy dowiedzieli się, że Królewicz chce ożenić
się ze Stazyjką, zaczęli przestrzegać go przed Placydą –czarownicą, która
zamienia im wino w zwykłą wodę, nasyła
na nich robactwo, a ludziom płata jeszcze znacznie gorsze psoty. Kazali Jankowi strzec się zdrady i Placydy.
Po tej miłej dżentelmeńskiej rozmowie Królewicz
pojechał dalej prosto za swoim nosem by odszukać Stazyjkę. Zatrzymał się
dopiero na brzegu morza i dumał jak przedostać się na drugą stronę. I niechybnie stałby się obiadem wieloryba
gdyby znów w porę nie wymówił imienia
Stazyjki. Okazało się, że uratowała ona wielorybowi życie gdy jej sprytna
złośliwa siostra złowiła go na wielką wędę i chciała zasolić w beczce jak
śledzia. Gdy wieloryb dowiedział się, że Janek jedzie prosić Stazyjkę o rękę
wsadził go na grzbiet i pożeglowali na drugi koniec morza. Tam zostawił
Królewicza mówiąc, że do domu Stazyjki ma już niedaleko i by strzegł się zdrady
i Placydy.
Janek wskoczył na konia i ruszył prosto za nosem ku
białej chatce Stazyjki i jej ponurej złej siostry Placydy, gdzie czerwieniły
się malwy, żółciły dziewanny, a w oknie wdzięczyły się ułanki, czyli
fuksje.
Zdziwił się nie na żarty gdy tuż przed domem spotkał
witającą go procesję, z kruczowłosą dziewczyną śpiewającą zachrypłym głosem coś
o kołaczach i winie. Domyślił się, że to Placyda i osłupiał gdy ta rzuciła mu
się na szyję i zaczęła przemowę jak to strasznie pragnie być jego królową,
siedzieć na złotym tronie, otruć muchomorami jego ojca Szłapetę III i panować.
Opowiedziała, że Stazyjka to latawica, poszła do lasu i przepadła. Może skubie
pchły smokowi albo robi pranie rozbójnikom. Janek wpadł do chatki Stazyjki. A
tam rzeczywiście znalazł starą matkę, która zalewała się łzami wspominając
Stazyjkę, po której ślad zaginął jak poszła z Placydą na maliny.
Królewicz teraz już wszystko zrozumiał. Pociemniało
mu w oczach z okrutnej żałości. Złamany na duchu dosiadł swego rumaka, zdał się
na jego wolę i płacząc nie zauważył, że w gęstym lesie zaszedł mu drogę stary drwal z siekierą.
Drwal tknięty litością kazał Jankowi natychmiast
przestać beczeć i zapewnił, że Stazyjka żyje, po czym wręczył Królewiczowi
siekierę aby drzewa ścinał.
Plan drwala był taki, że
on będzie medytował ze srokami jak odzyskać Stazyjkę, a Janek w tym czasie
będzie drzewa rąbał i korona mu z głowy nie spadnie, bo on już nie takich
królów widział. I tu rozpoczął opowieść jak to zwiedził pół świata i widział
jednego króla jak pasł kozy pod swoim zamkiem, drugiego co sam deptał kapustę w
beczce, a trzeciego orżnął w karty.
Tak więc biedny Janek
odwiesił zbroję i hełm z pawim piórem i całymi dniami walił siekierą i popluwał
w dłonie. A co walnął, choć ręce mu puchły i w krzyżu łupało, radował się
myślą, że z każdym cięciem przybliża chwilę, w której odzyska Stazyjkę.
Tak tez się stało. Drwal
nie próżnował. Wywiedział się, że Placyda zamieniła siostrę w kalinę i kwestią
czasu i wytrwałości jest odszukać ten właściwy krzak. Wpadli też na pomysł aby
robić fujarki z kalinowych gałęzi. Wierzcie lub nie ale w końcu jedna z fujarek
smętnie zanuciła dziewczęcym głosem:
Graj Janeczku graj Bóg ci
pomagaj !
Po czym kalina zaszumiała
i zamieniła się w śliczną jasnowłosą Stazyjkę.
Co się potem działo trudno
opisać. Dość, że drwal beczał ze wzruszenia, a Janek i Stazyjka szeptali
uskrzydlone słowa, patrzyli sobie w
oczy i tak im było jakby niebo się otworzyło.
Na drugi dzień wrócili do
domu i dali Placydzie piszczałkę, Która wyśpiewała słowa:
Graj siostrzyczko graj Bóg
cię pokaraj !
Słysząc to Placyda
wezbrała taką złością, że diabli ją wzięli i pękła jak purchawka.
A potem już było wesele
takie jakiego jeszcze na świecie nie było. Najbardziej cieszył się król
Szłapeta III i z tej radości wytrąbił siedem beczek wina.
I ja tam byłam miód i wino
piłam, a co widziałam i słyszałam wiernie tu opisałam.
Opracowane na podstawie
bajki „Przedziwna historia o dwóch siostrach” ze zbioru
„Przedziwne śląskie powiarki” wyd. przez Nasza Księgarnia 1967
Ku przestrodze: Z wiadomych względów nie czytać siostrom, z których jedna jest brunetką, a druga blondynką. Istnieje możliwość próby identyficji z jedną z bohaterek i późniejszego, choćby w żartach, rzucania wyzwisk typu: "ty Stazyjko jedna" lub "odpuść Placydo".
A trzeba wiedzieć, że Stazyjka
nie była wcale podobna do zielonej małpy.
Tymczasem w dalekim kraju mieszkał królewicz o
imieniu Janek. Ojciec jego , król Szłapeta III, miał z nim sto kłopotów bo
Jankowi nie podobała się żadna księżniczka. Jedna była zezowata, inna kulawa,
trzecia garbata, czwarta się jąkała, piąta była skąpa, szósta gadatliwa, siódma
chrapała, ósma nie umiała do trzech zliczyć, dziewiąta znowu wszystkie rozumy
pozjadała.
Cóż było robić nadworny astrolog spojrzał w gwiazdy i tam odnalazł na niebie
bliźniaczą gwiazdę królewicza - gwiazdę Stazyjki. Janek wyruszył na jej
poszukiwanie.
Jechał, jechał i jechał i próżno się o Stazyjkę
dopytywał. Dopiero za dziewiątą górą spotkał
pustelnika z długą białą brodą, który świetnie dogadywał się ze srokami
plotkarkami i obiecał wysłać je na zwiady. Sroki gdy wróciły gadały jedna przez
drugą, że to i tamto, że to okropnie daleko, że na drodze czai się szpetny
smok, że w lesie siedzi dwunastu rozbójników, że trzeba przepłynąć wielkie
morze, lecz w tym morzy jest olbrzymi wieloryb- ten sam co połknął Jonasza i
tylko czeka na następnego śmiałka.
Królewicza
jednak to nie przestraszyło zwłaszcza, że dowiedział się, że iść warto bo za
morzem w nędznej chałupinie pod lasem mieszkają dwie siostry Placyda i
Stazyjka. I że ta Placyda wymyśla Stazyjce od zielonej małpy i obiecuje jej
oczy wydrapać, Stazyka zaś uśmiecha się i na każde słowo Placydy odpowiada
dobrym słowem i uśmiechem.
Sroki objaśniły Jankowi drogę, skrzecząc, że ma iść
prosto, cały czas za własnym nosem, a smokowi, rozbójnikom i wielorybowi ma
mówić, że szuka Stazyjki. Zapewniały, że wszystko będzie dobrze, musi się tylko
strzec zdrady.
Janek podziękował pustelnikowi i srokom i pojechał prosto
za nosem. I znów jechał z miesiąc cały, aż dotarł do krainy smoka. Królewicz
choć widział już mnóstwo smoków, lecz takiego brzydala z łbem ropuchy i kaczymi
stopami jeszcze nie spotkał. Jednym słowem straszydło na wróble, a nie smok.
Smok zjadłby od razu Janka na śniadanie, ale udało mu się na szczęście
wykrztusić, że szuka Stazyjki. I to magiczne imię sprawiło, że smok się
rozanielił. Dopytał się czy chodzi mu o tą piękną dziewczynę, która wybiera mu
pchły z grzbietu, a jak się uśmiechnie
to niebo się otwiera. Upewniwszy się, że mówią o tej samej osobie, smok
kategorycznie nakazał Jankowi jechać szybko, żenić się ze Stazyjką i strzec się
Placydy i zdrady.
Królewicz pojechał więc znów prosto za nosem w las.
Nie ujechał nawet mili, gdy zza krzaków wyskoczyło dwunastu kostropatych,
kudłatych i szczerbatych rozbójników z pijackimi nochalami. Janek się trochę
zdziwił, bo choć gęby mieli zakazane, to jednak ubrani byli w białe uprasowane
koszule, pięknie połatane spodnie, a najstarszy miał nawet krawat pod szyją.
I znów ta sama historia. Ledwie Janek wymówił imię
Stazyjki a już wszyscy zaczęli wzdychać, przewracać oczami z zachwytu. Okazało
się, że wszyscy kochają się w Stazyjce, której oczy to kawałki nieba, a gdy się
uśmiechnie to jakbyś beczkę wina wytrąbił za jednym zamachem. I z anielskimi
uśmiechami zaczęli opowiadać dalej Jankowi jak to Stazyjka zabrania im kląć,
chlić, jak pierze i łata ich koszule i namawia aby wstąpili do zakonu i klepali
pacierze.
Gdy rozbójnicy dowiedzieli się, że Królewicz chce ożenić
się ze Stazyjką, zaczęli przestrzegać go przed Placydą –czarownicą, która
zamienia im wino w zwykłą wodę, nasyła
na nich robactwo, a ludziom płata jeszcze znacznie gorsze psoty. Kazali Jankowi strzec się zdrady i Placydy.
Po tej miłej dżentelmeńskiej rozmowie Królewicz
pojechał dalej prosto za swoim nosem by odszukać Stazyjkę. Zatrzymał się
dopiero na brzegu morza i dumał jak przedostać się na drugą stronę. I niechybnie stałby się obiadem wieloryba
gdyby znów w porę nie wymówił imienia
Stazyjki. Okazało się, że uratowała ona wielorybowi życie gdy jej sprytna
złośliwa siostra złowiła go na wielką wędę i chciała zasolić w beczce jak
śledzia. Gdy wieloryb dowiedział się, że Janek jedzie prosić Stazyjkę o rękę
wsadził go na grzbiet i pożeglowali na drugi koniec morza. Tam zostawił
Królewicza mówiąc, że do domu Stazyjki ma już niedaleko i by strzegł się zdrady
i Placydy.
Janek wskoczył na konia i ruszył prosto za nosem ku
białej chatce Stazyjki i jej ponurej złej siostry Placydy, gdzie czerwieniły
się malwy, żółciły dziewanny, a w oknie wdzięczyły się ułanki, czyli
fuksje.
Zdziwił się nie na żarty gdy tuż przed domem spotkał
witającą go procesję, z kruczowłosą dziewczyną śpiewającą zachrypłym głosem coś
o kołaczach i winie. Domyślił się, że to Placyda i osłupiał gdy ta rzuciła mu
się na szyję i zaczęła przemowę jak to strasznie pragnie być jego królową,
siedzieć na złotym tronie, otruć muchomorami jego ojca Szłapetę III i panować.
Opowiedziała, że Stazyjka to latawica, poszła do lasu i przepadła. Może skubie
pchły smokowi albo robi pranie rozbójnikom. Janek wpadł do chatki Stazyjki. A
tam rzeczywiście znalazł starą matkę, która zalewała się łzami wspominając
Stazyjkę, po której ślad zaginął jak poszła z Placydą na maliny.
Królewicz teraz już wszystko zrozumiał. Pociemniało
mu w oczach z okrutnej żałości. Złamany na duchu dosiadł swego rumaka, zdał się
na jego wolę i płacząc nie zauważył, że w gęstym lesie zaszedł mu drogę stary drwal z siekierą.
Drwal tknięty litością kazał Jankowi natychmiast
przestać beczeć i zapewnił, że Stazyjka żyje, po czym wręczył Królewiczowi
siekierę aby drzewa ścinał.
Plan drwala był taki, że
on będzie medytował ze srokami jak odzyskać Stazyjkę, a Janek w tym czasie
będzie drzewa rąbał i korona mu z głowy nie spadnie, bo on już nie takich
królów widział. I tu rozpoczął opowieść jak to zwiedził pół świata i widział
jednego króla jak pasł kozy pod swoim zamkiem, drugiego co sam deptał kapustę w
beczce, a trzeciego orżnął w karty.
Tak więc biedny Janek
odwiesił zbroję i hełm z pawim piórem i całymi dniami walił siekierą i popluwał
w dłonie. A co walnął, choć ręce mu puchły i w krzyżu łupało, radował się
myślą, że z każdym cięciem przybliża chwilę, w której odzyska Stazyjkę.
Tak tez się stało. Drwal
nie próżnował. Wywiedział się, że Placyda zamieniła siostrę w kalinę i kwestią
czasu i wytrwałości jest odszukać ten właściwy krzak. Wpadli też na pomysł aby
robić fujarki z kalinowych gałęzi. Wierzcie lub nie ale w końcu jedna z fujarek
smętnie zanuciła dziewczęcym głosem:
Graj Janeczku graj Bóg ci
pomagaj !
Po czym kalina zaszumiała
i zamieniła się w śliczną jasnowłosą Stazyjkę.
Co się potem działo trudno
opisać. Dość, że drwal beczał ze wzruszenia, a Janek i Stazyjka szeptali
uskrzydlone słowa, patrzyli sobie w
oczy i tak im było jakby niebo się otworzyło.
Na drugi dzień wrócili do
domu i dali Placydzie piszczałkę, Która wyśpiewała słowa:
Graj siostrzyczko graj Bóg
cię pokaraj !
Słysząc to Placyda
wezbrała taką złością, że diabli ją wzięli i pękła jak purchawka.
A potem już było wesele
takie jakiego jeszcze na świecie nie było. Najbardziej cieszył się król
Szłapeta III i z tej radości wytrąbił siedem beczek wina.
I ja tam byłam miód i wino
piłam, a co widziałam i słyszałam wiernie tu opisałam.
Opracowane na podstawie
bajki „Przedziwna historia o dwóch siostrach” ze zbioru
„Przedziwne śląskie powiarki” wyd. przez Nasza Księgarnia 1967
1 komentarz:
No cóż ta bajka... Ach te wspomnienia z dzieciństwa
Prześlij komentarz