Stories of Tita

27 października 2017

Straszyć czy nie straszyć opowieściami nie z tej ziemi


 Sama będąc dzieckiem uwielbiałam  opowieści o duchach. Potrafiłam słuchać tych samych rodzinnych historii dziesiątki razy i za każdym razem czuć ten przyjemny dreszczyk.
Oczywiście było miło, bo historie opowiadane były w bezpiecznym  otoczeniu i w towarzystwie najbliższych.
 Do dziś pamiętam opowieść mojej mamy  o jej zmarłym tragicznie braciszku Antosiu. Mama opowiedziała nam wszystkie szczegóły wydarzenia, które było pewnie najbardziej traumatycznym przeżyciem jej dzieciństwa. Poznaliśmy historię jak to siedmioletni wówczas chłopczyk chciał wygonić konia, który wszedł w warzywny ogródek; jak  pracująca w tym czasie przy żniwach babcia cały czas nuciła żałobne piosenki, jakby przeczuwając tragedię, jak wszyscy w domu  płakali i jak trudne było pierwsze, bez Antosia, Boże Narodzenie.
 I tu zaczynała się niesamowita, prawdziwa według mamy, bo widziana przez nią na własne oczy historia.
Był wigilijny wieczór, wszystkie dzieci czyli najstarsza moja mama - wówczas dwunastolatka, ciocia Bogusia i mały Juruś spały już w swoich łóżeczkach. Nie mogło być późno, bo według mamy słychać było jak babcia krząta się  w kuchni, a świeczki na choince były jeszcze zapalone. I wtedy właśnie mama zauważyła, że przy choince stoi Antoś. Wiedząc, że coś jest nie tak, ale nie czując żadnego lęku zapytała z dziecięcą szczerością: A dlaczego ty tu jesteś, przecież ty nie żyjesz. Na co Antoś miał odpowiedzieć, że to też jest jego choinka i dlatego tu jest. Mama zawołała babcię, lecz gdy ta przyszła nikogo już przy choince nie było. Od tamtej pory, na każdą Wigilię szykowana była na grób mała choineczka. 
  Przez tą historię Antoś, nasz zmarły wujek był nam bardzo bliski i choć nie żył, czuliśmy z nim silną więź. Zawsze odwiedzając cmentarz, pierwsze kroki kierowaliśmy na jego grób. 
Wracając do pytania zadanego w tytule, myślę, że zadałam je trochę przewrotnie, bo nie o straszenie przecież tu chodzi. Dziś dużo dyskutuje się czy chronić dzieci przed historiami o śmierci czy raczej z nią oswajać. 
Już jako osoba dorosła - matka dzieciom nie miałam wątpliwości co do własnych pociech i zawsze wieczory w okolicy święta zmarłych czy celtyckiego Halloween spędzaliśmy i spędzamy na opowieściach. Gdy jednak, w czasach, gdy dzieci były małe i gościli u nas ich przyjaciele, to wiedziałam, że sprawa nie jest już tak oczywista i należy podchodzić do tematu z niesamowitym wyczuciem i bardzo indywidualnie. Jeżeli to było możliwe zapraszaliśmy na taki wieczór opowieści również ich rodziców. Mamy za sobą nie jedno takie spotkanie i wszystkie miały sens, a rozmowy w trakcie zawsze były z gatunku tych ważnych, które się pamięta.

 I jeszcze jedna praktyczna rada. Gdy nie jestem pewna, czy jak to się kiedyś mówiło nie wyraszę (zbyt przestraszę) małoletnich stosuję następujący test.
Polega on na tym, że proszona o opowieść zaczynam najbardziej dramatycznym i tajemniczym głosem, znany chyba wszystkim z przedszkola rym: „Przyszedł duch (tu pauza i pełne napięcia spojrzenie w oczy  słuchaczy), babę w brzuch (beznamiętnie i rzeczowo). Baba w krzyk i duch znikł (upiornie). Jeśli po tej opowieści widzę szczery dziecięcy zawód to znak, że można przejść do prawdziwych historii. 

P.S. Na zdjęciu moja babcia Ola z dziećmi: od prawej moja mama, Antoś i ciocia Bogusia. Na rękach maleńki wujek Jurek.
Nie ma tu mojej cioci-siostry Marioli, która urodziła się znacznie później.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz