Stories of Tita

11 października 2025

Opowieści z Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu




35 - tą rocznicę małżeństwa celebrowaliśmy w Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu. Spędziliśmy tam ponad pięć godzin i jest to miejsce, gdzie zdecydowanie chce się wrócić.
To co warte jest czasu, to zaglądanie do wszystkich chatynek. Każda z nich to jakby oddzielna opowieść.
Na zdjęciu do posta widać głóg przygotowywany zapewne do leczniczej nalewki. Jako, że jesień to w chałupach natykaliśmy się na wiele typowo jesiennych detali.
Wszędzie suszyły się zioła...



Tu też w sieni dworskiej


Bardzo żałuję, że fotografie nie są w stanie przekazać zapachów przetworów, ziół, owoców, warzyw właśnie wykopywanych tam z ogródków czy suszonych grzybów i w ogóle jesieni.  Tu suszą się śliwki.


 Gdzie indziej śliwki przygotowywane do słoików.


Jak już pisałam każda chatka, to jak się mawiało - zagadka. Tu taka chatka.


Nie spodziewałam się zastać tam takiej sceny.


Kobiety czuwają przy łóżku chorego gospodarza. Na piecu stoi ugotowany rosół, a na stole przygotowana, na szelki wypadek, gromnica.
Tu w izbie bogatego chłopa też niedzielny rosół. 


 To co mnie urzekło, to wrażenie jakby w tych domach rzeczywiście toczyło się życie. W niebieskiej chacie wszystko gotowe było do rozpalenia pod kuchnią, a warsztat tkacki, kołowrotek i stojak na lnianą nić wyglądają jakby przed chwilą ktoś od nich tylko na chwilę odszedł.


 Za tymi 
firankami, pieczołowicie wyciętym za pomocą wielkich nożycy do strzyżenia owiec 


też się gotowało.


W jednej z chałup znajdowała się wiejska szkoła


Na tablicy widoczny temat: Jak przygotować pasiekę do zimy, jak najbardziej na czasie, bo w zagrodzie ze szkołą pasieka już była jakby uśpiona. 



Przechodząc miedzy chałupami też nie można było się nudzić.


Pasła się krowa i bardzo przyjazne owce


wszędzie kury, kaczki, gęsi i kozy. A nawet w jednej zagrodzie wyrzucony z gniazda bociek.


Schodziliśmy się, więc zasłużyliśmy na coś pysznego z wiejskiej karczmy o nazwie 
"Pohulanka". Może moje danie na zdjęciu nie wygląd zbyt apetycznie, ale musicie uwierzyć mi na słowo, że było pyszne.


  Są to kartoflane przecieraki ze skwarkami i białym serem - prostota i poezja smaku. 
W karczmie można też nabyć chleb na prawdziwym zakwasie. Z wielkiego bochna 


Przemiła pani karczmanka odkroiła nam 1/8 za 9 złotych i zapewni nam to zapotrzebowanie na cały weekend.
Po obiedzie trafiliśmy do galerii rzeźby ludowej


A tam takie cuda ...


pełno aniołów. Tu taki w ulubionym kolorze


i częsty motyw w sztuce ludowej czyli Chrystus Frasobliwy. Mnie urzekł tenże...


Najlepsze zostawiłam sobie jednak na koniec. Mam na myśli muzealną bibliotekę. Najlepiej umówić się wcześniej telefonicznie i zapytać o interesujące nas woluminy. Ja poprosiłam o możliwość przejrzenia prasy o tematyce wiejskiej z początku XX wieku. 


I miałam co przeglądać - tu Rocznik Wieś Ilustrowana z 1910 roku, z całą masą niesamowitych wiejskich opowieści, które zapewne nie raz zagoszczą na blogu. Tu tylko taki przedsmak - pełne słowa pieśni ludowej Krakowiak.



Niebywałe opowieści znalazłam również w Gazecie Świątecznej wydawanej zawsze w soboty z 1903 roku. Tu taka opowieść przestroga, aby nie popadać w rozpacz - nigdy.


 
Sami widzicie, że warto czasem przejrzeć starą prasę ;)
Dodam, że mogłam sobie na to pozwolić, bo bardzo profesjonalna pani bibliotekarka zapewniła zajęcie Małżonkowi. Otrzymał on publikację o sztuce budowy pieców na przełomie XIX i XX wieku. 
Zaglądał mi jednak przez ramię i okazuje się, że niezależnie od szerokości geograficznej nasz prababki nosiły się tak samo czyli tak.



P.S. Wracając do domu podzieliłam się z Małżonkiem refleksją, że nasze rocznice małżeńskie spędzamy coraz ciekawiej. Przyznał mi rację - chyba szczerze :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz