Opowieść o wczorajszym śnie
żródło:The art of Charlie Bowater
Podobno mózg we śnie opowiada nam ważne historie. Pozwolę sobie dziś blogowo utrwalić moją dzisiejszą.
Otóż, w śnie owym organizowałam wieczór opowieści. Miały na nim wybrzmieć wszystkie mądre historię, w których dobro zawsze zwycięża, a ludzie nawet jeśli nie zawsze się kochają to przynajmniej zawsze odnoszą się do siebie z szacunkiem. Zaprosiłam na ten wieczór mędrca - filozofa i pisarza, aby pomógł snuć opowieści. Gość był połączeniem Vincenza (zrozumiałe - cały czas brnę przez "Wysoką Połoninę") z Myśliwskim (w ramach "akcji czytam z mężem" skończyliśmy właśnie "Ucho igielne"). Dość, że był to człowiek, który posiadał tzw. filozoficzno-życiowe "know-how".
Problem w tym, że na spotkanie przyszło bardzo niewiele osób. Zażenowana przed gościem słabą frekwencją zastanawiałam się czy już zaczynać, czy jeszcze chwilkę zaczekać na potencjalnych spóźnialskich. W międzyczasie, myśląc kto godnie pisarza powita poleciałam po wodę. Gdy wróciłam mistrz już chyba sam się powitał i mówił mądre słowa do prawie pustej sali. Po spotkaniu z nieliczną garstką zasadziliśmy symboliczne drzewko i nawet je opalikowaliśmy. Cóż jednak z tego gdy rozpętała się burza. Wiatr smagał rośliną tak mocno, że mimo palika wyrywał ją z korzeniami. Poleciałam po kamienie, aby tymczasem obłożyć nimi wystające korzenia.
W międzyczasie zobaczyłam idące całe tłumy odświętnie ubranych ludzi. Szli na następne spotkanie z innym pisarzem. Pozazdrościłam sukcesu i z zaciekawieniem zerknęłam na plakat promujący imprezę. Temat spotkania brzmiał: Menopauza i jak sobie z nią radzić. Nie wiem jakim cudem również znalazłam się na spotkaniu, na które ktoś nie żałował grosza. Pięknie udekorowana sala, obecne lokalne media, celebryci, delegacja powitalna z kwiatami i przygotowane stoły z napojami i przekąskami. Zmęczona bieganiem za wodą i kamieniami cały wykład przespałam. Po prelekcji autora poradnika typu jak żyć zdrowo i nie umierać, rozgorzała dyskusja. Debata dotyczyła suplementów diety oraz czy większy sens ma zażywanie reklamowanych przez autora specyfików raz czy dwa razy dziennie. Panel dyskusyjny przeniósł się do kuluarów. Tam też przy szwedzkich stołach wymieniano poglądy. Nagrywanym rozmowom o dietach i zdrowym stylu życia nie było końca.
Wyszłam na zewnątrz. Była ciepła, jasna, letnia noc. Na niebie w poświacie księżyca przesuwały się obłoki. Pełna zachwytu zaczęłam robić im zdjęcia. Układały się w zwiewne orszaki dziwnych postaci. Nawet pomyślałam, że anielskich. Oczarowana zajęłam się dokumentowaniem tego co widzę. Po chwili postanowiłam sprawdzić czy fotografie oddają całe piękno obrazu. Zdziwiłam się - wszystkie były czarne. Żałowałam, że mój super aparat w telefonie nie złapał tych nieziemskich zjawisk. Wiedziałam, że bez nich nikt z towarzystwa w środku nie uwierzy opowieściom o letnim niebie pełnym cudów.
P.S. Banalny taki trochę ten sen, teraz myślę. We śnie było zupełnie inaczej. Cóż, to tak jak z tymi zdjęciami nieba.
Waham się czy opublikować ten tekst. Co kogo obchodzą czyjeś sny. Na szczęście są piosenki, które mają jeszcze odwagę zapytać retorycznie:
"Powiedz jak Ci minął dzień,
O czym był wczorajszy sen?
Porozmawiaj mamy czas,
Ja słucham, czytam z twoich ust."
Z reguły takie teksty, jak ten zespołu Video, uważamy za kwintesencję kiczu. W końcu takie ględzenie o wczorajszym śnie czyli o niczym jeszcze nikogo nie nakarmiło. A tu trzeba zarabiać na ten cały wspaniały świat pełen nowych mód, antydepresantów, "zdrowych diet" i różnych suplementarnych substytutów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz