Stories of Tita

26 sierpnia 2018

Opowieść przed podróżą czyli skąd czerpać siły w drodze



Nie znam tytułu tej opowieści. Usłyszałam ją kiedyś po angielsku i po prostu mnie urzekła. Jest to zdecydowanie historia, którą się opowiada, a nie czyta niestety, ale spróbujmy. 

Żył sobie kiedyś człowiek, którego marzeniem była daleka wyprawa do Wymarzonego Kraju. Od dziecka czytał o nim wszystkie możliwe książki i uczył się języka. Wierzył, że pewnego dnia wyruszy tam i na własne oczy zobaczy wszystkie piękne miejsca i pozna mieszkańców. I jak to w życiu bywa zawsze były jakieś ważne rzeczy, które odciągały go od realizacji młodzieńczych marzeń.
Przyszedł jednak ten dzień, kiedy postanowił, że dziś albo nigdy. Spakował najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszył. Na ulicy zagadnął go dziwny człowiek, mówiąc, że wie jaką to ważną decyzję powziął i dlatego na drogę chce podarować mu coś co bardzo mu się przyda. Musi jednak obiecać, że otworzy podarunek, dopiero gdy dotrze już do celu. Niewiele myśląc mężczyzna podziękował i przyjął małe pudełeczko.
Pierwszy dzień jego wyprawy był fantastyczny. Cieszył się wszystkim jak dziecko i zastanawiał się tylko czemu tak długo zwlekał z podróżą. Mijał piękne miejsca i wiedział, że idzie w dobrym kierunku. 
Drugiego dnia droga wiodła przez las. Już od początku czuł się tego dnia nieswojo. Poczuł, że stracił orientację. Zaczęło się ściemniać, a mężczyzna nie wiedział nawet czy idzie dobrą drogą. Na dodatek po zmroku wszystko zaczęło go przerażać. Zewsząd dobiegały dziwne odgłosy. Poczuł jak dopada go strach. Przypomniał sobie wówczas o podarku od nieznajomego. Pomyślał, że może jest tam jakaś wskazówka, kompas albo latarka. Pamiętał również o obietnicy. Przytulił więc tylko policzek do pudełeczka, powoli opanował lęk i zasnął.
Gdy obudził się trzeciego dnia stwierdził, że las nie jest wcale tak przerażający, jak się wydawał. Słońce przebijało przez konary drzew. Wokół wesoło śpiewały ptaki. Na polanach rosło mnóstwo poziomek. Las się przerzedzał, a mężczyzna znów poczuł, że jego wędrówka ma sens. To był wspaniały dzień. 
Czwartego dnia zrobiło się upalnie. Na dodatek droga wiodła cały czas w górę. Już w południe poczuł, że traci siły. Skończyła mu się woda, a wspinaczka nie miała końca. Wieczorem wycieńczony znów przypomniał sobie o podarunku. Pomyślał, że może jest tam jakiś eliksir dodający sił. Już bliski był otwarcia prezentu, gdy siłą woli postanowił zgodnie z zaleceniem otworzyć go u celu. Położył pudełeczko obok siebie i utrudzony zasnął. 
O świcie piątego dnia zauważył, że do szczytu już bardzo blisko. Wypoczęty wbiegł na górę. Roztaczał się stamtąd tak piękny widok, że serce rosło ze szczęścia. Znów poczuł się panem swego losu. Schodząc, pełen zachwytu co i rusz napotykał strumyki z krystalicznie czystą wodą. W jednym z nich nawet się wykąpał. To był bardzo dobry dzień.
Szóstego dnia jego droga wiodła wśród pól. Był to kolejny dzień podróży, gdy zdany był tylko na siebie. Chociaż czuł, że jest już bliski celu, poczuł nagle dojmującą pustkę i samotność. Szedł noga za nogą w pyle i skwarze. Nagle zobaczył na horyzoncie mury Wymarzonego Kraju. Przyspieszył kroku. I już dochodził do celu ciesząc się, że nareszcie z kimś porozmawia, gdy nagle bramy wjazdowe zamknęły się. Wiedział, że takie są tu zasady - bramy zamykano zawsze o 10-tej wieczorem. Mimo wszystko było mu bardzo przykro. Pomyślał nawet, że może w tajemniczym pudełeczku znajduje się klucz. I znów siłą woli postanowił dotrzymać obietnicy. Przytulił, się jedynie do podarunku i zasnął.
Nazajutrz obudził go dźwięk otwieranych bram. Mieszkańcy zaczęli witać go przyjaźnie, zapraszać do siebie na odpoczynek i posiłek. Oferowali pomoc w załatwieniu wszystkich spraw. Poczuł się otoczony dobrymi ludźmi i wiedział, że jest to miejsce, o którym marzył całe życie. Był bardzo szczęśliwy i to był wspaniały dzień. Z tego wszystkiego zapomniał nawet o otwarciu prezentu.
Dopiero nocą zaciekawiony rozwiązał sznurek i zajrzał do środka ..... .Wow ;), to co tam zobaczył było nie do wyobrażenia.
P.S. W tym momencie opowieści dobrze jest zajrzeć do pudełka osobiście. Gdy opowiadam tą historię, zawsze to pudełeczko mam przy sobie. Dobrze jest mieć je tzn. być przy nim zawsze. Zwłaszcza, że nieustannie gdzieś podróżujemy.
No cóż, mam nadzieję, że domyślacie się, co możecie w tajemniczym pudełku-podarunku zobaczyć. Dodam, że angielski morał opowieści brzmi: All the resources you need are within you.
A niektórzy bardziej elokwentni religijnie mówią nawet: The Kingdom of God is within you.
A z okazji dzisiejszego święta taki podarek z ekwadorskiej strony facebookowej: Madre de Częstochowa. A swoją drogą wszyscy odwiedzający Polskę obcokrajowcy dziwią się, czemu nasza narodowa Matka Boska jest ciemnoskóra. 





2 komentarze:

Beata Rubio pisze...

Sama piszę sobie ten komentarz, żeby pamiętać, że napisałam ją gdy wypuściłam w świat ostatnie najmłodsze dziecko i wróciłam do pustego domu.

Unknown pisze...

Piękna opowieść!

Prześlij komentarz