Stories of Tita

19 kwietnia 2024

Opowieści Singera o jego Warszawie i dziecięcej ciekawości




Latem 2021 roku przypadkiem w Krośnie odkryłam maleńki, klimatyczny antykwariat. Właściciel okazał się być prawdziwym Bibliofilem. Gdybym tylko mogła, spędziłabym tam całe wakacje. Polecam to miejsce, gdy zawitacie do Krosna. Zresztą zobaczcie sami.



Tam to właśnie zaczęła się moja, a raczej nasza z małżonkiem fascynacją opowieściami Isaaka Beshivisa Singera. Zakupiliśmy wówczas, zbiór opowiadań "Urząd mojego ojca" i tak cała jesień, zima i wiosna upłynęła nam na lekturach Noblisty. 
Nie ukrywam, że szczególnym sentymentem darzę autobiograficzne opowiadania Singera związane z jego dzieciństwem i młodością spędzoną w Warszawie. Zachwyca doskonała pamięć topografii miasta i czułość z jaką opisuje ich skromne życie na ulicy Krochmalnej, gdzie ojciec pełnił urząd rabina. O opowieściach Singera pisałam też tu:
Wpadło mi ostatnio w ręce angielskojęzyczne wydanie warszawskich wspomnień Singera. Wiele z zawartych tam opowiadań znałam już z innych tomików. Jest tam jednak taka mała "perełka" - krótka opowieść opisująca ich przeprowadzkę z Radzymina i pierwszy dzień w Warszawie.


Jak zwykle Singer urzeka prostotą. Jest w jego doborze słów jakaś metafizyka. Pisze:
I was both delighted and humble. What value has a small boy, compared to such a great, tumultuous world? - Byłem jednocześnie zachwycony i pełen pokory. Bo jaką wartość może mieć mały chłopiec w porównaniu  z tak wspaniałym, pełnym zgiełku światem? 
Dalej opisuje jak oszołomiony martwił się czy odnajdą tu tatę i brata,  jak dotrze w tym chaosie ich fura z meblami. 
Oczywiście nie obyło się bez tragedii. Fura została okradziona, naczynia potłuczone. Ojciec nie czekał w mieszkaniu, bo ważniejsze były wieczorne modlitwy.
Ale mieszkanie na Krochmalnej czekało. Prowadziły do niego niekończące się dla chłopca schody. A na górze balkon, i uczucie zadziwienia, że jest się jednocześnie i w środku i na zewnątrz. Tu bezpiecznie, a pod spodem mielący się tłum nieznajomych. Wystarczyło tylko podnieść wzrok by widzieć cienki pasek nieba, a na nim zawieszony księżyc - żółty  i błyszczący jak mosiądz. W pobliskich oknach odbijały się światła lamp. Zmrużając oczy, przez szparki zdawały się być ognistymi promieniami. 
Następnego dnia po obudzeniu przywitał małego Singera widok ojca pochylonego nad Talmudem, odgłosy krzątającej się w kuchni matki i wizyta sąsiadki.
Zaczęła ona opowiadać co działo się tu na Krochmalnej w 1905 roku podczas rewolucji przeciwko carowi. Jak młodzi strzelali i że pozamykano wszystkie sklepy. Policjanci nie żałowali swych szabel. Lała się krew. Ktoś podłożył bombę. Matka na te wieści pokręciła smutno głową. Ojciec szczypał się za brodę. Upłynęło już od tamtych dni kilka lat, ale pamięć o terrorze była wciąż żywa. Wielu z buntowników wciąż było uwięzionych w Cytadeli. Inni zostali wysłani na Syberię. Część uciekła do Ameryki.
Ojciec Rabin zapytał: 
- A o co walczyli?
- Żeby pozbyć się cara
Twarz mojej matki zrobiła się biała, wspomina Singer.
- Nie chcę aby moje dziecko słuchało takich historii
- A co on tam rozumie - wzruszyła ramionami sąsiadka.
Ale ja słuchałem, a moja ciekawość nie znała granic.   
    
P.S. To tak na pamiątkę po dawnej ulicy Krochmalnej i przedwojennej żydowskiej Warszawie.
Szczególnie w rocznicę powstania w Getcie warszawskim to ważne by przypominać o świecie, który zniknął bezpowrotnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz