Leoncin, 14 lipca 2022/zdjęcie własne
Już od dawna zamierzałam napisać posta o opowieściach Isaaka Beshivisa Singera, którymi to zaczytujemy się z małżonkiem od ubiegłych wakacji. Będąc w podróży w maleńkim antykwariacie w Krośnie zakupiłam zbiór opowiadań "Urząd mojego ojca" i dojechawszy do domu wiedzieliśmy już, że Singer nas zaczarował. I rzeczywiście spędziliśmy z nim wiele zimowych wieczorów, a nawet zbiorek opowiadań "Namiętności" zabraliśmy na następne wojaże. Wczoraj tymczasem przydarzyła mi się niesamowita przygoda. Odwoziłam na lotnisko w Modlinie najmłodszego syna i wracając spontanicznie powzięłam decyzję, że zjadę z trasy o odwiedzę maleńki Leoncin, miejsce urodzenia Noblisty. Przejechałam wolniutko całą mieścinę i nie znalazłam śladu pomnika czy tablicy. Postanowiłam zatrzymać się i poszukać informacji online. I cóż, odkryłam, że dziś czyli 14 lipca dokładnie przypadają jego urodziny. Gdy w końcu znalazłam pamiątkowy cokół, z dat wynikało, jakoby rocznica była nawet okrągła - 120-sta, ale podobno dat urodzenia jest dwie. Tak czy siak byłam w Leoncinie.
Podobno, jak pisze Agata Tuszyńska w biografii Singera "Pejzaże pamięci", po porodzie na pytanie matki: chłopiec czy dziewczynka, akuszerka miała odpowiedzieć: ani to, ani to, to pisarz. Nie był to jednak komplement w rodzinie świątobliwego rabina, gdzie "literat" znaczyło tyle co bezbożnik i kłamca :)
We wspomnianej biografii Tuszyńska nie idealizuje postaci Singera. Dowiadujemy się, że był skąpy, skory do przelotnych romansów, egoistyczny i mało empatyczny. Trudno wręcz uwierzyć, że potrafił napisać tak przenikliwe, pełne pokory i wrażliwości utwory.
Wystarczy choćby przeczytać opowiadanie "Praczka" ze zbioru "Urząd mojego ojca", by poczuć że był Singer współodczuwającym obserwatorem. Opisuje w nim starą kobietę - chrześcijankę, która zabierała do prania ich bieliznę. Opisuje, jak to z tobołkiem bielizny na plecach przemierzała całą ulicę Krochmalną i dalej snuje opowieść:
"Pranie w owych czasach nie było łatwe. Stara kobieta nie miała kranu u siebie w mieszkaniu, musiała przynosić wodę ze studni. Żeby bielizna była śnieżnobiała, należało ją namoczyć, dobrze trzeć na tarze w bali, gotować w ocynkowanym kotle, płukać w zmiękczonej sodą wodzie, krochmalić, a następnie prasować. Każda sztuka bielizny musiała być obracana dziesięć, albo i więcej razy. A suszenie! Nie można było suszyć na powietrzu, bo złodzieje pokradliby bieliznę. Wykręcone z wody pranie dźwigała na strych i rozwieszała na sznurach [...] Trzeba było też walczyć o miejsce z innymi gospodyniami i praczkami, które również chciały rozwiesić prania na strychu. Sam Bóg tylko wie ile musiała się namęczyć za każdym razem, kiedy robiła pranie.
Stara kobieta mogłaby przecież prosić pod kościołem o jałmużnę albo zgłosić się do domu dla ubogich starców. Ale tkwiła w niej jakaś duma i zamiłowanie do pracy, stanowiące łaskę bożą zesłaną na chrześcijan."
Dalej pisze, że kobieta ta miała bogatego syna, wstydzącego się swojej matki praczki, który to nigdy do niej nie zachodził. I choć stara praczka opowiadała bez urazy, że syn się ożenił, ale jej na wesele nie zaprosił to matka Singera pomstowała:
- Nu, czy to warto poświęcać się dla dzieci.
Singer opisuje jak to pewnego bardzo mroźnego dnia znowu starowinka przyszła po pranie. Cała drżała i trzęsła się z zimna. Zauważył wtedy jej powykręcane od ciężkiej pracy dłonie. Tego dnia tobół był większy niż zazwyczaj, a gdy zarzuciła go sobie na barki, zakrył ją całkowicie. Widok tej kobiety zataczającej się na mrozie pod ogromnym ciężarem budził lęk. Widząc to matka westchnęła i zaczęła się za nią modlić.
Zwykle kobieta odnosiła pranie po dwóch tygodniach, ale tym razem słuch o praczce zaginął. Zima tego roku była wyjątkowo sroga i w domu Singerów już zaczęto opłakiwać i praczkę i bieliznę, której brak był domową katastrofą. Po dwóch miesiącach, mimo zawiei, w domu pojawiła się praczka. Twarz miała wychudzoną i bladą jak prześcieradło. Przepraszała, że tak późno, że była chora. Tak chora, że zawołano nawet doktora i księdza. Jednak wydobrzała i zabrała się do prania. Mówiła, że leżąc w chorobie nie miała spokoju z powodu tego prania. Nie mogła umrzeć nie oddawszy go.
Matka, w ramach błogosławieństwa, zapewniała kobietę, że z Bożą pomocą dożyje stu dwudziestu lat. Ta jednak zarzekała się:
- Niech Bóg broni! Co przyjdzie z takiego długiego życia? Praca przychodzi coraz ciężej, siły opuszczają, nie chcę być dla nikogo ciężarem.
Praczka już więcej nie pojawiła się w domu Singerów.
Opowieść kończy się refleksją:
"Bielizna, którą nam odniosła była jej ostatnim praniem na tej ziemi. Kierowała nią chęć zwrócenia własności jej prawym właścicielom, dopełnienia podjętego zobowiązania.
Aż wreszcie to ciało, które już od dawna było pękniętą skorupą, podtrzymywaną przy życiu wyłącznie siłą uczciwości i obowiązku rozpadło się. Dusza przeszła w te sfery, gdzie się spotykają wszystkie święte dusze, bez względu na role odgrywane w życiu, na język, na wiarę. Nie mogę wyobrazić sobie raju bez tej praczki. Nie mógłbym nawet pojąć świata, w którym nie ma nagrody za taki wysiłek."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz