Stories of Tita

28 czerwca 2025

Opowieść z Pamiętników Chłopów 


Józef Chełmoński - Orka, 1896 / Muzeum Narodowe w Poznaniu


Natknęłam się niedawno na Pamiętniki Chłopów wydane w 1936 roku. Są to prace mieszkańców wsi nadesłane na konkurs Instytutu Gospodarstwa Społecznego. Pisane są prostym językiem, a jak żadne inne teksty potrafią oddać esencję chłopskiego losu. Zachwycała się nimi sama Maria Dąbrowska zgłaszając je do nagrody „Wiadomości Literackich” za najwybitniejszą książkę, którą to nagrodę Pamiętniki otrzymały w 1937 roku.
Wynalazłam w Pamiętnikach list pochodzący od człowieka pochodzącego ze Starej Łomży, skąd również wywodzi się moja rodzina i gdzie jako dziecko spędzałam każde wakacje. 
Na koniec tekstu czytamy: może panowie te moje pisanie rospatrzycie i wrzucicie do kosa, może ono do nicego niepodchodzi, to prose my wybacyć, jako biednemu samoukoju.
Rozczuliły mnie te słowa podwójnie. Po pierwsze człowiek ten nie przypuszczał pewnie, że jego praca będzie tak ważnym głosem tysięcy niepiśmiennych. Po drugie, jeszcze bardziej rozczuliło mnie słowo: "samoukoju". Przypomniało głos dziadka Franka (rocznik 1920), gdy mówił do mnie: Masz Beatka, daj mleka kotkoju.
Zapraszam do lektury:
  
Pamiętnik Nr. 5
Bezrolny, potem osadnik z parcelacji rządowej na 4 hektarach w pow. łomżyńskim.

Urodziłem sie w roku 1876-m na wsi w Starej Łomzie, położonej o dwa kylometry od Łomży, a z tem jestem niesceśliwy, zem sie urodził z rodziców biednech. Ojciec mój nie miał nijakiego majotku, a mama miała cęść która wartowała 50 rubli. Ojciec mój miał lat 26 jak sie żenił a mama 18 ale ze ja niedługo ze swemy rodzycamy ciesyłem sie, bo miałem rok i 9 miesięcy i ojciec my umarł, pozostała mama, po śmierci ojca, za trzy miesiące urodzył sie mój bracisek, a mama moja była w takem doględzie, ze po swojem połogu za dwa tygodnie umarła. Ja licący lot 2, a mój bracisek dwa tygodnie, pozostaliśmy przy babce, babka było wdowo, a do tego lubiła dużo wódky pić i swojech dzieci miała dużo, bo było 3 dziewcyn, a mama moja cwarta, a chłopców było 5-ciu, a gospodarka paromorgowa, to jak wzięła babcia nas doglądać, to mój bracisek za dwa tygodnie po mamy umarł, a ja niescęśliwy pozostałem sie sam przy tej pijanej babusi, ale ze ja nie wiedziałem wtedy ze to moja babka, tylko ze to matula, bo jej dzieci nazywali matulu, no, tak samo i ja, bo wtedy jescze na wsi nie było mamy, albo mamusiu, tylko matule i mamule. To ja niescęśliwy przy tej pijanej matuli żyłem 5 lat, tak mnie chowała prawie nago i napół głodno, a po skonconech pięciu latach to mnie wzięła druga babcia, to jest ojcowa matka, toto jus pamiętam sam doskonale, ze byłem tylko w jednej podartej kosuli, a ze to było lato, to nie zmarzłem, bo do tego owinęła mie we swoje chustkę i tak mie i prowadziła i niosła boto było drogy jakeś 4-ry kylometry z jednej wiosky do drugej, to jest ze starej Łomży do Zawad no i tutaj teras, to jus ja wiedziałem, ze to moja babka, a nie matula. 
No i teraz u drugiej babci posło my trochę jenacej, życie nowe, bo zara dali kosiule nowo, majtky, specerek, sukmanek i juz my było ciepło, tylko ze z drugiej strony znów nowa bieda, bo zaganiali do pasenia, to jest trzeba było paść swynie. Zimno my nie było, bo siako to mnie oblekli i zaduzo, głodno tez nie było, a najgorzej my było z tem, ze wsystke pastuchy cośmy razem paśli to byli odemnie starse, no ma sie rozumieć i wiekse, to najwięcej mie dokucali. Najwięcej musiałem zawracać onech świni, no, bogudzienka przęsło lato, docekałem sie zimy. Na tem nowem miejscu świni juz niepase, no wszystko jedno, darmo jeść nie dajo, samy wstają rano i mie budzo, kazo kartofle skrobać na śmiadanie, po śmiadaniu dadzo rękawice na ręce i ka drzewo cioć, a jake te drzewo; przeważnie jałowiec, to te rękawice nietyle od zimna, tylko zęby ten jałowiec nie kłoł w ręce. No i tam u tej kochanej babci tak dzień za dniem, miesioc za miesiodzem, rok za rokem, tak jakoś my życie sło i mogłem te babcie nazywać kochano, bo ta to mie lubiła serdecnie, tylko co z drugej strony, to nie mogła mie tam wiele dogadzać, ani w życiu, ani w ubraniu, bo mego dziadka nie było, tylko miała męża juz drugego, to jest nie był mój dziadek. Stern niemogł zemno dużo co pokozać, a do tego posiadali gospodarstwo 4-morgowe. Do tego gospodarstwa trzeba było dużo zarabiać a jesce tak potrafili zyć, ze chowali jedno krowę, a parę koni, to jednem słowem, ze bez zimę szystko zjedli i koniami wypaśli, a skoro wiosna to trzeba było zarabiać i sobie na życie i koniom, i do siewu, a co o ubraniu, to nie było i mowy. No i na wiosnę trzeba sie brać za zarobek, a jaky ten zarobek, przeważnie kamienie wozyć, bo to blisko miasta, to i do miasta potrzebujo i na siosy, a trzeba te kamienie zbierać po polu, to ja jakem miał lat 10—12-cie to juz i mie tej roboty nie osczedzali, tylko gnali na cało siłę. 
Jak przysła ta boża wiosna, to sie łaziło za temy kamieniamy i po mrozie i drugi raz popadło po błocie pół kolana, a najwięcej dziadek poganiał mie, miał i swego syna, o wiele był storsy odemnie, ale to juz aby do zbierania, to syn jego wozić, a ja po polu zbierać i wtem ja widziałem, ze ta moja babcia mie lubi, to i ja jo bardzo lubiłem. Takem się starał nad tem zbieraniem, zęby tej babci zaochronić, to juz ja swoje młode siły wykładał, aby babcia mniej robiła, bo ta babcia miała tylko mie jednego wnucka i miała jedne córkę. Za casem ta jej córka, a moja ciocia wysła zamoz, a wysła za swoi matky pasiyrzba, ja wtedy licyłem sobie lat 13 i od tego czaszu to mie sie nie polepsyło, a pogorsyło, bo ta ciocia jus nie ochrania mie, a ochrania męża, a on tak samo woli ochronić zonę, aniżeli mie, wtedy juz mam życia mniej, a roboty dużo więcej, a przeważnie nad temy kamieniamy, jakem o niech mówił. 
No, jakoś tam męczę dalej, mam lat 14-cie, to słucham, to ludzie juz sie ze mie śmiejo, ze ja juz garbaty; od tech kamieni juz mie garb na plecach wyłazi, a tu tak idzie, co ja, co miesioc starsy, to wiecej wymagajo. Juz teraz cioćia mówi „ty mężu riie jadź z koniamy na noclek, już tera on może jezdzieć”, a noclek z koniamy to jest w nocy, czałemy nocamy trzeba jech pasać, w nocy sie pasie, a w dzień do roboty, to ten jenteres prowadzi sie całe lato, dzisiaj, to juz mało tego jest tech noclegów, ale kiedyś to tak było całe lato. 
Docekałem lat 15-śce i juz wtedy widzę, ze mie bieda. Jenne chłopcy majo jenaksy wygląd, jenakse ubranie jak ja. Juz ja wtedy, choć jestem opuscony, ale dobrze juz rozumiem, ze mie bieda, a mógłbym sobie poprawić. Wtedy ja sie zwracam do swojej babci i mówię, ze ja babcie juz opuscze i pójdę sobie do innech ludzi sukać sczęścia, a mie babcia na to ze łzamy w ocach prosi i mówi, ze nieopuscaj mie wnucku kochany, bo choć ja mam córkę swojo i zięcia, ale ja juz stara i cuje sie bardzo słaba, może ja juz wnet umrę, a chciałabym żebyś ty mnie przy śmierci mojej dał gromnice do ręky, a nie moja córka, a wtedy moja babcia juz miała lat przęsło 60 i na zdrowiu była bardzo słaba, no i ta babcia tak mie drogie zawiązała, ze nie wiedziałem, co mam robić, cy poniewoli te babcie rzucić, cy jesce jakyś cas pobyć z to babcio, i takem sobie myślał żebym wiedział ze ta babcia wnet umrze, tobym pobył, a może jescze będzie żyła z parę lat, to niepodobno mie tutaj być, a co się tycy do tej cioci, to ona tez rada mie, żebym ja był u niej, bo dlatego ze ja dużo robie, a mało jech kostuje a oni sobie to myślo, ze ja jesce nic nie rozumiem, a ja dobrze to wszystko, cało biede juzem rozumiał, tylko to całe biede ponosiłem dla swojej kochanej babci, miałem to w głowie, ze ta babcia mie wychowała zmału, bo jak tylko moja mama umarła, a ja sie został przy tej pijanej matuli, jak wspominałem wyżej, to ta babcia od casu do casu mie odwiedzała, a kiedy tylko przysła, to nigdy próżno, zawse jakyś kawałek chleba przyniosła, a wiem doskonale ze jej to nie było łatwo; bo był jej trudny ten kawałek, ona samaby go zjadła z chęcią, ale go zaoscędziła, bo wiedziała dobrze, ze ja go wyglądam, tego chleba. Do tego jesce moja kochana babcia co mie dobrze zrobiła, naucyła mie czytać, choć sama coprawda nie umiała, ale jej córka, a moja ciocia cośkolek umiała, to ta babcia męcyła i te mojo ciocie, zęby mnie pokazywała te a be ce, to i z nio sie męcyła i ze mno razem. To bywało jak przyjdzie zima to to babcysko całemy wiecoramy nas męcy koniecnie, żebym ja sie choć do msy świetej naucył. bo aby sie dzieciak naucył do msy świętej cytać to i dość dla niego. Tak ze ja to naukę dostałem do swojej głowy, te mse święte za babci pomoco, która sama i jednej litery nie znała. No pomniowszy to wszystko zostałem się, ale juz teraz niedługo cekałem na babcyno śmierć, bo skoncyłem lat 16-cie i babcia umarła. 
No i tak byłzem był przy babci zgonie, pochowalim z ciocio, ja babkę, ona matkę, i na tern skońcyła mi sie bieda, a zacółem wtedy życie nowe, bo wtencas opuściłem juz to ciocie wraz i wujka i dziadka i ich dzieci, których mieli już troje i posedłem w służbę, ale gdzie do gospodarza. To było w roku 1894, 5, 6, 7. Niewielkie myto płacili gospodarze. Jak dostał na rok 30 rubli, no i zyćie, to było dość, az zadość. No, a te pierwse pocotky mojej służby nie były dla mie dobre, z jednej strony było my dobrze, bo miałem życia poddostatkiem, kamieni jusem po polu nie zbierał, nie dzwygał kosamy, albo fartuchamy, juz my sie garb na plecach zacoł potrose prostować, tylko nowa bieda była z tern, miałem lat 16-cie, byłem chłopak rosły, ale ta bieda my dokucała, ze jak od kochanej cioci posedłem na służbę boso i napół nago, tak dwa lata biedowałem ciesko, ciezej kamieni, i nie mogłem sie prędko przyodziać, ale za bosko pomoco posło dalej bardzo dobrze. Byłem u gospodarzy bardzo łubiany, bom się o to starał, no tylko, ze wtedy to trzeba było jenacej pracować jak dziś ludzie pracujo, jesce wtedy nie było masyn, nie było kieratów tylko trzeba było wszystko robyć rękoma, cepamy młócić, siecke dla dobytku rznąć rękoma, tera co sie tycy młynów, to żaden gospodarz nie znał młyna a młyn każdy miał sobie w domu, zwali się zarny, i parobek to jest służący musiał mleć w tych żarnach na chleb i osypke dla jenwentarza, kasę, jednem słowem tak, ze wsystko co trzeba było, to służący musiał namleć i to nie dniamy, ale nocamy, bo w dzień była jinna robota w stodole, młócenie, rznięcie siecky no i różny oporządek, a co do mielenia, to gospodarz budził służącego o godzinie pierwsej o 2-giej popołnocy, a to przeważnie te mielenie odbywało sie tylko zimo. Jak najwiekse mrozy, to takemy porankamy zimo trzeba było namleć na cały rok rozmaitego kalibru móky, tak zęby na całe lato wystarcyło, to w każdy poranek trzeba było dobrze kosuli nagrzać, tak ze z kozdego włosa pot kapał. 
No, tak ze mnie cas schodził prędko i wesoło, pędziłem swoje służbę, byłem chłopak rosły, krzepki żadna robota my sie nie przykrzyła, tylko to mie zawse w głowie było, ze nie umiem dobrze cytać, a o pisaniu to i mowy nie było, ale narescie to jest w roku 1897 byłem u gospodarza takego, co posełał swojech synków do skoły, to jest do Łomży, no i ja wtedy dawaj sie przyglądać tej nauce i sam sie ucyć, a te chłopcy miej wiecej my pokazywać, było to nieraz i śmiechu gromada z tej mojej nauky, ale ze ja na nic nie zważałem, na żaden śmiech, to ja wiele razy całemy nocamy sie ucyłem, a gosposia była moja tak dobra, ze nie skodowała my nafty, tylko kazała Sie ucyć i jesce tech swoich synków naganiała, zęby my pokazywali. No i dziękować Bogu i dobrem ludziom, ze ja bez zimę wiecoramy naucyłem sie cytać i cokolwiek pisać, no i coś niecoś pojolem rachunków i z tego byłem bardzo kątet i wesoły, bo moje koledzy take służące jak ja żaden to nie potrafił, no i ten mój gospodarz tez był z tego zadowolony, bo zawse mie przedstawiał do ludzi, ze mówi ja swego służącego naucyłem cytać i pisać i to prędzej jak sw’ojech dzieci, bo dzieci posełałem do skoły parę lat, a jego naucyłem bez jedno zimę no i musiałem mu przyznać racyjo, bo zęby chciał, toby my nie pozwolił. A jescze ja do tech por jemu za to dziękuję bo był serca dobrego on i jego zona i do dziś mam po niech pamiątkę. No i docekałem roku 1898-go. Wtedy w 1898-mem zabrali mnie do wojska. Opuściłem służbę cywilno, a sykuje sie do służby wojennej, wtencas zwróciłem sie nazad do swojej kochanej cioci, bo blizsej famelji nie miałem, jak ciocia, zęby mnie wysykowała do onego wojska, a uciułałem sobie ze swojej służby 50 rubli, to zostawiłem cioci 45, a ze sobo na drogę wziąłem tylko 5 rubli i prosiłem cioci o to, ze jak my będzie potrzeba, to ciocia przysle. 
No dość, ze zagnali mie do Peterburga, tam miałem odbywać swoje służbę, do wojska pięknego, bo do gwardji, tam znów zacynam życie nowe tak właśnie jak to we wojsku i staram sie o tyle, zęby nie być gorsem od innech, ażeby cośkolek lepsem i służba my sła bardzo dobrze, bardzo doskonale, tylko to niesceście, ze niedługo, bo przesłużyłem 3 miesiące i z Łomży od wojennego nacialnika przysli papiery, ze takowo to Juliana S. odpuścić damoj potomu, ćto nie po zakonu wziaty, jemu to słuzt pierwyj razrad, no i wtedy mnie odpuścili do domu. A ten mój rotny tak my powiedział, jakem odchodził, „Ziałko tiebie, S., tyby tut wysioł na ciełowieka, a tam doma kak służył chazainu, tak i budies słuzyt”. 
No i z tem wsystkem przyjechałem do domu nazad do swojej cioci ale ze juz służyć nie posłem, tylko wziołem zamiar iść do Ameryki, bo wtedy jesce droga była otwarta, można było jechać, aby była tylko forsa jakeś 140 rubli, to wystarcyło do Ameryky, ale tu nowa bieda, bo ja mam tylko 45, a gdzie jesce 100? Trzeba zarobieć, no posłem najpierw do swego wujka, to jest do mamy brata i upominam sie po mamy spadku, no i tam dostałem 50 rubli, juz pół biedy, reste trzeba zarabiać. 
Docekałem wiosny i puściłem sie na dzienny zarobek i wtedy pracowołem rozmaite roboty i na siosach kamienie tłukłem, w casie koźby u gospodarzy robiłem, dość na tem ze przerobiłem lato i zarobiłem choć z trudem 60 rubli gotówky, u cioci miałem 45, po mamy dostałem 50, zarobiłem 60, razem mam 155, to jest zrobiłem te piniądze do listopada w 1899 roku i cekam tylko wiosny i juz jade do Ameryky, po nowe życie. 
Tem casem wysło my jenacej, moje zamiary spełzły na nicem. To jest działo sie 5-go listopada pojechałem ze swojem wujaskem do lasu po drzewo, a tam trzeba zbierać, zbieraninę taky drobiosk lescyne i jałowiec, a ze ja byłem do wsystkego sprytny na swoje niesceście, to ja nie chciałem tego drobiazgu zbierać, bo tam byli i duże drzewa, brzozy, sosny, dęby, to ja dawaj na brzozę, na sosnę, siekiero i opcinać gałęzie, no i tam na sośnie to jest bardzo wysoko, jakem opcinał te gałezie i zaciołem sie w nogę, to jest w same kolano, tak ze sie skalecyłem na wieki. 
W przeciągu 4 dni, przywieźli do mnie doktora, doktor my opatrzył te nogę i powiada tak, zęby mie odwieźli do spitala, bo w domu to nic z tego i ja pytam doktora, jak ja tam w spitalu długo będę leżał i jake tam bedzie lecenie, a on my odrazu mówi, ze te nogę wypadnie ci odjąć i w przeciógu 3-ch miesięcy będzies chłop zdrów, jak koń, a w domu w przeciógu dwóch tygodni gangrena ci sie wda i mówi, ze djabli cie wezmo, tak mie pociesył i ja wtedy mówię: „ot i moja Ameryko”. Ale ze ja sie nie zgodziłem z tem, zęby jechać do śpitala i wygoić sie, ale bez nogy, tylko pretko sie zgodziłem sam z sobo, ze swojem losem, ze jeżeli mam zyć bez nogy, to wole umrzeć z nogo i tak sobie myślę dwa tygodnie, to jest niedługo, sam jeden sobie jestem, nie mam rodziców, nie mam braci, ni siostry, ni zony, ni dzieci nicht za mno nie bedzie płakał, umrę i skoncone. I tak swojej cioci mówię, zem taky los sobie wybrał, ze lepsa śmierć, niżeli takie marne życie. Mam piniądze, mam ubranie, niech ciocia mnie dogląda bez te 2 tygodnie, a jak ja umrę, to cioci jesce coś sie zostanie i moja ciocia pretko sie na to zgodziła. 
No i co sie robi? Leże, przechodzi te dwa tygodnie i przęsło, a śmierci jak niema tak niema, no pewnie i gangreny niema, no pominowsy wsystko jaky ja tam miałem dogląd w tej chorobie, to tylko ja wiem. 
Wszystkego dobrego było i głodu, robastwa, i rozmaitej biedy nie brakowało, bo leżałem od 5-go listopada do piersego cerwca, to jest siedem miesięcy, tak zem z łóska nie wyłaził cały ten cas, to wtedy i ciocia ze mno biedy użyła, a śmierć zupełnie o mie zapomniała. No, w cerwcu zacółem wychodzić potrose na świat. No, koniec końcem juz potrose sobie chodzę, ale na kuli. Trzeba sie brać za jakoś robotę, co narazie robić? Wziąłem sie robić kosy do kopania kartofli. Zrazu my sła ta robota niebardzo, ale coraz lepiej i tak, ze na tech kosach zarabiałem dobrze, bo ludzie mieli na mnie wzgląd i brali odemnie te robotę, tak ze nie nadozyłem robić i tak, ze zarabiałem wdzień do 4rch złotech, ale ze to wszystko było nanic, bo cały mój zarobek ostawał u cioci, i takem sie męcył z ciocio 3 lata. Juz mogłem kosie i różne roboty, tylko dźwygać ciężarów to nie mogłem. 
No i po trzech latach tej nędzy pomyślałem sie ożenić, ze może mie z zono bedzie lepiej, jak z ciocio. Jakem pomyślał, takem i zrobił, znalazłem sobie dziewcynke tako samo sierote jak i ja tylko wieku była jesce starsa odemnie, bo ja miałem lat 26, a ona 28, i pozenilim sie, do tego ona miała i posagu 150 rubli i wtenczas naprawdę dopiero życie my sie polepsiło na dobre. 
Narazie mieskalim u swojej cioci, ale ze niedługo parę tygodni i musielim sie wynosić do obcych ludzi na mieskanie, a za ten posag, te 150 rubli, to tak prawie, ze nam sie rozesło, bo trzeba było zaprowadzić nowo gospodarkę, pokupać garky, misky, łysky, stół, jednem słowem co tylko trzeba do życia, to wszystko sie kupiło, no i krowę, prosiaka, tak, ze tech piniedzy mało nam sie zostało i mieskałem u ludzi 7 lat, no i bez ten cas umęcylim sobie ze swojech oscedności na malutky domek. Postawiłem sobie domek, kostował nas 160 rubli i wtencas weslim do swego domu i dopiero życie nam się rozwinęło na dobre. 
Wtencos siedem lat po weselu dopieru w swojem domu Panbóg obdarzył nas potomstwem. Pierwsego syna docekalim w 1908 roku, a później pomalutku docekalim córky 1911 roku i jesce w 1913 r. panbók dał jednego syna, no i na tem dość, więcej dzieci nie mielim, tylko troje, które do dziś zyją, a bez te casy pracowałem najwięcej przy wyrobach cemętowech, kręgy do studniów, rury do mostów, dachówkę, do wszystkiego miałem spryt, robiłem doskonale, tak, ze ten fabrykant bardzo był ze mnie kontet, a tem fabrykantem, to był gospodarz ze wsi Zawady Michał Ostrowsky i u niego pracowałem 5 lat, to jest za rosijskech casów. 
Zarabiałem po 60 do 70 kopiejek dziennie, ale musiałem robić 14 godzin w dzień i to nie letko, ale w pocie coła. No i zona tez my pomagała, cho­dziła do roboty, do gospodyń i z tego zarobku utrzymywalim sie, od casu do casu jakego prosiaka sobie uchowalim, tak aby dzieci z postem nie jedli, to takem pracowali oboje z zoną do roku 1912-go, a w 12-m roku złapałem sie za ziemie i choć z trudem wykąbinowałem sobie dwa morgi dzierżawy, bo o kupnie nie było mowy, bo u nas około Łomży ziemia była bardzo droga, za 2 morgi płaciłem 14 rubli rocnie. Spróbowałem na tej ziemi robić, bardzo my sie podobało i zaraz 1913 roku kupiełem sobie znów 2 morgi i juz miałem etery morgi. 
A co mnie do tej ziemi spowodowało? Cytalem stale gazete Zaranie, tam w każdej gazecie był dział naukoworolnicy, a ja to bardzo chętnie cytał, i do ty nauki stosowałem sie z roboto na ziemi i doskonale mi sła. Tak inni gospodarze zapatrywali sie na moje prace na roli i nie mogli sie nadziwić, jak mie sie wszystko doskonale rodziło. Kostowało mie to drogo, bo 2 morgi com za niech płacił 14 rubli, tom ich dostał od Admistratora, bo to była ziemia majoracka, to jest państwowa, a za drugie 2 morgy dałem cłowiekoju odstępnego 200-cie rubli. Wtedy jesce chętniej cytałem Zaranie i pracowałem na tej ziemi, aby z niej wykorzystać. Kupiłem sobie konia, wóz, pług, bronę, jednem słowem cotylko trzeba do gospodarky, a to wszystko z pracy rąk. Kędyś, za rosyjskech casów, można było przy oscendności na wszystko zarobić. Wtedy, jakem miał juz konia, tom sie brał wtedy za robotę lzejso, latem pracowałem na swojem kawałku ziemi i cóś niecoś zarabiałem, ale juz nie sam sobo, tylko koniem, to juz mi było o wiele lżej. 
Przęsło lato nadchodziła jesień i zima, wtedy wziąłem sie za inny zarobek. Brałem sie za handel swyniamy i na tern handlu tez my dobrze wychodziło, bo kiedyś za rosijskech casów nie było takech duzech opłat jak teraz, a otchod w handlu był doskonały i na tern można było doskonale zarabiać. Tylko to niestety, ze tego mojego letkiego życia niedługo było, bo w 1914 roku, jak wiadomo, wypadła wojna. To jest cały rok siedzieliśmy pod gradem kul. No, na tern tak prawie ze nie straciłem, potrafiłem sie obchodzić z rosijskem wojskem, prowadziłem z niemy rozmaity handel i potrafiłem z nich tez sporo grosa wyciągać, tak ze dosedłem do tego stopnia, ze miałem juz parę koni, które kostowały 300 rubli.
Leciało mi jak z płatka, ale ze wnet sie wszystko przerwało, bo w 1915 roku 15-go lipca zabrali mie rosijske wojska na formanke i musiałem jechać bez wymowy. Na tej formance zrobiło mi sie straszne niesceście, bo złamałem sobie nogę, te samo, com kędyś skalecył i wtedy wszystke biedy, wszystke niescęścia, jake tylkona swiecie były, to wszystke na mnie sie zwaliły, bo dzieci troje, najstorsy syn miał lat 8, żadnej pomoczy z nikogo nie miałem, tylko moja kochana zona, no i piniodze, to cała moja pomoc była. Dnia 15 lipca złamałem nogę, a 6-go sierpnia musielim wyjeżdżać do Rosij, tak mie zona powiozła z to mojo złamano nogo. No w podróży, jak tam nam było, to tylko nam i bogu było wiadomo, a podrózowalim od 6-go sierpnia do 10 listopada, to jest całe 4-ry miesiące. 10 listopada dojechaliśmy do miasta Ciernigowa, to jest miasto Gubernialne. Tam nas obstawili, dalej juz nie jechalim, a tam póki znaleźlim kwatery to zesło do grudnia. No i tam dawali nam cośkolek pomocy do życia dla nas i dla koni. No i dopiero cośkolek odpocełim, ale, ze tej pomocy długo nie było później musielim sie samy o życie starać, no tam, jak nam tam było, to było, to tego nie będę opisował!, tylko powiem to, ze rosijsky naród można pochwalić, bo głodu tam nie cierpielim a byliśmy tam prawie trzy lata. Bo stamtela, to jest z Ciernigowa wyjechalim 1918 roku 15 maja i podrózowalim jeden miesiąc, bo 15-go cerwca bylim w domu.
Tylko to było moje niesceście, ze byłem kulawy, to do rosij pojechałem na dobrech koniach i z piniodzamy, a stamtela nazad przyjechałem na jednem koniu lichem i bez piniedzy, tylko to dzieky bogu, ze wrócyliśmy zdrowi my i dzieci nase.
No i tutaj tera rozpoceła sie nowa bieda i to na dobre i na długo. Jakem przyjechał, dom mój był opuscony, bardzo lichy i to był zajęty, ludzie w niem mieskali, tak zem ledwie ich wykurzył z tej budy, bo można było powiedzieć ze juz tylko buda. Byłbym wołał zęby był spalony, to bym coś ośkodowania dostał, a tak, to nic i musiałem w takiej budzie biedować kilkanaście lat, a co sie tycy do ziemi, to mojo ziemie ludzie zabrali od admistratora w dzierzawe, tak ze odebrać było trudno i ja niescęśliwy ze swojo złamano nogo posedłem nazad do roboty cemętowej zarabiać dla dzieci ten kawałek chleba, no i po mału odzyskywać swojo z. emie, to juz nie te com miał przed wojno, ale inne tam jakeś kawałki ale ze to mie sło z bardzo wielkem trudem i pomału. Zdobyłem sobie 6 morgow tej ziemi, a to ze lada jaka to zemia było pusta zarośnięta, jałowa, co juz komu sie naprzykrzyła, to takej ziemy mogłem dostać. Ale i za tako ziemie musiałem płacić do rządu dzierzawe drogo, a to najgorse, ze nie miałem cem robić, bo nie miałem konia, tylko krowę, ani wożą, ni powroza jak to mówio.
Później docekaliśmy sie wojny bolsiewickiej, wtedy korzystając z tej wojny zadobyłem sobie konia za parę marek, ale ze i tem koniem niedługo sie ciesyłem, bo przysła policyja i my go zabrała, no pomału dawaj te ziemie robić choć jak niebąć, aby sie biedzie nie dawać.
No i pomału docekałem sie parcelacyj, te morgy miałem porozrzucane, 6 morgów we cterech miejscach, no i te my przepadły, ale ze parcel my sie należała, dlatego ze byłem bezrolny, własności nie miałem, ale byłem dzierżawco i dlatego dostałem parcel, ale ze wtedy jak nam to pomierzali, te ziemie, pan niżenier, to był tego zdania, ze jak kto miał 2 krowy, to jedno sprzedał, dodał jemu jesce do tego parę korcy zboza, to takemu dostała sie działka duża i dobra, a ja jesce wtedy nie miałem dwie, a tylko jedno krowę, zboza tez nie miałem, no i jenni take byli jak ja, to nam działky dostali Sie i ziemia licha i małe, bo tylko po 6 morgów, a ci co mieli sposób, to podostawali i ziemie dobre i działky duże, bo byli działky 8 i 12 morgowe.
Z tem myśmy nie bylim zgodne, dawaj protestować przeciw temu pomiarowi, a to odbywało sie w roku 1925-tem, to sie przeciągnęło do 1927-go roku i nam nie naznacyli ceny i spłaty, tylko zapłacilim za 3 lata
dzierzawe i wkońcu 1927-go roku zrobili drugy pomiar, coś niebodź rzetelniejsy, bo mie sie dostała działka 4 i pół hektara i jeden hektar łąky, to tylko ze łąka, to lada jaka, bo tylko 2 fury siana, to jest dla mnie dobre, tylko to znów nas męco, to jest 1928 roku żądali od nas zadatky, ja dałem zadatku 350 złotech, no i inni to samo, popłaciliśmy, no i wtedy dali nam sacunek ziemi. Wysacowali nam po 1800 złotech za jeden ha i spłata na 41 rok, a
rocna rata wynosiła przęsło 300 złotych, apart podatku, a podatku, to jest fajerkasa, no i inne gminny, drogowy, grątowy, siarwarkowy, to tez rocnie 60 złotych. Ale wypłata za ziemie, to jest 300-to złotech, to jest jedna rata półrocna, a trzeba płacić dwie raty na rok, to jest 600-set złotech rocnie, a spodatkamy to sie zbierało około 700-set złotech rocnie, to my sie rozejrzeli, ze to nie możliwe, bo jak i wrezme, to jest 4-ry i pół ha ziemi, to trzeba dobrze pracować i modrzę, zęby z tego wyżyć, a jak kto nie potrafi rozumnie na tem robić, to i wyżyć nie może, bo to jest ziemia ledwie średnia, zytnio-kartoflana, to jest ja potrafię robić, bo dzięky dawniejsemu „Zaraniu”, ono mie naucyło na ziemi robić. „Zaranie” nie kazało sie oglądać na boga, co bóg da, tylko kazało robić mądrze i chętnie no pominowszy to wszystko myśmy zaceli protestować przeciw tej cenie, składać podania do urzędu ziemskiego o zmniejsenie ceny, bo nie damy rady. No, z biegiem casu, to urząd ziemsky nam coraz stopniowo zmiejsa, ale ze i na śwecie sie coraz gorzej robi, tak ze juz zmiejsili o połowę, no a wszystko jedno płacić nie­ ma skąd. Podatky, jakie nam podlegaj o, to opłacamy i to nie wszyscy, bo so i takie parcelanci, co i na podatek nie mogo zebrać, a co ratów, ta tak prawie ze nikt nie płaci. To nam urząd ziemsky za te lata od 1928-go do 1933-go nałożył po 1000 złotych dzierżawy, a myśmy za ten cas i po 1000 grosy nie nazbierali i nie wiadomo, co z namy dalej będzie, bo na tern kawałku ziemy trzeba zyć, trzeba dobytek paść i z tego sie opalać i jakeś 60 złotech podatku płacić, bo podatek to opłacamy, no ale co do życia, to możemy życie prowadzić take, nie będę mówił o kiem, a tylko sam o sobie.
Jest moja rodzina, składa sie z 5-ciu osób, no to jadamy dwa razy
na dzień kartofle z jakemś barscem, naprzemian z mlekem i pół
centnara żyta na chleb, na miesiąc, to jest zjadamy na chleb 6-ść
centnarów na rok, no kartofli to bez miary, mięsa, to tylko na jake rocne święta, o cukrze niema mowy, cuker zastępuje sie mlekiem i tak sie życie prowadzi. A to dlatego tak sie skąpuje, ze dzieci mam troje, to jest 2-ch synów i jedno córkę, najstarsy syn lat ma 25, córka 23, najmłodsy 21 i wsystke chco sie ubrać, a
tu i dom sie wali, trzeba budować drugy. Wtem najstarsego syna zabrali my do wojska 1929 roku, a młodsy wyterminowany był na siewca, bo jenaksego sposobu nie miałem mu dać. Jeden w
wojsku, drugi siewcem, a ja, jako inwalida na nogę kulawy, ostałem sie tylko z córko i matko, wtencas trzeba było córkę naucyć orać i bronować, no co skosić, młócić, coś tam wozić, to ja sam choć z biedo, ale to zrobię i ta moja córka tak całe dwa lata ze mno sie męcyła, a o budowaniu domu nie było mowy, az chłopak wysłużył w wojsku, a służył całe dwa lata, bo był w kawaleryj, no dzięky, ze przysed zdrów do dom, wesoły bo był kapralem, no pominowsy to teraz mówię, bierz sie synu za robotę, bo poprostu można mówić, ze siedziemy jak w budzie psiej, dalej juz w takej budzie niemożliwe mieskać, bo wnet nas podusi ta buda, tylko patrzeć kiedy sie zawali. No, wprawdzie, ze ja i za pomoco zony i dzieci uskompowałem trochę grosa z tego com nie dojadał i nie dosypiał, ale mało, około tysiąca złotech to jest na dom i na chlewy zamało, trzeba sie chłopcu żenić, może co posagu dostanie, no i tak zrobilim. W roku 1932, 20 lipca syn sie ożenił, co sie tycy do posagu, to dostał mało, tylko 600 złotech, a myśmy ze swojech piniedzy wykostowalim sie przęsło 200 złotech na te ożenienie. 
No, tera trzeba sie brać za dom, no i z wielkem trudem pobudowaliśmy sobie zgrabny porząnny domek, ale kostował nas dom 1600 złotech i teraz mieskamy sobie w domu nowem, a nie mamy jesce dla dobytku chlewów, tylko tak sie dobytek miejści w lada sopce, a zbieramy sie może w roku 1934 może pobudujemy chlewy, bo sie na to zagoniamy, tylko to, ze z drugiej strony znów dla mnie, jako dla ojca, jest niescęście. Pobudowalim dom, weslim do niego i licylim, ze juz teraz będzie dobrze, nieprawda, bo jak synowa przysla, to dla córky niema pomiejscenia. Juz nas sie zaduzo zrobiło, córka moja kochana nie może sie pomiejścić, bratowej zrobiła sie duża w ocach, tak ze moja kochana córka, rozumiejoc to wszystko całe bratowej korowody, mówi do mnie: tatusiu, ja jej musze z domu ustąpić, niechaj jej będzie luźniej, ja i matka wzielim jej tam przekładać, ze może poradzimy temu jakoś, ale ona mówi, jeżeli ja mam być w domu, i bezcmnie ma być niezgoda, to zyjcie wy samy sobie, a ja pójdę, ja sobie dam rade i o tatusiu i mamusi nigdy nie zapomnę.
No i tak ze łzamy w ocach nam ustopiła, posła do obowiozku, tylko tera płaco małe cene, bo za miesioc październik dostała 15 złotech, a dalse miesioce zimowe, tylko po 10 złotech, no i jest sobie z tego zadowolona, a my w domu pędziem dalej swoje biede. No, moi kochani panowie, którzy tam teraz będziecie przeglądać moje pismo, to powim wam moi drodzy tylko to, ze nie będę chwalił casów rosijskich, w którech przezylim długe lata, a nie będę ganił casów polskich, w którech zyjemy obecnie, ale za rosijskech casów, za ich panowania, to ja żyłem z wyrobku, z pracy rąk, ale co sie tyczy do ubrania, to ja miałem jedne ubranie do kościoła, drugie tak sobie do niedzieli i trzecie do roboty i obuwie tak samo i buty do kościoła, druge do roboty, a jesce i kamasy na lato do kościoła, a teraz jak sie zyje w nasej kochanej Polsce, to ja naprawdę i do kościoła nie chodzę nie dlatego, że go nienawidzę, bo jakby nie było, to jabym chodził, bo inni mowio, ze ja niepobozny, ze ja odstopił od kościoła i od boga, rozmaicie ludzie urągaj o, ale ja nie dlatego nie chodzę do kościoła, ze jestem niepobozny, a tylko jedynie dlatego, ze nie mam w cem, nie mam ubrania, niema butów, buty jak sobie sprawie na zimę, to jest wojłoky i razem kalosie, to kostujo razem 9 złotech, a kupić skórzane, to kostuje przeciętnie 20 złotech, to na zimę sie kupi wojłoky, a latem chodzi sie boso, a co ubranie to sie chodzi aby nie zmarznoć. Jesce z rosijskech casów kłaky sie wynajduje i sie łata i tak sie chodzi gorzej, jak rosijsky dziad, a jak nam przyjdzie sie jesce za te parcele wypłacać, to i z mojech dzieci ubranie i obuwie obleci, i myślę to, ze jak żadnej zmiany w Polsce nie będzie, to my biedujemy ciesko na tech nasech majotkach i moje dzieci będo biedować jesce i wnucky. Teraz moi drodzy panowie, co sie tycy do cytania gazet, książek, to dawniej przed wojno, to cytatem stale gazete „Zaranie”, no i rozmaite ksiąsky, bo miałem na to sposób kupić ich, a co dzisiaj, to o kupnie niema i mowy,  tylko to, ze jesce jestem w zwiąsku małorolnem, zwie się związek bezrolnech i małorolnech, to stamtela kędy nikedy gazete sie dostanie, to jest gazeta chłopska prawda, no co jakyś cas wpadnie w rękę gazeta „Zielony Sztandar”, cęsto, gęsto „Wyzwolenie”, to sie z wielko chęcio cyta, no co prenumerować to niema sposobu i nie wiem kiedy będzie ten sposób, cy ono jesce kędy wróco te casy, zęby cłowik mógł sobie choć tego używać coby mógł sobie gazette jedno i drugo stale mieć, jake ksiosky dobre do cytania, zęby miał zaco kupić, zęby sobie ubrania do kościoła sprawić, no i zęby choć raz na tydzień kawałek mięsa zjeść, ale naprawdę, to chiba do tego jesce daleko bo strasnie nam głowę zabijajo te nase majątky, te kochane parcele, nie dadzo nam zjeść, ani śwyniaka, ani kurcaka, ani jojka, no co jojko, to sie zje, ale tylko na wielganoc, to jest śwecone, a co prosiaka, lub kurcaka, gąsiaka, to sie zje, ale tylko takego, co juz ma ochotę zdechnoć, co niezdatny do sprzedania, a jenacej wszystko sie sprzedaje. Jakeś tam parę litrów mleka, kurcak, prosiak, wszystko sie sprzedaje i to za bezcen, bo u nas w Łomzie to bez cało wiosnę i lato mleko płaco 10 gr. liter, jaja tez przeciętnie 10 groszy, kartofle 2 złote meter, żyto 12 złotech meter, a co sie tycy do kupienia, to co my kupujemy, to jak wiadomo, wszystko jest bardzo drogo, jak sól, zapałky, nafta, machorka, cuker, którego nie używamy, no, zielazo, jednem słowem to, bez cego sie nie mozem obyć mus kupić, to jest wsystko sialenie drogę. Som take gospodarze co na takech majątkach jak ja, co tego nie posiadajo, obywajo sie, robio cudzem, sprzedajem, najmujo do roboty, drudzy tam różne spółky robio, do połowy zbierajo, no ja do tego sie nie dopuscam, mam konia, chowam stale latem i zimo, no i trzy krów, jakeś troje swyń tak ze sie biede goni na cało parę, mam wóz, dobre brony, kultywator, sieckamio i wialnio do cyscenia zboza, no i kobiety sobie chowajo ze 30 stuk drobiu, no i to wszystko. Teraz moi drodzy panowie, którzy tam bedzecie rospatrywać to moje pismo, prose was bardzo calem sercem, nie zrażajcie sie na tem, ze ja napisałem może niedokładnie, może źle, może brzydko, bo nie jestem klasisto, a tylko biednem samoukem i pisałem swojo własno ręko, może panowie te moje pisanie rospatrzycie i wrzucicie do kosa, może ono do nicego niepodchodzi, to prose my wybacyć, jako biednemu samoukoju, a co sie tycy do rzetelności, to opisałem rzetelnie wszystko, tak ze mniej napisałem, aniżeli więcej, jeżeli sie nie nadaje to moje pisanie do nicegoj, to prose serdecnie o jakoś odpowiedź, bo jenacej jak nie dostane odpowiedzi, to bede zawse myślał, może niedosło do wasech rąk, a jak dostane jako otpowiedz, to choć z tego będę kątet, ze dosło. 
Na tem koniec.
Dn. 27 listopada 1933 r.

P.S. List pochodzi z tomu pierwszego, str 435-448
Tu znajdziecie zdygitalizowane wydanie całości Pamiętników:
a tu ciekawy pamiętnik wiejskiej kobiety z tomu drugiego, str 25/74

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz