Opowieść przedświąteczna z „Szlachcica Zawalni czyli Białoruś w fantastycznych obrazach” autorstwa Jana Barszczewskiego
Rudolf Żukowski (1814–1866), Bard Północy (ilustracja do rocznika literackiego „Niezabudka”, 1843) |
Czy pamiętacie, że święta czuło się już naprawdę blisko, gdy do domu przychodził organista z opłatkami. Te leżące i czekające na wigilię opłatki kusiły nas dzieci, aby spróbować. Nigdy nie zapomnę tortur przedświątecznych mojej małoletniej wówczas cioci Marioli, po tym jak ulegała pokusie i codziennie podjadała opłatek, aż zjadła cały. Nie pamiętam jak cała historia się skończyła, mogę tylko podejrzewać, że wielką burą. Chociaż może nie, bo w domu moich dziadków w Wigilię musiała panować harmonia - żadnych kłótni, bo jaka wigilia taki cały rok.
Tymczasem zapraszam was na opowieść Szlachcica Zawalni autorstwa Jana Barszczewskiego z jego fantastycznych opowiadań z 1844 roku. Czyta się świetnie mimo upływu lat:
ORGANISTA Z ROSONA
[...]Podczas tej rozmowy nagle odmyka drzwi, wchodzi cały osypany śniegiem organista z Rosona; ledwie stąpił na próg, zawołał krzykliwym głosem:
-Laudetur Jezus Christus. Winszuję zbliżającym się świętem Bożego Narodzenia.
– A! I bardzo, bardzo dziękuję – rzekł stryj. – Czekałem pana Andrzeja i już zacząłem myśleć, że w tym roku może zapomniałeś, gdzie mieszka Zawalnia.
– Jak można zapomnieć o panu Zawalnie, a mianowicie podczas tak okropnej burzy, widząc na wrotach jasną latarnię, gdzie dobry i uprzejmy gospodarz troszczy się o życie podróżnych.
– Wtenczas tylko i gości mam, gdy się pokryje nieszczordo lodem, lecz za to wiosną i latem żyję jakby pustelnik jaki okrążony wodą i lasem. [...]
– Napijem się wódki, panie Andrzeju – rzekł stryj – i ot, wraz jedzenie ciepłe podadzą na stół, to się i zagrzejesz.
– A, proszę wódeczki, bo to ludzie powiadają, że ten trunek podczas gorącego lata chłodzi, a podczas zimowych mrozów i wiatrów grzeje
– Po wódce i zakąsce – rzekł organista w lepszym humorze – pan Zawalnia dziś masz gości, masz i opowieści nowe.
– Każdy człowiek coś innego spotyka w ciągu swego życia, każdy więc inny ma przedmiot do opowiadania.
– Janko już musiał wiele opowiedzieć historii, filozof akademii jezuickiej, i słyszałem, że kiedy on jeszcze był w szkołach, bardzo lubił czytać książki.
– Jego historie uczone, opowiadał mi o pogańskich jakichś narodach, co żyli Bóg wie jak w dawne czasy; imiona ich tak trudne, że na drugi dzień już nie pamiętam. – I ja chodziłem u Jezuitów do szkół, alwar na pamięć i teraz umiem, tłumaczyłem mowy Cicerona i Horaciusza De arte poetica; jeszcze pamiętam ten wiersz: omne tulit punctum qui miscuit utile dulci/ Ten zdobył uznanie wszystkich, kto połączył przyjemne z pożytecznym/. Lecz gdy postrzegłem, że to wszystko vanitas vanitatis /marność nad marnościami/, nie chciałem zagłębiać się w dalszych mądrościach; na co filozofować – lepiej wierzyć w prostocie serca. A więc zacząłem uczyć się muzyki i teraz, dzięki Bogu, mam miejsce przy kościele i kontent jestem.
– Jednakowoż teraz kolej pana Andrzeja opowiedzieć nam cokolwiek. – A czy nie będzie to już późno? Która godzina?
– Nie mam zegara – rzekł stryj – lecz wiem, że jeszcze daleko do północy.
– Ja mam w domu zegar, pamiątka od księdza prokuratora; kiedy bije godziny, jawia się kukawka i kuka tyle razy, ile wybije godzin. Pewny przejeżdżający nocował u mnie; ten, słysząc głos zegara i śpiew kukawki, taką mi opowiedział opowieść o rozpaczliwym młodym człowieku i o duchach ognistych.
i opowiada ....
W tej starej gawędzie poczyniłam wiele skrótów oznaczonych nawiasami z wielokropkiem. Mam nadzieję, że zachęciłam was do zapoznania się z oryginałem pod linkiem. Można tam doczytać opowieść do końca:
Na koniec jeszcze krótki fragment opowieści o dniu wigilijnym w domu szlachcica Zawalni:
WIGILIA BOŻEGO NARODZENIA
Obudziłem się i leżąc jeszcze na pościeli, przypomniałem sobie opowiadania ślepego Franciszka i organisty: Płaczka, Syn Burzy, Duchy Ogniste. Wszystkie te cuda w dziwnych, smutnych i strasznych widokach rysowały się w moich myślach. Wtem stryj odmyka drzwi i patrzając na mnie, rzekł tymi słowy:
– Wstawaj, Janko, nie przyzwyczajaj się do lenistwa; zimowe nocy długie, można wyspać się; podróżni wszyscy jeszcze przede dniem wyjechali; teraz panowie tylko śpią do dnia; za nich drudzy myślą i pracują. Pamiętaj, że ty jesteś człowiek biedny; musisz sam służyć, unikaj więc tego nałogu. To rzekłszy, włożył futro, wyszedł na podwórze, rozkazał parobkom pod oknami domu i blisko ścian śpiżami rozkopać wysokie śnieżne zaspy. Wstałem natychmiast. W domu było cicho i posępnie; słabo dzień świecił przez okno oblane lodem i zasypane śniegiem. Wchodzę do czeladnej izby, tam na ławie siedział Franciszek ślepy, a panna Małgorzata, robiąc rozmaite przygotowania dla kucji, opowiadała mu o swoim gospodarstwie, o kurach, których ona rozprowadzała rozmaite gatunki. Miała ogromnego koguta na wysokich nogach, ale ten tak był nieobrotny, że prosty maleńki kogutek jego zwyciężał i nieraz okrwawił; o gęsiach, nad którymi choć letnią porą zawsze miała pilny dozór, nie mogła się ustrzec od szkody z przyczyny częstych nabiegów lisów. Opowiadała, jak raz myśliwy na jeziorze jednym wystrzałem zabił kilka kaczek domowych, sądząc, że to były dzikie, i od tego czasu musi mieć zawsze na baczeniu, aby daleko nie pływały od domu.
Gdy tak rozmawiali, stryj postukał w okno, mówiąc:
– Widzę z daleka, na jeziorze ktoś jedzie – zda się, że to pan Morohowski z dziećmi powraca z Połocka. [...]
Prędko konie biegąc zwróciły z wielkiej drogi, minęły brzeg jeziora i już przy wrotach. Stryj spotyka gości: w wozie siedział pan Morohowski, przy nim troje dzieci, na pół pokryte futrem niedźwiedzim i obwiązane chustkami, że tylko oczy były widać; wybiegła z domu panna Małgorzata i dzieci wnieśli do pokoju. Na śniadanie podano grzane piwo; studenci, poczuwszy ciepło, jak pszczoły w ulu podjęły szmer, każdy opowiadał o swoich naukach, o towarzyszach, nauczycielach i rozmaitych wypadkach i zdarzeniach szkolnych. Ślepy Franciszek wmieszał się do ich towarzystwa, oni mu pod sekretem powtarzali swoje wiersze, których wyuczyli się na pamięć dla powinszowania ojcu. Przede mną chlubili się z nagród, które im dano za egzamina;[...] Morohowski opowiadał o cenie żyta, owsa i jęczmienia, o ptastwie domowym, którego się tam wiele przedaje ze wszech stron; o cenie lnu, i o kupcach, którzy przywieźli z innych miast, chustki, sukna, materie jedwabne, bawełniane i inne towary służące dla ubioru; o znajomych obywatelach przybyłych dla interesów i dla nabycia rzeczy potrzebnych w gospodarstwie.
Przeszedł cały dzień na rozmowach; słońce skryło się za lasy; już zmrok wieczorny. Kilku sąsiadów mieszkających blisko jeziora Neszczorda, zaproszeni z żonami i dziećmi na kucją, przyjechali do mego stryja. Pokazała się pierwsza gwiazda na niebie, postawiono długi stół pośród pokoju, zasłali sianem i pokryli białym obrusem. Postne jedzenia przyprawione z miodem i wyborne ryby podano do stołu. Stryj mój łamał opłatkę z Panem Morohowskim i potem po kolei z każdym gościem. Opowiadał, jak kiedyś książę Ogiński, dobry i łaskawy pan, zapraszał na ten wieczór do siebie wszystkich sąsiadów, nie zważając, czy kto był biedny, czy bogaty, aby tylko szlachcic i porządny człowiek. Z jaką uprzejmością przyjmował gości, z szczerym i otwartym sercem z każdym rozmawiał, bawił, opowiadając rozmaite dzieje dawnych czasów.
Morohowski przypominał, jak te obrzędy przodków święcie były zachowane we wszystkich domach tego powiatu. Dziś już nie ta gorliwość, u niektórych panów zmienione stare zwyczaje i obyczaje, za co Bóg nie błogosławi, i czasy coraz gorsze. Podczas tej rozmowy inni goście, bawiąc się za stołem, podkładali ręce pod obrus, wybierali na los dłuższą łodygę siana[...]
Po wieczerzy, patrząc na pogodne niebo usiane gwiazdami i na ogniste drogi padających meteorów, wnioskowali o pięknej wiośnie i o wielkiej obfitości owoców w następnej jesieni. O! słodkie wspomnienie zabaw i zwyczajów rodzinnej ziemi. Jak krótkie szczęście, jak sen przyjemny, jak wiara ojców! na wieczne czasy trwają wyryte w pamięci, są najmilszą zabawą samotnych myśli; po nich stroskana tęskni dusza jak wygnanka z raju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz