Stories of Tita

29 marca 2024

Opowieść o Panu Hipolicie Arcichowskim - brwinowskim Sokratesie



Zostałam ostatnio wywołana do tablicy, abym opowiedziała jakąś brwinowską historię. I skoro zaangażowałam się ostatnio w wybory samorządowe to czuję potrzebę powspominać osoby, które spotkałam w Brwinowie i choć dawno już ich z nami nie ma, to wciąż są w mojej pamięci. Taką ważną dla mnie postacią był Pan Hipolit Arcichowski. 
Pierwszy raz usłyszałam o nim od mojego brata. Był to nasz pierwszy rok w Brwinowie - 1992. Zaczęliśmy budowę domu i wynajmowaliśmy mieszkanie na ulicy Myśliwskiej. Brat wówczas 17-letni chłopak, opowiadał jak to zaczepił go jakiś niesamowity starszy człowiek i cała droga ulicą Grodziską upłynęła im na filozoficznej rozmowie o życiu. Nie miałam wówczas zielonego pojęcia o kogo chodzi. Brat  był pod silnym wrażeniem zadawanych mu pytań. Nawet śmialiśmy się, że może wpadł w jakąś inną przestrzeń czasową i spotkał Sokratesa.
Jako, że ulica Grodziska była dla mnie wówczas główną trasą przemarszu szybko miałam okazję zorientować się o kogo chodzi. Od razu poczułam, że jest to postać nietuzinkowa.
Dość tego, że gdy zaczęłam w Dwójce opiekować się Szkolnym Samorządem postanowiłam w 2003 roku zaprosić Pana Hipolita do szkoły. I wierzcie mi było to spotkanie, które się pamięta.



Wydawaliśmy wówczas szkolną gazetę "Dwója" i w kilku numerach pisaliśmy o mądrościach Pana Hipolita. 


Pisaliśmy wówczas:
Pan Hipolit, postać tyle dziwna, co tajemnicza. Lubi czasem zatrzymać któregoś z nas na ulicy. Nie każdy jednak miał przyjemność rozmowy z panem Hipolitem. Postanowiliśmy wyprzedzić to, co was nieuchronnie czeka i 25 listopada (2003) na zaproszenie uczniów oraz opiekuna Samorządu Szkolnego do naszej szkoły przybył jeden z najstarszych mieszkańców Brwinowa, Pan Hipolit Arcichowski - (rocznik jak mówił napoleoński, ur. 1912 roku). Wspólnie wypiliśmy herbatkę i zjedliśmy ciastka.
W tym uczniowskim sprawozdaniu zabrakło jeszcze ważnego szczegółu. Będąc goszcząc wówczas w szkole pokazał uczniom, że ma tylko dwa zęby, a mimo wszystko na koniec im zaśpiewa. I zaśpiewał, jak na śpiewaka operowego przystało czysto i donośnie. To było coś! A nam pozwoliło podejść z dystansem do własnych, często urojonych kompleksów.  
Podobny przebieg, czyli bez ogródek, miała cała rozmowa, która dotyczyła, przede wszystkim tematu: jak żyć. 
Pan Hipolit dawał nam dużo cennych rad, dzielił się swymi wspomnieniami z czasów szkolnych. Uczył jak odpowiednio siedzieć i mówić, tak by każdy nas zrozumiał. Przedstawiał ciekawe historie i anegdoty ze swojego życia. Poniżej zabawna historia, jak to nasz Gość zetknął się w swych latach szkolnych ze słowem "prostytutka". 


Usłyszeliśmy wiele historii ze szkoły w Drohiczynie. Jedna z nich dotyczyła tzw. lekcji poglądowych.


 Wtedy to dowiedzieliśmy się do czego w klasie służyła "ciocia rózga" i że trzeba uczyć się od wszystkich wszystkiego, nawet od pijaka.  


 
Dziś gdy czytam te stare wydania "Dwói" wspominam Pana Hipolita jako osobę nazywającą zawsze rzeczy po imieniu, prawdziwą, czasem do bólu szczerą. 
Pamiętam, jak powiedział mi, że za szybko mówię. Odpowiedziałam, że to z szacunku dla słuchającego, aby nie zabierać nikomu cennego czasu. Dostałam kategoryczny przykaz, żeby z szacunku dla siebie i do innych mówić wolniej.
Zapamiętałam i od tamtej pory bardzo się staram.
Jesienią 2005 roku dowiedzieliśmy się, że Pan Hipolit jest bardzo chory. Jeszcze przed Świętami odwiedziłam go z uczniami w małej oficynce na ulicy Środkowej. Opiekowała się nim wówczas troskliwie Pani Janina Członkowska. Zanieśliśmy małą ubraną choinkę. 
To było ostatnie Boże Narodzenie Pana Hipolita. Zmarł 27 grudnia. Dokładnie pamiętam ten dzień. Była wówczas niesamowita śnieżyca. Cały Brwinów zasypało śniegiem. Dlaczego piszę o tym śniegu?
Ta biel była wtedy dla mnie taka symboliczna. Niektórzy stroili sobie z Pana Hipolita żarty, uważając Go za zwariowanego dziwaka. Ubierał się również, bardzo "nonszalancko". Jedno jest dla mnie pewne - był to człowiek o pięknej duszy. 
Spotkałam ostatnio Pana Wojciecha Niteckiego - naszego brwinowskiego siłacza, Mistrza Polski w wyciskaniu sztangi. Wspomniał o ważnym szczególe w życiu Pana Hipolita, a którym nie miałam pojęcia. Otóż, długie lata opiekował się on swoim niepełnosprawnym synem i bardzo przeżył jego śmierć.  
Na koniec jeszcze dwie krótkie myśli Pana Hipolita.
"Żyj tak, aby Ci ludzie jak najczęściej mówili dziękuję, a Ty abyś jak najrzadziej musiał mówić przepraszam." 
I druga, którą wyniósł z domu: "Czy gnój wozisz, czy do kościoła idziesz - zawsze wszystko musi być pięknie."
Było...., Panie Hipolicie.

Grób Rodziny Arcichowskich na brwinowskim cmentarzu


P.S. Wciąż mam kasetę magnetofonowa z nagraniem naszego spotkania. Muszę ją scyfryzować, bo to skarb prawdziwy. 

P.S.2 Właśnie odkryłam w swojej nauczycielskiej teczce skarbów list Pana Hipolita, który napisał nam nasze świątecznej wizycie. 


 Co mogą oznaczać litery na górze: J+M+J. Może to skrót używany w Kościele oznaczający: na chwałę Świętej Rodziny. 
Pamiętam, że w czasie tej ostatniej wizyty. Pan Hipolit polecił mi książkę: "Pozwólcie ogarnąć się miłością" autorstwa Anny. Nawet ją po śmierci Pana Hipolita nabyłam, ale wstyd przyznać jeszcze nie przeczytałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz