Opowieść o Uroborosie - wężu pożerającym własny ogon czyli czy terapie są przereklamowane
Coś co wydawało nam się w latach 90-tych ubiegłego stulecia nieprawdopodobne i trochę zabawne w amerykańskich filmach czyli tamtejsza kultura terapeutyczna na dobre zagościło również nad Wisłą. Jak grzyby po deszczu powstają nowe gabinety oferujące różne formy psychoterapii. W lipcowym wydaniu Tygodnika Powszechnego w artykule "Kultura wiecznej terapii" Dominika Tworek pisze, że nigdy w historii nie martwiliśmy się tak mocno o zdrowie psychiczne własne i naszych dzieci. Jest to na pewno dowodem, że jesteśmy świadomi swoich problemów i pragnień. Z wszystkim jednak można przesadzić - przestrzega autorka.
Artykuł jest próbą odpowiedzi skąd ta nagła eksplozja potrzeb terapii. Przytoczonych przyczyn jest wiele. Począwszy od faktu, że jako społeczeństwo osiągnęliśmy już stan zaspokojenia tak zwanych potrzeb bazowych. Możemy więc poświęcać energię na zaopiekowanie się przeżywanymi emocjami i życiem psychicznym. Skupieni na sobie i własnym samorozwoju dajemy sobie wmówić, że przysłowiowy "sky is the limit". Tak rodzi się obsesyjne w naszej kulturze dążenie do perfekcji i sukcesu. Presja coraz to wyższych oczekiwań dotyczy nie tylko nas samych, ale i naszych relacji. Szukamy partnerów idealnych, zapominając że perfekcyjne związki nie istnieją - zgrzyty są zawsze.
Efektem wszechobecnej kultury terapeutycznej jest również nasz język. Dobrze, że nauczyliśmy się rozpoznawać i nazywać emocje. Niestety, nadużywamy również słów takich jak: truma, depresja, lęk, wysoka wrażliwość czy narcyzm. Wiele jest przykładów, że ten terapeutyczny dyskurs podchwyciły dzieci. Diagnozują się często same, chwaląc się, że mają ADHD albo autyzm. W wielu kręgach w dobrym tonie, wręcz, jest chodzenie na terapie.
Autorka wielokrotnie w artykule podkreśla, że nie można generalizować, a kryzysy psychiczne nieletnich to współcześnie rzeczywiście olbrzymi problem. Zauważa jednak, że niestety efektem wejście psychoterapii do kultury popularnej jest fakt, że rzeczywiste choroby psychiczne mogą być trywializowane, a ludzie potrzebujący pomocy zlekceważeni i niezauważeni.
Autorka konkludując przywołuje opinię doktora Tomasza Witkowskiego. Uważa on, że kultura terapeutyczna osiągnęła dzisiaj stadium mitycznego Urobosa - węża pożerającego własny ogon.
Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Uroboros |
Czyżby więc kultura terapeutyczna i jej ponury marketing straszący kryzysami psychicznymi wpływał na nasze zdrowie psychiczne? To chyba zbyt duże uproszczenie.
Jako przeciwwagę tej tezie, autorka przytacza poglądy innej badaczki - psychoterapeutki Cwety Dimitrowej. Uważa ona, że szkodliwym przekazem płynącym z tzw. kultury terapeutycznej jest jej błędne założenie. Mówi ono, że umiejętność rozpoznawania i artykułowania własnych potrzeb jest równoznaczna z ich zaspokojeniem. Otóż nie!
W dobrze prowadzonej terapii nie otrzymamy pigułki szczęścia. Powinniśmy się jednak nauczyć godzenia się z nieuchronnością strat i wzmacniać odporność na kryzysy, których nie da się w życiu uniknąć.
A mnie przypomniała się bajka filozoficzna z "Opowieści Mędrca Sofiosa".
Otóż, pewnego młodzieńca pływającego w jeziorze porwał nagle wir. Był dobrym pływakiem i dzielnie walczył ze straszliwą siłą. Im dłużej stawiał opór, tym bardziej się męczył. Zachłysnął się wodą. Spanikował. Poczuł, że jest zgubiony... kiedy nagle przypomniał sobie o pewnej ludowej mądrości: Należy się poddać!
Pozwolił więc wirowi, by go wessał. Jego ciało opadło w najodleglejszą głębie jeziora ... i wtedy nagle jakaś siła o niesłychanej mocy wyrzuciła go na brzeg całego i zdrowego.
Często się tak dzieje, że życie poddaje nas pewnym próbom. Walczymy. Trzeba jednak pamiętać, żeby pozwolić przetoczyć się burzy. Bo po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój.
P.S. Opowieść "Wir" pochodzi z książki "Bajki filozoficzne. Opowieści Mędrca Sofiosa" autorstwa Michel'a Piquemal, wydawnictwo: Muchomor 2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz