Stories of Tita

5 maja 2022

Opowieść Vincenza o pobratymstwie


Kazimierz Sichulski - Spław po Prucie

Proza Stanisława Vincenza szczególnie dziś staje się bardzo aktualna i warta przypominania. Opis dawnej Huculszczyzny jako świata mądrego, dobrego i szczęśliwego, choć wyidealizowany, pokazuje, że dobre, zgodne sąsiedztwo jest możliwe.
W tym roku regularnie w ramach zorganizowanej przez dr hab. Jana Choroszego Pracowni Badań nad Spuścizną Stanisława Vincenza odbywają się comiesięczne seminaria. W kwietniu dr hab. Wojciech Śmieja mówił o ślubie pobratymczym Foki Szumejowego i Piotrusia Sawickiego.
Czym był w ogóle ślub pobratymczy? Samo pobratymstwo to najprościej mówiąc dawny słowiański obyczaj kultywowania przyjaźni. Był to obyczaj na tyle ważny, że usankcjonowany nawet aktem prawnym stwarzającym miedzy obcymi sobie osobami stosunek prawny rodzeństwa. Zwyczaj ten rozpowszechniony był głównie w krajach południowo-słowiańskich, ale również na Rusi i w dawnej Polsce. Pobratymstwo opierało się na zasadzie jawności czyli ślub taki musiał być zawarty w obecności świadków, często w obecności osoby duchownej. W ten sam sposób również sankcjonowane były śluby siostrzeństwa, zresztą. Wieść gminna niesie, że związki takie były czasami nawet silniejsze niż więzy krwi. Tyle teorii z przytoczonych przez prelegenta źródeł.
Temat pobratymstwa - przyjaźni to w tetralogii "Na wysokiej Połoninie" motyw przewodni, coś na czym opiera się świat. Vincenz pisze:
Powiadają tak: przyjaźni nie tak dużo, a przecie nie tak mało, inaczej świat już by się dawno rozleciał. Na tym miejscu gdzie urodziła się przyjaźń dziarska, wyrasta świat. Przyjaźń między takimi, na których ciąży dużo pracy, a przecie nie zwalają jej na kark innym, bo dzień i noc skądś z daleka patrzą na nich takie oczy, które przenikają każdego i przeglądają go do środka. Tacy przyjaciele śpią spokojnie, wcale nie mają czasu na to, aby po nocach bezsennych gryźć wątrobę, że przyjaciel ma nie dość zrozumienia, że nie dość pomocny, ani na to, aby snuć przeciw niemu niewdzięczne podejrzenia, niedobre myśli. Lecz mają dość czasu, aby razem radować się, świętować społem, na to, by nie stępić się jak woły jałowe pod jarzmem. Na takiej przyjaźni stanął butyn Fokowy.(Zwada, s. 80)
No właśnie co to w ogóle był ten butyn Fokowy. W drugiej części tetralogii "Zwadzie" jest rok 1864. Cała Huculszczyzna doświadczyła właśnie tzw. tuhego roku czyli czasu nieurodzaju i głodu.
Po tych trudnych doświadczeniach główny bohater cyklu młody i rzutki gazda Foka Szumejowy, typowy lider postanawia coś zmienić, by poprawić los górskich ludzi.  Inspiracją staje się dla niego "pański butyn", czyli wyrąb lasu. Organizowany jest on na skalę niemalże przemysłową w lasach należących do Dziedzica. Budzi to sprzeciw miejscowych, bo przecież las jest święty. Młody Foka czuje jednak, że idą nowe czasy. Obserwuje wszystko bacznie, pracując przy owym wyrębie i ucząc się od zatrudnionych tam zagranicznych specjalistów, głównie Włochów. Zaczyna rozumieć, że przed nowoczesnością nie ma odwrotu i staje się pionierem butymu chłopskiego. Ten śmiały plan miał stanąć i oprzeć się na pobratymstwie dwóch jego organizatorów właśnie: Polaka - Piotrusia Sawickiego i Ukraińca Hucuła - Fokę Szumejowego. 
Tych dwoje odważnych młodych ludzi postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Są bardzo różni: Foka krzepki, barczysty, Piotruś strzelisty, prawie chudy. Jeden czarny, drugi jasny, prawie biały. Rusin i Polak.
Piotruś to uzdolniony technicznie introwertyk i wrażliwiec. Jest synem Polaka, który po powstaniu zmuszony był do ucieczki w góry. Tam jako kowal zaskarbił sobie szacunek miejscowych. Jego kuźnia w jarze nad Waratynem stała się instytucją ratowniczą i, jak opisuje Vincenz, jedynym światłem w nocy, ulewie czy mgle, które nigdy nie gasło. Piotruś jak ojciec w pełni zżył się z miejscowymi. Na butynie odpowiedzialny był za organizację przedsięwzięcia od strony technicznej. Zajmował się budową ryz, którymi olbrzymie kłody spuszczane były z gór i dalszym ich transportem.
Foka jest bogatym miejscowym gospodarzem. To w jego lasach ma odbywać się wyrąb. Podejmuje się trudu przekonania do przedsięwzięcia miejscowych. Bezsprzecznie pomagają mu w tym jego zdolności organizacyjne i obietnica dana ojcu, że prawdy starej nie zaprzepaści, a pieniądze nie odbiorą mu swobody i go nie znijaczą
Cała "Zwada" to opis tego zuchwałego przedsięwzięcia. Sam tytuł tej części tetralogii sugeruje, że było ono naruszeniem ustalonego porządku - zwadą z prawami Starowieku. Mimo to, a może właśnie dlatego wspólnota butynarów jest wspólnotą opartą na wielu rytuałach. Na łamach powieści obserwujemy jak stare tradycje mieszają się z nowoczesnością. Wszyscy obawiają się kary za ingerencję w Boży las, w ustalony porządek rzeczy.
Zamysł tych dwojga młodych ludzi ma jednak wszelkie szanse, aby się powiódł bo jak określa Fokę i Piotrusia ksiądz Buraczyński to majstrzy z majstrów, sprawiedliwi ze sprawiedliwych, co zrobią — to złoto. Na nich można budować — wszystko.
Aby poczuć klimat butynu posłuchajcie niespiesznie fragmentu "Zwady": 

Aby zrozumieć jak Foka porwał się na butyn, należy powiedzieć, że nasamprzód wyszukał sobie przyjaciół pewnych. Zawarł przede wszystkim, starodawnym zwyczajem, uroczyste pobratymstwo z młodym kiermanyczem, Piotrusiem Sawickim, bo ten najwięcej przypadł mu do serca ze wszystkich, których spotkał w butynie pańskim. Znali się z Jasienowa od dawna, ale przedtem spotykali się rzadko, bo Foka, dziecko gazdów pępkowych, od małego mieszkał na górze, każde lato przebywał na odległych połoninach, gdy Piotruś, kowalski syn i dziecko przybyszów, przez cały rok tkwił przy drodze kosowskiej, w jamie nad Waratynem, gdzie była kuźnia ojcowska.
 Gdy Foka wracał konno z Riabyńca do domu, dopędził na drodze z Krzyworówni Sawickiego. Rozmawiali o zmianach ostatnich lat, o nowych kłopotach, także o wekslach gruntowych. I Sawicki, choć zazwyczaj nieśmiały, od razu powziął zaufanie do Foki. Powierzył mu coś, czego nauczył go ojciec z łacińskiej książki, że gdy w dawne, starożytne czasy, państwo raz było zagrożone przez napad, co więcej przez nawałę nieprzyjacielską, wieszczka poradziła, aby się obwarowali drewnianymi murami. W szczególnym zaufaniu do Foki dodał:
 — To tak się czyta po łacinie: „Pythia respondit ut moenibus ligneis se munirent“. Odgadli, posłuchali, i wygrali.
 — Drewnianymi murami? Odgadli? A cóż to miało znaczyć? — pytał Foka.
 Sawicki ucieszył się.
 — To znaczyło wtedy okręty, a u nas będzie znaczyć daraby. Lasów macie dość, rozumiecie co trzeba zrobić? Wyskoczyć praktycznie i sławnie.
 — A któż pomoże w ryzach, w darabach? Italianów już nie ma. Chybaby sprowadzić ludzi z Ruspolany, z węgierskiego boku. Na to potrzeba dużo pieniędzy.
 — Znam się na tym, pomogę wam do końca. — To były pamiętne dla obu słowa Sawickiego.
 Foka olśniony pomysłem wyznał co gil mu wyśpiewał na górze, a także, że ojciec zgadza się. Słowo do słowa, postanowili. I niedługo potem zawarli pobratymstwo. Zaprosili drużbów z Bystreca i starym zwyczajem poszli z oboma drużbami, z Andrijkiem Płytką i z Petryciem Siopieniukiem do cerkwi, dla ślubu pobratymczego. Wybrali cerkiew w Krzyworówni, bo była mniej więcej w środku drogi, między Bystrecem a Jasienowską kiczerą, na której mieszkał Foka. A głównie dlatego, bo pociągał ich szczególnie tamtejszy proboszcz ksiądz Buraczyński. Po spowiedzi ślubowali sobie, według starodawnego obyczaju, że w razie potrzeby będą się dzielić tym, co mają, że nigdy jeden drugiego nie opuści, zwłaszcza w biedzie i w groźnej chwili, że aż do dnia małżeństwa, nigdy żaden nie zboczy do dziewczyny ani do żadnej kobiety i że żaden nie rozgada tego, co mu pobratym powierzył. Na tym miał stanąć butyn. Po ślubowaniu w cerkwi obchodzili raz jeszcze uroczyste pobratymstwo w zagrodzie Szumejowej. Widywali się odtąd często, rozstawali się na krótko. (Zwada, s. 55-56)

Takie pobratymstwo działa cuda. Cała "Połonina" oparta jest na takich cudach czyli starych tradycjach, uważności na głosy, słowa i znaki. Przykładem niech będzie wspomniany we fragmencie gil, który wyśpiewał Foce butyn.

Nie skarby watażków, człowiecze,
Nie weksle wyleczą głód luty.
Zarada, twa głowa, twój butyn. (Zwada, s. 51)

Foka i Piotruś, porywając się na Boży las, brali sobie do serca liczne ostrzeżenia. Mnie najbardziej zapadły w serce słowa Tanasija, przypominające dawną rozmowę z kowalem Sawickim. Na jego pytanie: co takiego potrzebne, aby żelazo było dla dobrego? Kowal niezmiennie odpowiadał:  Sumienie i ręka (Zwada, s. 59)
    
P.S. Wszystkie użyte cytaty pochodzą z drugiego tomu tetralogii Stanisława Vincenza „Na wysokiej połoninie” pt. „Zwada”, wyd. PAX Warszawa 1981
Nagranie seminarium z wykładem dr hab. Wojciecha Śmiei znajdziecie tu:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz