Opowieści z cmentarza żydowskiego w Lesku
Chcę was zaprosić na spacer po leskim kirkucie. Sama odbyłam go w wakacje. Namówiłam męża na podążanie szlakiem chasydzkim oczywiście pod wpływem mojej fascynacji prozą Stanisława Vincenza, o którym Aleksander Hertz pisał:
Bodaj pierwszym i jedynym który powiązania kulturalne żydowsko- nieżydowskie zrozumiał i głęboko potraktował był nie żyd Stanisław Vincenz. Jak nikt przed nim umiał uchwycić wzajemne oddziaływania kulturalne, zachodzące między Żydami i Hucułami. Może pomagało mu i to, że nie będąc ani Hucułem, ani Żydem miał niezwykle serdeczny i bliski stosunek do jednych i do drugich.
( A. Hertz , Żydzi w kulturze polskiej, s. 17)
Zapraszam więc do jednego z wielu miejsc, o których trzeba pamiętać. Jesteśmy to winni ludziom, który tu żyli i tworzyli nasze nasze wspólne "tu i teraz".
Takim miejscem na chasydzkim szlaku jest Lesko z pięknie zachowaną synagogą.
I choć na szczycie jej fasady znajduje się wyryty na tablicach Dekalogu hebrajski napis: O, jakimże lękiem napawa mnie to miejsce! Nic tu innego, tylko Dom Boży i brama do nieba", to jednak obecnie mieści się tu pełna kolorów "Galeria Synagoga” Bieszczadzkiego Domu Kultury. Zakupiłam tam nawet Archanioła Gabriela, strzegącego teraz centrum mojego domu czyli kuchni.
Nieopodal, idąc uliczką w dół, dojdziemy do starego żydowskiego kirkutu. Jest to największy z zachowanych cmentarzy żydowskich w południowo-wschodniej Polsce, a najstarszy leski nagrobek pochodzi z 1548 roku.
Niesamowitość tego miejsca związana jest dla mnie z opowieścią ocalałej z holocaustu Jafy Wallach. W swoich wspomnieniach spisanych w książce "Gorzka wolność" opisuje pewne wydarzenie, które miało miejsce na tamtejszym kirkucie we wrześniu 1942 roku. Zdesperowani lescy Żydzi postanowili pozwać Boga na sąd i wyżalić się. Nocą udali się na kirkut znajdujący się wówczas w obrębie getta. Zapalili świece i wznosili pytanie: "Boże, co robisz swojemu ludowi?". Ustami rabina usłyszeli tylko werdykt: "Żydzi nie zawinili"
Panująca tam dziś cisza i widok chylących się, porosłych mchem macew przypomina o tych ludziach, którzy zginęli nie pojmując dlaczego.
Chodziliśmy po leskim kirkucie świadomi bólu jakim przesiąknięte jest to miejsce. W przewodniku przeczytaliśmy, że podobnie, jak wiele innych kirkutów, było ono w czasie II wojny światowej również miejscem licznych egzekucji ludności żydowskiej. Nic dziwnego, że zaczęliśmy skupiać uwagę na bogato zdobionych macewach i ich tajemniczej symbolice.
Dopiero po powrocie i lekturze dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy o żydowskich cmentarzach i panujących tam zasadach.
Czy wiecie, że jeżeli jakiś nagrobek upadnie lub pochyli się to znaczy, że Bóg tak chciał. Nie należy go restaurować, podobnie jak zabronione jest naruszenie grobu. Żydzi nazywali swoje cmentarze bet dam, co znaczy wieczny dom.
Najstarsze nagrobki na leskim kirkucie nie posiadają żadnej symboliki graficznej, jedynie wklęsłe inskrypcje wykonane dużymi literami o archaicznym kroju. Inskrypcje te rozpoczynają zawsze dwie litery "pe" i "nun" są skrótem słów "tu spoczywa". Napis kończy się zawsze "Niech dusza jego/jej zostanie zawiązana w węzełku życia". Jest to cytat z 1 Księgi Samuela 25, 29. W ten sposób wyraża się życzenie życia wiecznego dla pochowanego.
Dopiero późniejsze macewy mają charakterystyczne zdobienia, przedstawiające między innymi: korony, świeczniki, ptaki, jelenie, lwy, dzbany i misy. Dzieje się tak, gdyż judaizm zabrania przedstawiania w sztuce sakralnej postaci ludzkich. Jedynym wyjątkiem jest przedstawienie wizerunku ręki.
I tak dłonie wzniesione w geście błogosławieństwa to symbol umieszczany na nagrobkach kohenów, czyli zmarłych wywodzących się z rodu arcykapłana Arona, a przynależność do stanu kapłańskiego jest w judaizmie dziedziczna.
Symbole umieszczone na macewach informują o zawodzie i życiu zmarłego. Widoczna na wielu nagrobkach menora czyli świecznik wieloramienny wskazuje, że jest to grób kobiety jako, że to one zapalały szabasowe świece.
Księgi spotykamy na nagrobkach nauczycieli i uczonych. Widoczne na macewie poniżej zwoje tory mogą wskazywać, że jest to mogiła lektora synogogalnego. Znajdująca się nad nimi korona oznacza zapewne mądrość i pobożność zmarłego.
Ptaki widoczne na macewach symbolizowały duszę sprawiedliwych, unoszące się do nieba.
Często przedstawiane są też martwe ptaki, które po prostu oznaczają ziemskie przemijanie i wyrażają żal po zmarłym.
Przedstawienia zwierząt mogą też odnosić się do cech zmarłego, w myśl cytatu z Miszny, który mówi: "Bądź śmiały jak lampart, lekki jak orzeł, rączy jak jeleń, silny jak lew do wypełnienia woli Ojca twego, który jest w niebie".
Zwierzęta takie jak jeleń, niedźwiedź czy wilk, pojawiające się na nagrobkach mężczyzn, często po prostu symbolizując imię zmarłego. I tak jeleń przypisywany jest imionom: Hersz, Cwi czy Naftali.
Jest to grób zmarłego w dniu 9 października 1803 roku Menachema Mendla Horowica, rabina i cadyka z Rozwadowa i Leska. Napis na jego macewie głosi: "Tu spoczywa święty rabin Menachem Mendel (oby jego zasługi były dla nas ochroną), ojciec świętego rabina Naftalego Cwi z Ropczyc (oby jego zasługi były dla nas ochroną), powołany do niebiańskiej jesziwy w dniu święta Simchat Tora 23 Tiszri 5564. Niech jego dusza związana będzie w węźle życia wiecznego". W otoczeniu jego grobu pochowani są również jego ojciec, syn i wnukowie.
Co roku w rocznicę śmierci cadyka na jego grób przyjeżdżają chasydzi z całego świata. Żydzi ortodoksyjni wierzą, że odwiedzając w ten właśnie dzień grób cadyka, jego dusza wysłuchuje złożonych na grobie próśb. Dlatego też taka masa karteczek i karteluszek. Są to tzw. kwitełe.
Tu ktoś zadał sobie dużo trudu, aby jego prośba dotarła sprawnie tam gdzie trzeba. Nie ukrywam, że stojąc przy grobie cadyka zastanawiałam się jakie to prośby zanoszą przyjeżdżający tu z daleka chasydzi.
Ciekawość moją zaspokoił pisarz i historyk Andrzej Potocki. W arcyciekawym wykładzie na temat leskiego kirkutu opowiadał on o chasydzie, który zapytany: co napisał na swoim kwitełe odpowiedział, że prosił, aby oczy jego patrzyły na to co pozwala widzieć Tora, uszy słyszały to co Księga mówi, ale również o dobrego męża dla swojej córki i pieniądze, aby zwróciły mu się koszty podróży do Polski. Jak widać wszyscy mamy podobne troski.
Kończę post wierszem Antoniego Słonimskiego "Elegia miasteczek żydowskich", mówiący o świecie, który minął bezpowrotnie.
W Hrubieszowie, Karczewie, Brodach, Falenicy
Próżno byś szukał w oknach zapalonych świeczek,
I śpiewu nasłuchiwał z drewnianej bóżnicy.
Znikły resztki ostatnie, żydowskie łachmany,
Krew piaskiem przysypano, ślady uprzątnięto
I wapnem sinym czysto wybielono ściany
Jak po zarazie jakiejś lub na wielkie święto.
Błyszczy tu księżyc jeden, chłodny, blady, obcy,
Już za miastem na szosie, gdy noc się rozpala,
Krewni moi żydowscy, poetyczni chłopcy,
Nie odnajdą dwu złotych księżyców Chagala.
Te księżyce nad inną już chodzą planetą,
Odfrunęły spłoszone milczeniem ponurym.
Już nie ma tych miasteczek, gdzie szewc był poetą,
Zegarmistrz filozofem, fryzjer trubadurem.
Nie ma już tych miasteczek, gdzie biblijne pieśni
Wiatr łączył z polską piosnką i słowiańskim żalem,
Gdzie starzy Żydzi w sadach pod cieniem czereśni
Opłakiwali święte mury Jeruzalem.
Nie ma już tych miasteczek, przeminęły cieniem,
I cień ten kłaść się będzie między nasze słowa,
Nim się zbliżą bratersko i złączą od nowa
Dwa narody karmione stuleci cierpieniem.
1947
P.S. W poście korzystałam z materiałów zawartych w książce Andrzeja Potockiego "Bieszczadzkie judaica". Polecam również wykład pisarza na temat leskich judaików dostępny tu:
Zamieszczone zdjęcia są własnego autorstwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz