Opowieści, które przynoszą spokój
W swoich wakacyjnych studiach nad storytellingiem natknęłam się na dawno temu wydrukowany, angielskojęzyczny artykuł - "Stories that bring peace to the mind: Communication and Education of Feelings". Autor Wiliam Kirkwood dowodzi jak ważne jest samo opowiadanie o sile spokoju i łagodności. Na potwierdzenie swojej tezy przytacza starannie dobrane opowieści, w których zawarte słowa i emocje przynoszą spokój, uczą nas rozumienia siebie i zdrowego dystansu do rzeczy, na które nie mamy wpływu. Przytoczony fragment z księgi przysłów 16,32: "Lepszy jest nieskory do gniewu niż mocarz, a kto panuje nad swym duchem, jest lepszy niż ten, kto zdobywa miasto" też nie pozostawia wątpliwość, że opanowanie i łagodność to klucz do dobrego życia.
Posłuchajcie więc trzech opowieści, które wyłuskałam z tego akademickiego mądrego tekstu.
Najpierw prawdziwa historia, zasłyszana od amerykańskiego weterana wojny w Wietnamie. Wspomina on bitwę z ostrą wymianę ognia na otwartej przestrzeni pół ryżowych. Opisuje, że wśród tej wrzawy i świszczących kul nagle wyłoniło się sześciu mnichów. Szli gęsiego wspinając się po ryżowych tarasach. Emanował z nich spokój - czysta metafizyka. Zdawali się nic nie słyszeć i nic nie widzieć, jakby obok nie było żadnej walki. Linia frontu ich nie dotyczyła. Wydawali się być jakby nie z tego świata. Amerykański żołnierz relacjonuje, że pojawienie się mnichów spowodowało ustanie wymiany ognia. Nikt zarówno po jednej jak i drugiej stronie nie wystrzelił tego dnia już ani jednego pocisku. Opanowanie, łagodność, a może i coś jeszcze (peacefulness), udzieliło się wszystkim.
Autor dopowiada, że o potrzebie pokoju i spokoju duszy mówią wszystkie religie świata i wybrzmiewa ona w powitaniach w każdym języku: Salam alejkum, Szalom alejchem, May peace be with you, Pokój z tobą.
Druga opowieść - bajka afrykańska uczy jak ważne jest życiowe opanowanie.
Zdarzyło się, że pewien bardzo głodny słoń szukając czegoś na ząb, znalazł w końcu palmę kokosową z owocem na wysokości jego trąby. Problem jednak w tym, że palma rosła pośrodku rozlewiska i gdy słoń już prawie miał owoc w trąbie, ten upadł do wody. Wściekły zaczął ze złością przeszukiwać grząskie dno, chlapiąc przy tym niemiłosiernie. Całej tej akcji przyglądała się mała żabka, która cichutko poradziła:
- Słuchaj!
Słuchanie... - to była jednak ostatnia rzecz, jaką głodny słoń mógł zrobić. Żabka jednak powtórzyła:
-Słuchaj!
Tym razem słoń usłyszał żabkę i znieruchomiał zaciekawiony. Wkrótce woda się ustała, a pod jej przezroczystą taflą słoń zobaczył to czego tak zapalczywie szukał i szczęśliwy zaspokoił głód.
Na koniec inna prawdziwa historia z książki autobiograficznej Terry’iego Dobsona - pierwszego amerykańskiego mistrza aikido i popularyzatora tej sztuki walki na świecie.
Otóż, pewnego razu w tokijskim metro przydarzyła mu się niesamowita sytuacja. Do wagonu wszedł agresywny, brudny pijany człowiek. Zaczepiał podróżnych i wyraźnie "szukał guza". Dobson jako mistrz aikido przygotowywał już ciało do walki i przybrawszy pozycję „taking the turkey apart” (cokolwiek to znaczy), nagle usłyszał z tyłu wagonu przyjazne: Hej!
Okazało się, że to drobny, zasuszony staruszek w nienagannym kimono łagodnym, spokojnym głosem zwracał się do lumpa: „Hej! Chodź no tu i porozmawiaj ze mną. Czemu tyle wypiłeś?”
Stary człowiek powoli wciągał krewkiego zbója do rozmowy. Najpierw zapytał czy sake była dobra i gdzie taką częstują. O dziwo pijak złagodniał i odpowiadał. Z rozmowy wynikło, że niedawno umarła mu żona, a on stracił pracę i pewnie wkrótce wyrzucą go z mieszkania. W końcu człowiek ten rozpłakał się i słychać było tylko: "Tak mi źle, że ku… sam nie wiem co robię. Przepraszam".
Dobson opisuje, że obserwując zachowanie starca zrobiło mu się wstyd swojej reakcji. Był przecież człowiekiem dobrze wykształconym, wysportowanym, pełnym młodzieńczych, wzniosłych haseł o prawach człowieka, a nie stać go było na taki prosty ludzki odruch. Wysiadając z pociągu raz jeszcze spojrzał na tych dwoje rozmawiających ludzi. Staruszek dalej siedział pochylony ku brudnemu, zrozpaczonemu człowiekowi. Ostatnie słowa jakie usłyszał młody Dobson wychodząc z pociągu brzmiały: „Mój, mój przyjacielu… to rzeczywiście ciężka sprawa, ale spokojnie zawsze jest jakieś wyjście. Powiedz mi …”
Dobson kończy, że spokój, dobroć i współczucie tego staruszka to jedno z jego najcenniejszych wspomnień.
Takie opowiastki o sile pokoju/spokoju (peacefulness) wyczytałam w artykule, który przeleżał z trzy lata wydrukowany w jednej z moich teczek z mądrościami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz