Stories of Tita

20 listopada 2020

Puckie opowieści


Widok na Zatokę Pucką z portu rybackiego/ W tle Sanktuarium w Swarzewie

Pandemiczne wakacje z przyjemnością spędziłam pod czereśnią w przydomowym ogródku. Muszę jednak opisać pewne magiczne miejsce, do którego zaprosili nas przyjaciele. Puck, bo o nim mowa to maleńkie i ciche miasteczko tuż przed wjazdem na Półwysep Helski. Zwykle omijane, przez turystów spragnionych nadmorskich plaż i kurortowych atrakcji. To sprawia, że Puck zachował swój klimat i sowicie nagradza tych, którzy w drodze na Hel zboczą z trasy.
Nam spodobał się do tego stopnia, że po spędzonej tam majówce postanowiliśmy wrócić w pewien lipcowy weekend.  
Gdy przyjechaliśmy tam po raz pierwszy, zaparkowawszy pod Domem Żeglarza zza mgieł wyłoniła się pucka Fara.


Położona tuż przy przystani rybackiej strzeże wjazdu do miasteczka. Nasz pierwszy spacer nad zatokę pucką odbywał się w takich okolicznościach przyrody...


Piękną, stuletnią aleją bukową doszliśmy do zejścia na maleńką dziką plażę.


 Trzeba pamiętać, że to w Pucku właśnie doszło do symbolicznych zaślubin Polski z morzem. Po odzyskaniu niepodległości odzyskanie przyznanego na mocy Traktaty Wersalskiego skrawka dostępu do morza nie obyło się bez walk.  Dopiero 10 lutego 1920 roku Generał Haller wrzucił do morza platynowy pierścień, symbolizujący powrót Polski do Bałtyku. Dziś w tym miejscu znajduje się pomnik Generała i powiewa polska flaga.


 Maleńki Puck ma swoje tradycje, a nawet własny hejnał. Codziennie o 13.48 (na pamiątkę nadania praw miejskich w 1348 roku) można wysłuchać go z wieży  miejskiego Ratusza.


W miasteczku na każdym kroku spotkać można symbole miasta z puckiego herbu. Widnieje na nim lew trzymający w łapach łososia.
Stara legenda kaszubska głosi , że króla zwierząt zaprosili do miasta rajcy gdańscy. Podczas podróży przez zatokę , lew był świadkiem pojedynku , jaki toczyły ze sobą dwie ryby : łosoś i węgorz.
Lew stanął po stronie łososia i razem po zwycięskiej walce popłynęli do Pucka.

Podobno od lat toczą się spory miast o honor bycia stolicą Kaszub. Ze względu na swe niewielkie rozmiary Puck ma małe szanse przy Wejherowie, a co dopiero Grańsku. Jest jednak bezsprzecznie kaszubską perełką. Na każdym kroku napotkać można tablice informujące o kaszubskiej kulturze i języku.


Inna atrakcją Pucka jest odbywający się pod koniec sierpnia tzw. Marsz Śledzia. Trasa przemarszu prowadzi po Rybitwiej Mieliźnie - płyciźnie pomiędzy Kuźnicą a Rewą, I liczy 12 kilometrów. Co roku nie brak śmiałków, którzy niezależnie od pogody i poziomu Zatoki decydują się na ten ekstremalny spacer rozpoczynający się ponoć konsumpcją surowego śledzia.
Śledź to w ogóle król kaszubskiej kuchni, podawany na mnóstwo sposobów.


To moje ulubione puckie danie czyli śledź z ziemniaczkami w śmietanie.

A poniżej śledziki z talerza małżonka - mniam.



Jestem pewna, że na Helu byśmy takich nie dostali. Mogłabym w nieskończoność tak prawić o atrakcjach Pucka. Na przykład, że to raj dla surferów i żeglarzy. Tu już widoczny ruch przed sezonem.



A na tyłach maleńkiej kafejki przy rynku głównym można zwiedzić niesamowitą manufakturę - wytwórnię szkła artystycznego i stamtąd takie cuda:



I jeszcze bardziej wyrafinowane



Poza tym, Puck przez pewien czas był też miastem księdza Kaczkowskiego. To tu zbudował on hospicjum udawadniające, że hospicjum to też życie. W ramach pamiątki z pobytu od przyjaciół dostaliśmy biografię księdza autorstwa Przemysława Wilczyńskiego.


W książce są liczne wspomnienia ks. Kaczkowskiego z jego kilkuletniej pracy jako wikariusza w puckiej farze. Opowiada, jak trudno było mu początkowo zrozumieć Kaszubów stroniących od okazywania sobie miłych gestów i mówienia ciepłych słów. Wiemy również o jego początkowo trudnej relacji z przełożonym - proboszczem Janem Perszonem, który pod koniec książki tak pisze o swoim podwładnym:
"Gdy już odszedł i wszyscy go chwalili, że taki ksiądz, śmaki, owaki. pomyślałem sobie; 'Tak miałem do czynienia z człowiekiem, który naprawdę był Alter Christus'. Nie we wszystkim, bo we wszystkim się nie da... Że go podziwiałem, że czapki z głów, że jestem z niego dumny.
Tego wszystkiego nigdy mu nie powiedziałem, choć powinienem mu powiedzieć. Dlatego dobrze, że jest niebo." 

I takie zachody słońca, jak ten w Pucku tego lata.

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz