Stories of Tita

23 sierpnia 2020

Białoruś w fantastycznych opowiadaniach Jana Barszczewskiego czyli Szlachcic Zawalnia

Okładka anglojęzycznego albumu o Białorusi autorstwa Dzianisa Ramaniuka

Śledząc ostatnie wydarzenia na Białorusi z coraz większym zainteresowaniem poszukiwałam informacji o jej kulturze i historii. Co tu kryć Białorusini swoim zrywem ku wolności zaimponowali Europie i światu. Oglądając relacje z manifestacji i wieców zobaczyłam naród miłujący wolność, ludzi kulturalnych, wierzących w możliwość pokojowego rozwiązania sporów. Urzekły mnie zdjęcia pokazujące ludzi zdejmujących buty przy wchodzeniu na miejskie ławeczki podczas wieców. Jest to niebywały kontrast do migawek z protestów i marszów z krajów tzw. dojrzałych demokracji, gdzie demonstranci protestując demolują wszystko co popadnie.
Trzeba przyznać, że Białorusini pokazują się  jako mądry, solidarny i silny naród. Takie wspólnoty nie biorą się znikąd. Zaczęłam więc poszukiwać białoruskich podań, legend i bajek. Odkryłam prawdziwe skarby - opowieści pełne rusałek, płaczek, pustelników. Baba Jaga to też białoruski patent.
Przeszukując internet w poszukiwaniu ciekawych opowieści natknęłam się na niesamowitą książkę Jana Barszczewskiego, będącą zbiorem opowieści z XIX wiecznej Białorusi. Rzecz dzieje się w dworku szlachcica Zawalni, który stojąc na uboczu gościnnie wita w swych progach wędrowców i sąsiadów. Goście ci są przedstawicielami białoruskiego ludu.  Wspomniany szlachcic - gospodarz - zachęca ich do snucia opowieści. 
Główną cechą bohatera jest chrześcijańską „miłość bliźniego”. Zapalona świeca ustawiana na parapecie jego domostwa jest znakiem i wskazówką dla podróżnych, przekraczających pobliskie jezioro. Informuje, że w tym miejscu mogą liczyć na pomoc. 
Przybysze proszą nie tylko o nocleg, ale także o prawo bycia pełnowartościowymi bohaterami z własną filozofią, tradycjami i, rzecz jasna, z własną mową. Dla tych, którzy zabłądzili na krętych ścieżkach życia, płomyk widoczny w oknie chaty Zawalni staje się jedyną nadzieją: „nocz ciomnaja ni czaho nie wiwidna i darohu tak zamiało, szto i najci niamożno.
A ci umieiecie skazki, da prykaski?” (tom I, str. 21) I tak snują się białoruskie bajki i opowieści.
Autor Jan Barszczewski na początku pierwszego opowiadania zaznacza: „Nie wszystkim czytelnikom może być zrozumiały białoruski język, a więc te gminne opowiadania, które słyszałem z ust ludu, postanowiłem ile mogąc w dosłównem tłumaczeniu napisać po polsku” (tom I, str 23)
W tomie drugim warte przeczytania jest piękne powiadanie niewidomego starego Franciszka zatytułowane Syn Burzy. Na pytanie skąd to imię tytułowy bohater odpowiada:
„W pysznym pałacu otoczony mnóstwem sług i pochlebców żyje syn szczęścia; on jasny i zimny jak bryła złota, z pogardą pogląda na swoich poddanych, którzy powinni jak pszczoły dla jego wygód i uciech miód zbierać po łąkach.
W chałupie pod słomianym dachem żyje syn cierpienia, dla niego świat pokryty mgłą nieprzejrzaną, ten przylgnął całym uczuciem do tego kątka ziemi, który go karmi i odziewa. 
Ja syn rodziców ściganych burzą i niepokojem: mój ojciec nie rozerwał żelaznych kajdan, które lat kilka krepowały jego ręce i nogi; łzy nieprzerwane matki i narzekania, kiedy byłem jeszcze w jej wnętrznościach spadły na całą moją naturę; rodziłem się z piętnem nieszczęścia na czole” 
Napisane w 1816 roku, a jakie aktualne niestety.
Trzymam mocno kciuki za dobre skutki białoruskiego zrywu i wyrwanie się z żelaznych kajdan.  

Tymczsem, zdygitalizowane cztery części książki można znależć tu:
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz