Stories of Tita

28 stycznia 2023

Eseje "Po stronie dialogu" czyli Vincenzowskie szepty i nawoływania do ciekawości, aby wyruszyć w świat, poznać go i polubić

 


Właśnie dostałam przesyłkę z antykwariatu. Biorę do ręki kolejne zdobyte książki Stanisława Vincenza. Tym razem jest to dwutomowe wydanie "Po stronie dialogu" z 1983 roku. Książki są bez śladów czytania, zdarzają się nawet nierozcięte kartki. Pokazuję synowi: Patrz tego nikt przez 40 lat nie czytał. Otwieram zdecydowanie drugi tom. Pęka. Typowo kiepsko wydany, klejony PRL-owski okaz. Jeszcze jeden dowód, że otwieram jako pierwsza i to na eseju nomen omen: Rzeczywistość urojona?


Ten wstęp napisałam latem 2019 roku, po czym zachłannie zaczęłam wczytywać się w liczne fragmenty. Efekt taki, że książki posiadają już ewidentne dowody użycia: popękane biedule, pozaginane rogi, liczne podkreślenia, wykrzykniki, gwiazdki i co najważniejsze na wielu stronach duża litera E, oznaczająca fragment dotyczący edukacji.
Nadeszła jednak kolejna zima z lekturami Vincenza i na nowo, w sposób metodyczny postanowiłam zabrać się do esejów - tym razem po kolei i nieśpiesznie.
Oczywiście odkrywam wszędzie vincenzowskie szepty, nabożne myśli oraz nawoływania "do ciekawości, aby wyruszyć w świat, poznać go i polubić". (s.35)
Zbiór esejów "Po stronie dialogu" jest jeszcze jedną odpowiedzią na pytanie czemu tak walczę o tego zapominanego pisarza. Nieprzekonanych niech przekona fakt, że książka wydana w PRL-u w 1983 zaczyna się mottem z Szymborskiej (Nobel-1996)



 i przedmową oraz esejem "La Combe" Miłosza (Nobel-1980).
Czesław Miłosz był zresztą wielkim orędownikiem twórczości Vincenza. Wielokrotnie podkreślał ile zawdzięcza pisarzowi, którego nazywał mędrcem z Czarnohory. Wspomniany esej napisał na siedemdziesiąte urodziny przyjaciela. Tłumaczy w nim dlaczego tak wielu ludzi różnych narodowości pielgrzymuje do małej wioski La Combe, aby spotkać się ze Stanisławem Vincenzem. Opisuje swój przypadek: "w ciężkich opałach, 'w życia wędrówce, na połowie czasu', potrzebowałem terapii.[...]
Vincenz otwarty na każdy szczegół dnia, czy to będzie zbieranie rydzów, czy kształt chmury, zakochany w Homerze i Platonie, wystukujący laską rytm na górskich ścieżkach, nie marnował energii na zadne polityczne gorączki. Czemuż by nie miał okazywać każdym swoim gestem i uśmiechem, ze się nie troszczy, jeżeli naprawdę akceptował i uświetniał to, co jest?"(str. 23-24)
Kto z nas nie chciałby spotkać takiego Mistrza. Zachęcam więc niezmiennie za Miłoszem do sięgnięcia po choćby eseje. W przedmowie Noblista dokładnie opisuje jak należ zabierać się za książki Vincenza. Pisze:
"Trzeba wyobrazić sobie, że siedzi się w półciemnej komnacie, patrząc na ogień trawiący grube bierwiona na kominku i słuchając opowieści o krajach, o ich rzekach, górach i bogach, o spotkaniach z dawnymi poetami i filozofami. Opowiadający zdaje się czerpać przyjemność z samego gadania i zapominać, dlaczego coraz to z jakiegoś drobiazgu wysnuwa nową opowieść. [...] Słuchacza czytelnika bierze za rękę, odprowadza w inną stronę i mówi do niego: nie patrz tam, patrz tu. W ten sposób próbuje go leczyć. Z jakich przypadłości?  Z tych, które każdy jest w skłonny uważać za los dzisiejszego człowieka, z trwogi, z rozpaczy, z poczucia absurdu, a których prawdziwe imiona brzmią zapewne: niepobożność i nihilizm " (str. 9)
W dwutomowym wydaniu esejów zatytułowanych "Po stronie dialogu" Vincenz porusza przeróżne tematy od literatury po wspomnienia z przedwojennego Lwowa. Mnie szczególnie urzekł cykl esejów o Lwowie właśnie. Wspomina przyjaciół słynnych literatów i matematyków, których większość zginęła w czasie wojny. Tłumaczy podłoże trudnych przedwojennych stosunków polsko-żydowsko-ukraińskich. 
Czytając ma się wrażenie, że Pisarz siedzi obok i próbuje wytłumaczyć coś co często jest niewytłumaczalne, gdy nie przytoczy się jakiejś opowieści o czyichś poplątanych losach. Pisze:
"Jest fatalnie, gdy ktoś kładąc palce na ustach powie nam: Cicho, nie ruszajcie tego. Jest jeszcze gorzej, bo banalnie, gdy nam powiedzą: Zostawcie, to i tak wszystko wiadomo...
Myśli się jakoś, że istnieją regiony, kraje miasta, które spełniają zadania zbawienne, kiedy zbliżają i łączą, zawodzą i marnują, kiedy dzielą i różnią... tak jak niegdyś Lwów. Czy to może ma być wyjaśnienie starego zawołania: "Leopolis semper fidelis", to jest wierny sobie i temu, co ludzkie, co łączy.[...]
Aby wejść z miejsca in medias res (w środek spraw) ... trzeba powiedzieć z uporu nie wziąłem udziału ani w obronie Lwowa, ani później w polsko-ukraińskiej wojnie domowej, ni w jej fazach gorących, ni zimnych. Z natury rzeczy jednak nadal przestawałem, nawet przyjaźniłem się z ludźmi z obu stron frontu, gdyż byli to moi koledzy, czasem krewni, nieraz ludzie bliscy."(str101-1020.
Tak zaczyna Vincenz opisując tragiczne losy profesorów Stefana Bnacha i Kazimierza Bartla, Henryka Hescheleza, Ostapa Ortwina, Izydora i Stanisławy Blumenfeld i wielu, wielu innych. Wszyscy oni za cenę życia pozostali we Lwowie. Wierzyli, jak profesor - senator Bartl w stworzoną przez siebie teorie "Rzeczywistości rzeczywistej". Jako działacz społeczny i polityczny uważał, że jeśli będziemy troszczyć się o rzeczy rzeczywiste i pożyteczne, to taka rzeczywistość przetrwa wszelkie próby. I choć, jak pisze Vincenz dziś wiemy, że była to rzeczywistość urojona, to na nic zda się takie czcze gadanie i ocenianie. Warto według pisarza zastanowić się jak rzeczywistość rzeczywista staje się widmem i upiorem.
A tego nie sposób zrozumieć bez kolejnych opowieści o zawiłych ludzkich losach i doświadczeniach. Vincenz snując je odkrywa wiele tajemnic i dotyka tego co ważne, a często niewytłumaczalne. 
 
P.S. Wszystkie użyte cytaty pochodzą z książki "Po stronie dialogu" Stanisława Vincenza, wyd. PIW, Warszawa 1983 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz