Opowieść o największej kłótni Leszka Kołakowskiego
Kolejna z książek zakupionych za grosze w antykwariacie internetowym z pieczątką "wycofane z księgozbioru". Tym razem z bajkami filozoficznymi Profesora Leszka Kołakowskiego. Aż strach pomyśleć, jak będą wyglądały biblioteki, gdy zostaną z nich wycofane takie mądre książki. Ale posłuchajcie opowieści o trudnych wolnych wyborach.
Eino był najstarszym z braci, poważnym i rozsądnym. Aho był średni – ten wiecznie był niezadowolony i wiecznie coś mu się nie podobało, od dzieciństwa też nie chciał słuchać starszych. Najmłodszy był Laje, który nie wiedział dokładnie, czego chce, i łatwo się dawał przekonać każdemu, kto powiedział coś ostatni.
Trzej bracia wybrali się w podróż, kiedy zły bogaty sąsiad zabrał im rodzinną ziemię i nie mieli już z czego żyć. Słyszeli, że w mieście znajdzie się pracę, ale nie wiedzieli dokładnie, gdzie takie miasto leży. Nie było wtedy map ani kolei. Poszli więc drogą w nadziei, że gdzieś na koniec dojdą.
Po dwóch dniach podróży natrafili na rozwidlenie drogi. Nie było żadnych napisów i nikt z nich nie wiedział, jak należy iść dalej. Najstarszy Eino powiedział: „Idziemy prosto”.
– A ja uważam – powiedział stanowczo Aho, średni – że powinniśmy pójść na prawo. Przeczuwam, że tam właśnie czeka nas szczęście.
– Ja myślę – powiedział nieśmiało Laje, najmłodszy – że chyba najlepiej będzie pójść na lewo.
– Prosto – upierał się Eino.
– Na prawo – krzyczał Aho.
– Na lewo – szepnął Laje.
– No dobrze – powiedział Aho. – Skoro każdy z nas chce iść gdzie indziej, to proszę bardzo. Niech każdy idzie w swoją stronę osobno i zobaczymy, jak się każdemu uda.
– Tak, tak – przyświadczył Laje. – Każdy pójdzie w inną stronę.
– Głupi jesteście – powiedział Eino poważnie. – Wszystkie trzy drogi idą przez lasy. W lasach są niedźwiedzie, węże i tygrysy. Jeśli każdy pójdzie osobno, na pewno zaraz padnie ofiarą zwierząt. Jakkolwiek by było, musimy iść razem, bo inaczej nikt z nas nie dojdzie.
Obaj młodzi bracia zastanowili się. „No dobrze – powiedział Aho – idziemy razem. Ale dokąd idziemy?”
– Jak to, dokąd? Oczywiście, prosto – powiedział Eino.
– Pójdziemy prosto – przytaknął Laje.
– Ale dlaczego prosto? – upierał się Aho. – Zgadzam się, że bezpieczniej iść razem niż w pojedynkę. Ale trzeba uzgodnić dokąd. Z tego, że mamy iść razem, jeszcze nie wynika, że mamy iść prosto. Ja uważam, że powinniśmy pójść na prawo.
– Pójdziemy na prawo – powiedział Laje.
Teraz brat Eino bardzo się zniecierpliwił. – Postanowiliśmy, że pójdziemy razem, tak? – zapytał. – Skoro tak, nie możecie iść na prawo, bo przecież powiedziałem, że idziemy prosto.
– Ale dlaczego mamy pójść prosto, a nie na prawo? – spytał Aho.
– Dlatego, że musimy iść razem, przecież powiedziałem.
– Więc chodźmy razem na prawo.
– Ale nie możemy iść razem na prawo.
– Dlaczego?
– Bo razem trzeba iść prosto.
Kłótnia ciągnęła się długo, że wreszcie Eino wpadł na pomysł. „Musimy iść prosto – bo ja jestem najstarszy”.
– Pójdziemy więc prosto – powiedział Laje.
– Dobrze – zgodził się w końcu Aho. – Pójdziemy prosto. Ale pamiętajcie, że was uprzedzałem: idąc na prawo, doszlibyśmy do wielkiej fortuny i szczęścia. Jestem pewien, że tam właśnie znajduje się wielkie i piękne miasto, gdzie wszyscy są szczęśliwi i nikomu niczego nie braknie. Jeśli nigdzie nie dojdziemy, to będzie twoja wina, Eino.
I poszli prosto. I było tak, jak Eino zapowiedział. Szli brzegiem lasu, a po drodze nękały ich różne bestie: tygrysy, niedźwiedzie, wilki i węże. Bracia nauczyli się walczyć i przy wielkich wysiłkach udało im się pokonać napastników. Ale widzieli wyraźnie, że nie mogliby ich pokonać, gdyby każdy szedł w pojedynkę. Dzięki temu, że byli razem, mogli ocaleć. Eino tryumfował i co chwila wypominał im ich nierozsądek: „A mówiłem, widzicie – powtarzał. – Gdybyśmy szli pojedynczo, dawno by nas te zwierzęta schrupały. A więc słusznie zrobiliśmy, idąc prosto”.
– Słusznie zrobiliśmy, idąc razem – odpowiedział Aho. – Ale czy słusznie zrobiliśmy, idąc prosto, tego nie wiadomo.
Szli bardzo długo. Mijały tygodnie, bracia byli znużeni i głodni. Żywili się czasem jakąś rybą, którą udało im się złowić w strumyku, czasem jakimś owocem, czasem znowu korzeniem. Ale nie było to dobre jedzenie. Opadli z sił i czuli się coraz słabsi. Minęło wiele tygodni niebezpiecznej i męczącej wędrówki. I nagle, jak to nieraz bywa, kiedy już niemal nie mieli nadziei, że dotrą gdziekolwiek, zobaczyli przed sobą miasto, utęsknione miasto, gdzie można zarobić na chleb. Nadzieja dodała im sił i szybko jak wiewiórki przeskoczyli ostatnie mile. Byli w mieście.
Miasto było bardzo bogate, ale większość ludzi w nim była biedna. Było dużo pałaców, ale jeszcze więcej biedaków, którzy ledwo mieli czym zaspokoić głód. Dużo takich miast jest na świecie. Trzej bracia szukali miejsca, gdzie można pracą zarobić na chleb. Najpierw długo ich wysiłki były daremne, w końcu jednak udało im się dostać pracę przy kopaniu ziemi, na której miał stanąć nowy pałac króla. Kopali ziemię, nosili kamienie i żwir, było im bardzo ciężko. Jednak zarabiali tyle, żeby zaspokoić głód, i ostatecznie jakoś żyli.
– Widzicie, widzicie – wykrzykiwał z tryumfem Eino – mówiłem, że tak trzeba było pójść. Pracujemy ciężko, to prawda, ale głodu już nie cierpimy.
– Prawda, prawda – przytakiwał Laje. – Dobrą obraliśmy drogę.
Ale Aho nie mówił nic. To znaczy, długo nic nie mówił, ale w końcu wybuchnął i zaczął się skarżyć. „No tak – powiedział – dostajemy codziennie swoją strawę za ciężką pracę. Ale przecież ja mówiłem, że gdy pójdziemy na prawo, będziemy dostawali lepszą strawę, a pracować będziemy mniej. Mielibyśmy lepsze jedzenie, lepsze mieszkanie, lepsze odzienie i nie męczylibyśmy się tak bardzo”.
– Nie, nie męczylibyśmy się – poparł brata Laje.
– Jesteś prawdziwym osłem – krzyknął Eino – i do tego niepoprawnym. „Mówiłem, mówiłem” – powiadasz. No i co z tego, że mówiłeś! Przecież nikt nie wie, co było na prawo, a wszyscy wiemy, co się okazało na mojej drodze. Mamy zupę i mamy kawałek chleba. A tam co? Na jakiej podstawie mówisz, że tam czekałby nas lepszy los? Zmyślasz sobie i gadasz od rzeczy!
– Od rzeczy gadasz – oburzył się Laje – naprawdę od rzeczy!
Aho usiadł zgnębiony, bo nie wiedział, co ma teraz powiedzieć. Ale po chwili zawołał: „A ja wam pokażę, że miałem rację! Pójdę z powrotem do tamtego miejsca, pójdę tą drogą, którą wskazałem, i dojdę w końcu do znacznie lepszego miasta!”
– Lepszego miasta, tak, lepszego miasta – pisnął Laje.
Eino tylko zaśmiał się złośliwie.
– Spróbuj, spróbuj – powiedział. Przecież wiesz, że po drodze pożrą cię dzikie zwierzęta i nigdzie nie dojdziesz. Jest już za późno, żeby się cofać, rozumiesz? Za późno, żeby się cofać!
– Za późno – przytaknął Laje poważnie.
– A ja pójdę – upierał się Aho.
I rzeczywiście Aho poszedł. Na początku walczył dzielnie ze zwierzętami, ale w końcu one były silniejsze. Dziki niedźwiedź zadusił Aho i pożarł go w mgnieniu oka. I tak Aho nigdy nie dostał się do lepszego miasta, o którym marzył.
Obaj bracia dowiedzieli się o smutnym losie Aho od znajomych ptaków. Zmartwili się, ale nic nie można było poradzić. Eino powiedział tylko: „Przecież mówiłem”.
Laje zmartwił się niezmiernie, bo kochał swojego brata Aho i bardzo się czuł pokrzywdzony jego śmiercią. Pracowali więc razem, w trudzie i ubóstwie, aż nagle Laje nieoczekiwanie któregoś dnia powiedział: „Idę”.
– Dokąd?! – krzyknął Eino.
– Idę tam, gdzie Aho – powiedział Laje. – Szukać lepszego miasta.
– Chyba zwariowałeś! – wrzasnął Eino. – Chcesz żeby i ciebie niedźwiedź zadusił?!
– Nie chcę, żeby mnie niedźwiedź zadusił – powiedział Laje. – Chcę znaleźć lepsze miasto.
– Ale wiesz, co się stało z Aho!
– Wiem. Ale może mnie się uda.
– Nie uda ci się! Co ci strzeliło do głowy?! Zawsze przecież przyznawałeś mi rację!
– A teraz chcę iść szukać lepszego miasta.
– Niedźwiedź cię pożre!
– Może pożre, a może nie pożre. Przecież musi być jakieś lepsze miasto na świecie.
– Jesteś wariatem – krzyknął Eino – Nic mnie to nie obchodzi.
I Laje poszedł w drogę. Niestety, na tym urywają się nasze wiadomości. Nie wiemy, czy Laje dotarł do lepszego miasta, czy też padł ofiarą zwierząt, jak Aho. Nic w ogóle nie wiemy więcej w tej sprawie. Gdyby ktoś z was wiedział, niech nam doniesie.
P.S. Ja wiem, że Laje poszedł swoją drogą, do której, jako wolny człowiek, miał prawo. A czy wy macie od niego jakieś wieści?
Bajka została wykreowana w wersji animowanej i możecie ją znaleźć tu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz