Stories of Tita

12 marca 2021

Stanisława Vincenza chasydzka bajka o Ostatnim - człowieku, który kochał zbyt mocno



Eugene Burnand- The Prodigy son / źródło: http://www.eugene-burnand.com

Stanisław Vincenz napisał siedem bajek chasydzkich. Były one jego autorską wersją legend i opowieści, które być może usłyszał od swoich żydowskich przyjaciół na Huculszczyźnie.
Jako wybitny humanista był Vincenz, również,  znawcą kultury i tradycji żydowskich. Zdaniem dr Doroty Burdy - Fischer, jego opowieści chasydzkie są unikatowe i trudno jest znaleźć podobne w literaturze. 
Jedną z takich opowieści  jest opowiadana w czwartej części tetralogii "Na wysokiej połoninie" przez bałagułę Bjumena historia o Ostatnim. Mówi ona o człowieku, którego dobroć i miłość dla innych była tak wielka, że mogłaby uratować świat.
Człowiek ten podejmował się wielu zawodów. Był krawcem, szewcem, szklarzem, woziwodą. Zawsze we wszystko co robił wkładał całe serce. Niestety prace wykonywał tak solidnie, że nie przynosiły mu one zysku. Był zbyt gorliwy, zbyt miłosierny, zbyt grzeczny, zbyt ufny i w końcu zbyt pokorny.
Ale posłuchajmy opowieści Bjumena, którą ten usłyszał od starego Bercunia:
"Ostatni brał się do wszystkiego, do noszenia wody, do szewstwa, krawiectwa i szklarstwa. I wszystko źle. Wcale nie źle, tylko w tym rzecz, że był gorący, niecierpliwy i z tego największy kłopotnik. Kłopotał się strasznie: ten spragniony, tamten goły, ten bosy, a tamtemu wiatr wieje do izby. Kłopotał się coraz więcej, kłopotał się o wszystko! 
Wszystko - to nie byle co. Z tego najcierpliwszy i dlatego ostatni. Naprzód wodę nosił, musiał jakoś zarobić. Chodził tęgo, ale był ostatni, bo dźwigał wodę z daleka, z najczystszego źródła, aż spod Ihreca. Zarobił, bo jadł jak najmniej i w tym był ostatni. Mieli go za nic. Nie tylko żadna dziewczyna, nawet żadna choroba nie miała na niego apetytu. Wysoki, chudy, same kości, przemierzał świat nogami.
 W końcu kupił skórę, szkło i sukno. I co z tego? Wierzył ludziom, ukradli mu całą skórę. Był grzeczny, ustępował z drogi, wpadł pod wóz, rozbili mu całe szkło. Jagniątka szły z połoniny, trzęsły się z zimna, zrobił im kabaty. Jakiż on krawiec? Od jagniąt, od razu ostatni. Już nie kupował skóry, sukna ani szkła. Za jakie pieniądze? Chodził tęgo, poszedł całkiem odwrotnie, bardzo daleko w góry, tamtędy gdzie jest taki materiał, z którego można zrobić i skórę, i sukno, i szkło. Tymczasem rówieśnicy jego wyrośli na majstrów, poszli naprzód aż do Kołomyi i w świat, a on odwrotnie.[...] 
I robił wszystko, wcale nie źle, tylko za dobrze, dlatego nie na czas, bo chciałby jak najlepiej, dlatego nie dla mody, nie na dziś, bo dokładnie, tymczasem już inna moda. Wszyscy pędzą, aby być na czas, gonią za modą, przewracają się. Popędzili w końcu za szatanem według jego przykazań, potratowali jeden drugiego, no i wpadli do Gehenny. Całe pokolenie minęło, pozostał ostatni. Pan Bóg zrobił rachunki, przyjrzał się: Ostatni został, bo robi najlepiej". 
Szatan również przyglądał się Ostatniemu. Wybrał się nawet przed oblicze Boga i pytał podstępnie:
„Czyż ma człowiek śmiertelny być sprawiedliwszy od Boga i czystszy od Stwórcy?!“
Pan Bóg tylko śmiał się z Samaela, ale pozwolił mu wypróbować Ostatniego jak niegdyś Hioba.
Problem jednak w tym, że Ostatni był zupełnie inny niż Hiob. Był biedakiem. Trudno by mu było coś zabrać, bo nic nie miał. Samael postanowił więc złamać go podarkami.
Zleciał na ziemię i kusi:
- Dzień dobry reb Ostatni i dobry Nowy Rok! - mówi grzecznie - Z Nowym Rokiem chciałbym wam coś podarować. 
Dziękuję, rabi Samael i przepraszam - mówi Ostatni - ja nie mogę nic przyjąć, bo ja nie mam z czego się odwdzięczyć, z robotą nie jestem gotów, nawet odrobić nie mogę. 
-Największym prezentem dla was będzie nauka, pójdźcie do szkoły - powiada Samael. 
Do jakiejże szkoły? - pyta Ostatni. 
Do chasydzkiej - odpowiada prędko Samael - tej najpokorniejszej, aby uczyć się chodzić jak małe dziecko, na to aby chodzić akuratnie...[...]
Akuratnie chodzić? Dobrze, nauczycielu - powiada Ostatni - dziękuję! Postaram się odwdzięczyć. Dla nauczyciela nie ma lepszej wdzięczności jak pojętny uczeń.
I tak Ostatni stał się najlepszym uczniem w szkole Szatana. 
Brawo - krzyczy Samael - reb Ostatni, wy już jesteście reb pierwszy.
 Na szczęście w porę przypomniał sobie Ostatni, że akuratnie to nie tylko w lewo. Ku utrapieniu Samaela zaczął więc chodzić we wszystkich możliwych kierunkach i dalej na prawo. 
"Szatan trochę markotny, bo na prawo to przeciw niemu, ale komenderuje swoimi zniecierpliwiony: „Do diabła! Na prawo!“ Teraz widoczne, że Ostatni wyprzedzi wszystkich.
A Ostatni: „Nie! przepraszam, to nieakuratnie, a lewa strona świata od macochy? Tak nie można“. I buch z całej siły w lewo. Przeciwnik Boży pocieszył się trochę, że w lewo, bo on przecie Samael, głowa lewicy, znów krzyczy: „W lewo! Lewica górą!“ Ostatni chodził akuratnie, a tamci tymczasem rozpędzili się w prawo i choć na prawicy, polecieli prosto do piekła. Szatan za nimi, aby jeszcze i ci nie wymknęli mu się jakoś. Już drugie pokolenie. Przepadło. Ostatni nie przydał się ani ludziom ani diabłu. A Bogu się przydał, został ostatni, żył długo, całkiem ostatni na ziemi. Wysypał się jak ziarno dojrzałe, kiedy wiatr powieje."
Bjumen zakończył swą opowieść westchnieniem:
"Taki co naprawdę ostatni, nie lęka się, wiatr go nie porwie, diabeł nie zwabi, nie zmiecie. Taki położy się na wozie pępkiem do góry i ogląda Lewiatana."(s.109) 

P.S. Wszystkie użyte cytaty pochodzą z czwartego tomu tetralogii Stanisława Vincenza „Na wysokiej połoninie” pt. „Barwinkowy wianek”, wyd. PAX Warszawa 1983 (strony 106-111)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz