Stories of Tita

25 marca 2020

Opowieść Stanisława Vincenza o sile jako daje samotność


Zachód słońca w Karpatach Wschodnich (widok z Chatki u Kuby)/ zdjęcie własne

W życiu ludzi ponad obcowanie i pracę, ponad świętowanie i radość, ponad towarzyskość wszelką, starsza i mocniejsza jest samotność.

Tak Stanisław Vincenz pisze o samotności w pierwszym tomie tetralogii "Prawdzie Starowieku". Samotność daje siłę, uczy pokory i pozwala zauważyć to co ważne. Może więc warto nacieszyć się samotnością, bo:   
Kto by raczył natężyć słuch, zastanowić się nad rzeczą tą, tak nieważną dla dzisiejszego świata, i nad tym, że skłonność do serdeczności, do wielkich darów serca, a także do uwielbiania, do kultu, do świętowań, rodzi się w samotności [...]. W zamierzchłych czasach wieszczowie, nauczyciele ludzkości, poznali sami tę moc światowładną i ludziom odkryli nowy świat, chociaż przez to ani o włos nie zmienili swych zajęć. To wszystko teraz pozakrywane warstwami licznymi. A może przecież jeszcze te same tętna źródlane drgają?
W samotności pustelnika-pastucha, czuwającego na pustkowiu pośród burzy gromowej, co świat zalewa to powodzią światła, to czarności. W samotności myśliwca i zbiega, w czasie zawieruchy śnieżnej rozszarpującej szałas, zasypującej go lawiną śniegu. W samotności wędrowca pośród milczących lasów, których szept każdy napełnia drżeniem, każdy szum unicestwia człowieka. W samotności rodziny zdanej tylko na siebie, gdzieś w pustkowiu górskim, skąd żaden krzyk, żadne wołanie o pomoc nie dotrze do ludzi. O samotności samej mało kto zdoła opowiedzieć. I komu to przyjdzie do głowy, gdy ona to właśnie nieubłaganie pędzi człowieka ku towarzystwu, ku miłości, albo ku wspólnej pracy i zabawie, jakby na to, by o niej samej zapomnieć. Biała nieskalanie ścieżka, wijąca się wśród zasp śnieżnych grzbietem połoniny - ku samotnej zymarce. Głos niewidzialnej fłojery, tęsknie wzywający z głębi puszczy. Takie chyba obrazy samotności pozostają? Bo tymczasem powoli „zaludnia” się każda samotność. Człek długo samotny, w wielkim świecie chmur, szczytów, lasów, wód i traw szuka towarzystwa, szuka pobratymstwa. Czasem nie szukając znajduje. Wynurza mu się zewsząd inny świat, podziemny, świat widzeń, zapytań, zagadek i znaków. Uczy się nauki niezwyczajnej. Każdy szept, każdy gwar nabiera znaczenia niewymiernego. Tam, gdzie milczy puszcza stara i czeka, gdzie połonina bezkresna w świetle miesięcznym się roztapia, tam, może wśród ziół i korzonków, czekają na grzeczne słowa, na jakąś bardzo trudną „przemówkę”, na znak tylko świadomym znany, pobratymkowie życzliwi?[...]
Małomówny i milczący człowiek słyszy rozmowy przeróżne, o jakich w życiu nie śnił. Taki, co mało bywał po świecie między ludźmi, tu w samotności nabywa manier układnych. Najtroskliwiej pilnuje modlitwy i obyczaju, strzeże się, by nie wyrzekł w ciszy bezludnej słowa brzydkiego, słowa nie w czas, by ruchem niesfornym, a może nawet myślą nie zbudził, nie spłoszył „czegoś”. [...]
Ludzie starowieku upatrywali wszędzie w świecie walkę ciągłą a nieubłaganą, dzielili świat na dwa obozy, wrogów i druhów. Spośród wszystkich dobroczyńców, pobratymów samotnego człowieka, najpotężniejsze jest Słoneczko. Daje przeciwwagę wszystkim z ciemności zrodzonym napaściom, przepędza czary i groźby nieuchwytne. Gazduje ponad wszystkim, płodzi, żywi i uzdrawia.[...]
Człowiek taki, co siedziałby w mroku w pustkowiach bez światła, bez mycia się, bez modlitw i bez świętowań, niechybnie wpadnie w moc sług czartowskich, zdziczeje, a potem ucieka w wiecznym strachu, zęby szczerzy jak zwierz goniony. Lecz taki, co przebywa szkołę samotności, co przebył praktyki i wtajemniczenia, co słyszał głosy, a przełamał strach, przejdzie przez puszcze spokojnie, tygodniami sam będzie szedł nieznanym pustkowiem bez lęku, choć wtedy nieraz już sam „ten” do niego się bierze.[...]
Niejeden z tych ludzi tak jak modlitwy odmawia i śpiewa, hymny śpiewałby i akafisty wzniosłe układałby o samotności, gdyby sobie mógł uświadomić wszystko. Bez samotności nie ma słobody prawdziwej. W natłoku ciągłym ani wielkiej miłości do człowieka ani radości z ludzi nie ma. I człowiek sam nie tylko nie wie, czym jest, nie wie prawie, że jest. W samotności zymarki czy szałasu i o użyteczności niewiele się myśli. Bylebyś tylko miał trochę mąki i baraboli na placki do mleka i krztynę tytoniu. A jak się zdarzy, że nie przyniosą na czas, to Bogu i owieczkom i za syrek dzięki.[...]
Gdyście spotkali kiedy na połoninach takich właśnie słobodnych duszą, łagodnych pastuchów, co od nikogo nie żądają i nie oczekują niczego, od razu rzeźwość i cisza otuliła wasze dusze. Ludzie ci cieszą się każdym spotkaniem. Co radosne - cieszy ich, co smutne - wzrusza szczerze. Mimo woli opowieść beztroska sama wam z ust wypłynie. A im biedniejszy człek taki, tym szerzej otwarte ma serce i uszy. Nic im nie zagraża, nic nie pobudza do zawiści, zawsze współradować i współsmucić się gotowi. 

A dalej już tylko Vincenz zapewnia:

Człowiek, co odbył szkołę samotności, nie tylko uczłowiecza potęgi, upiory i choroby, także ludziom, nieznanym duszom ludzkim daje znaczenie ważkie, tajemnicze.

Może więc dobrze jest odbyć taką zdalną lekcję samotności.

P.S. Wszystkie cytaty pochodzą z pierwszego tomu tetralogii Stanisława Vincenza „Na wysokiej połoninie” pt. „Prawda starowieku”, wyd. PAX Warszawa 1980 (strony 139-145).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz