Stories of Tita

15 marca 2019

Metafizyczno - praktyczny przewodnik Vincenza jak zbudować trwały dom


źródło: http://www.national-geographic.pl/fotografia/goralska-chata-4

W pierwszej części tetralogii "Na wysokiej połoninie", wydanej 1936 roku "Prawdzie Starowieku", w jednym z pierwszych rozdziałów, Vincenz snuje opowieść o budowaniu typowego huculskiego domu. Gawędę rozpoczyna refleksją, o charakterze  ludzi z Wierchowiny. Jako potomkowie zbiegów,  tułaczy i wygnańców całe życie "trudzą się i szukaja domu, jak nagi człowiek okrycia".  Zadomowić się gdzieś i zakorzenić to przecież od zawsze pierwotna potrzeba człowieka, który całe życie "buduje dom jak dusza ciało"

Dziś również ta potrzeba jest wciąż żywa, choć często próbuję się nam wmówić, że nie należy się przywiązywać do miejsc, a  elastyczność i mobilność to wymóg naszych czasów. Myślę jednak, że w każdym tli się głód odnalezienia swego miejsca i tęsknota za domem rodzinnym.  
Vincenzowska opowieść jest swoistym "know-how" jak to marzenie spełnić. Jednocześnie mamy do czynienia z bardzo plastyczną i precyzyjną relacją jak krok po kroku taki dom powstaje.
 Fundamentalne znaczenie (dosłownie i w przenośni) ma wybór dobrego miejsca. Chodzi przecież o wybudowanie domu trwałego - rodzinnego, gdzie zamieszka mąż z żoną. Bo przecież:
"Choćby wygnańcom wytępili całe ich rody, gdy pozostanie mąż z żoną - to początek nowej ludzkości. Wystarczą sobie. Potrzebna im tylko chata, nie jako schron wyłącznie , lecz jako ciało i postać rodu. To podwalina i dach życia aż do grobu." 
Huculi wierzą, że dobry dom zawsze powstaje tam, gdzie padły, przeniesione wiatrem krople potu Zbolałego na Krzyżu Zbawiciela. Takiego błogosławionego miejsca szuka się długo i często latami bacznie obserwuje naturę, "czy nie dotrze tam lawina ani nie okrąży zamieć śnieżna.  [...] trzeba pilnie patrzeć, w których miejscach bydło lubi odpoczywać lub gdzie się gnieżdżą mrowiska bo tam jest dobre miejsce na chatę. A wtedy jeszcze w tym miejscu niech sam gazda lub cieśla watrę rozpali i zaśnie przy niej; jeśli ma sny dobre, miłe i pogodne, zwłaszcza jeśli mu się przyśni chudoba, jest to potwierdzenie, że znaleziono miejsce przez święte moce wskazane." 
Nie mniej ważne jest by do budowy wybrać dobre drewno, ze zdrowego twardego podłoża. Jakość budulca można  poznać po zbitych słojach tzw. gęstolate. I znów trochę praktycznej metafizyki: dobry cieśla pamięta, że drzewo to "przyjaciel, co przez ofiarę przeniósł się do ludzkiego świata, by go chronić i grzać" i starannie później dobiera kłody, wiedząc "jak to jedno życie troszczy się o drugie". 
Gdy materiał jest już przygotowany, przychodzi czas na prace ziemne. Vincenz znów przechodzi do praktycznych zaleceń:
"Na czterech węgłach, często w miejscu gdzie wykarczowano korzenie, kopie się doły, dwa metry w głąb i pół metra szerokie. Tu chata ma puścić swoje korzenie: w te doły sypie się głazy i kamienie [...] i ubija się mocno." 
Tak powstają cztery słupy kamienne, mocno tkwiące w ziemi i nieco wystające. To na nich kładzie się ciosane podwaliny domu. Kto chce dokładnego instruktażu: co i jak, po kolei, jakie kamienie, czym ubijać, wszystko to znajdzie w tej przedziwnej empiryczno-metafizycznej opowieści. Mnie temat zaintrygował do tego stopnia, że przejrzałam współczesne porady z internetowych blogów i wierzcie mi Vincenz naprawdę znał się na robocie i zgłębił temat. Niejeden mistrz budowlany mógłby skorzystać z jego wskazówek. Na zdjęciu poniżej widać współczesny remont starego domu, gdzie wymieniano podwaliny właśnie. 


źródło: http://chatanadwislokiem.blogspot.com/2010/04/podwalina.html


Widać drewno nie było dość gęstolate albo wrogie siły nie zostały wyklęte i odwołane przez wieszczuna. Wiem, brzmi to znowu trochę dziwnie. Oddaję jednak głos Vincenzowi, który znów bardzo dokładnie opisuje jak to należy wśród podwalin ustawić stół i sprosić pierwszych gości.

"Gdy się już ustawi podwaliny, siadają wszyscy: rodzina, sąsiedzi i pomocnicy i słuchają, wysłuchują, jaki znak, jaka wróżba, przepowiednia co do szczęścia i przeznaczenia chaty, choćby z daleka się objawi.
Gdy słychać głosy piękne i łagodne, gdy konie zarżą, bydło zaryczy lub wiatr łagodny i cichy powieje, wróży to szczęście i błogosławieństwo. Ale niedobrze gdy dolatują głosy niemiłe, ostre, dudnienie i świst wichru, grzmoty, pisk i krzyk jastrzębia lub szczekanie psa. Wtedy proszą gazdowie przemównika lub wieszczuna, aby odwrócił zamiary wrogich sił."
Dalej padają nawet konkretne słowa, które należy wtedy razem z modlitwą wymówić.  Gdy te "niebezpieczne prądy" się już grzecznie odwoła:
"Aby szły sobie za morze, bawiły się w piaskach złotych, kołacze jadły i wino piły... , ale woli niebios się nie przeciwiły i przed nią, nie przed ludzkim zachceniem ustąpiły." 
 przychodzi czas na świętowanie "osnowania" chaty przy ogniu, rozmowach, muzyce i tańcach. Jak widać spotkania z drugim człowiekiem i tworzenie dobrych relacji międzyludzkich są równie ważne co wszystkie techniczne szczegóły.
Po zabawie znowu przychodzi czas na pracę według zaleceń:
"Każdy człon chaty to postęp jej myśli. Na podwalinach stawia się naprzód odrzwia, bo chata nie ma być pudłem. Wejść i wyjść oto skrót losu człowieczego [...] wycinając otwory na okna, wciska się kluczem jedną kłodę na drugą, wypukłą częścią na zewnątrz, a prostą do środka. Składana chata rośnie jak skrzynia. Otwarta i jasna schnie nieustannie, przewietrza się nie tylko przez drzwi i okna, przede wszystkim od góry, od nieba[...] .
Ciągle jednać, spajać ciągle to wytyczna. Gdy przeciosy są dobrane i spojone ściśle , zewnętrzna ściana równo faluje tęgimi kręglakami, a wewnętrzna jest jedną gładką deską. Lecz choć w jedności tej znikają prawie krawędzie spojeń między słupami, mozaika żywych słojów i przekrojów drzewa zachowuje się nadal i na zawsze. "
A po ułożeniu  i wiązaniu kłód można poznać czy składał chatę mistrz cierpliwy czy partacz. Ten dobry, choć bywa, że nie zna się na "piśmie papierowym", pamięta jednak każdą deskę. Często z drzewem przy robocie  rozmawia, a nawet nadaje kłodom imiona:
"Ten listostrojny, a tamten deszcz równoległych strun, a trzeci to zlewisko strumieni, a tamten czwarty cały w kłusie [...]. Stąd gdy będzie spać przy ścianie, czy sam gazda czy gość, przed snem zatopi się w inny obraz i przekrój. I każdy z nich inny sen w nim wzbudzi, a gdy potrzeba inną trwogę zagasi."
I choć rzadko kto pamięta nazwisko mistrza, ważne, że każdy kto zna się na drzewie "odczyta go" i wie, że "spobratymował się z drzewem [...], że zbliżył drzewo do człowieka i odnalazł wspólnotę snów[...]."
I tak chata pnie się w górę, pokazując że "to nie nora, tylko ludzka myśl, wzlot ku górze".
Końcowy etap budowy to stawianie dachu, który ma chronić, ogarniać i grzać. I znów czytelnik znajdzie dokładny opis potrzebnych załamań, które jak skrzydła ptaka mają chronić gniazdo. Funkcji dachu jest wiele. Szczególnie jednak powinna przemawiać do budowniczych ta, który mówi, że dach pieści dom "jak matka dziecko, jak oblubieniec żonę w tańcu weselnym." Stąd też wywodzi się zwyczaj strojenia go w choinkę weselna, zwaną również wiechą. Zwyczaj ten  zresztą przetrwał do dziś. Coś musi więc być na rzeczy.
I tak docieramy do końca gawędy o budowie domu. Tak naprawdę jest to opowieść jak tworzyć dobre życie. Budowa uczy przecież pokory wobec sił natury, cierpliwości, roztropności, pracowitości, współpracy i w końcu wdzięczności wyrażonej w radości i otwartości na innych. Można sobie na nią pozwolić, gdy czujemy się już u siebie bezpieczni i bogaci w zebrane po drodze doświadczenia. Wiedząc, że:

"Całość chaty nie tonie bezbronnie w otoczeniu zieleni czy bieli zimowej i nie gubi się w podmurowaniu. Odcina się od terenu jak odrębne ciało, co więcej, zamyka się zakutana, nawet opancerzona. [...] 

Z tym wszystkim nowsza wesoła chata nie przestaje być schronieniem niezawodnym, schowkiem przed ulewą, zamiecią i powodzią. Jak starożytny korab wynurza się z tła nieba, [...] podpłynie ku nam i zaprasza: Wsiadajcie prędko, tu bezpiecznie."


Taki jest właśnie, według Vincenza, trwały dom - bezpieczny i gościnny. 

P.S. Wszystkie cytaty pochodzą z pierwszego tomu tetralogii Stanisława Vincenza „Na wysokiej połoninie” pt. „Prawda starowieku”, wyd. PAX Warszawa 1980.

2 komentarze:

Henryka Janik pisze...

Świetna opowieść. Na pewno sięgnę po Vinzenza.Dzięki Beatko! Pozdrawiam!

Beata Rubio pisze...

Polecam,bo to naprawdę mądry człowiek był i choć bywało ciężko potrafił pięknie żyć. Dzięki Haniu i ściskam już wiosennie

Prześlij komentarz