Stories of Tita

28 lutego 2019

Oswaldo Guayasamin -  opowieść o artyście zaangażowanym i dziele jego życia Kaplicy Człowieka


Oswaldo Guayasamin - El Toro y el Condor

Aby móc zrozumieć kulturę i trudną historię Ameryki Południowej trzeba koniecznie odwiedzić w Quito Muzeum Guayasamina - ekwadorskiego malarza, dziś uważanego za jednego z największych artystów XX-stego wieku.
Ze względu na męża Ekwadorczyka twórczość artysty poznałam długo przed wizytą. Kiedyś do tego stopnia zaintrygował mnie częsty u malarza motyw walki kondora z bykiem, że poprosiłam znajomą malarkę Aldonę Pomianowską o wykonanie kopii obrazu "El toro y el Condor" i podarowałam w ramach prezentu małżonkowi.

Mój Guayasamin

Byłam pewna, że walka byka z kondorem symbolizuję starcie dwóch kultur europejskiej i latynoamerykańskiej. Niewiele się pomyliłam, aczkolwiek symbolika obrazu jest nieco głębsza. W istocie andyjski kondor - święty ptak, znajdujący się w godle większości państw Ameryki Południowej walczy z bykiem - symbolem Hiszpanii i jej konkwistadorów, którzy najechali, krwawo złupili i zniszczyli zastaną inkaską cywilizację. Już w muzeum dowiedziałam się, że jest również inna historia postania tej serii obrazów. Okazuję się, że malarz będąc w Peru był świadkiem starej indiańskiej tradycji walki byka z kondorem zwanej Yawar Fiesta lub Fiesta de la Sangrie. Raz w roku organizuję się tą dziwną corridę, wierząc, że zwycięstwo kondora wróży dobre plony. Wygrana byka zapowiada problemy i kiepski czas. No cóż, od tej pory patrząc na walczącego kondora będę mocniej trzymać za niego kciuki.
Wróćmy jednak do Guayasamina. Urodził się 1919 roku w ubogiej rodzinie, jako najstarszy spośród dziesiątki rodzeństwa. Ojciec artysty był rdzennym Indianinem, posługującym się językiem keczua, mama natomiast metyską. Takie pochodzenie nie rokowało dobrze. Oznaczało, że na co dzień doświadczał rasizmu i związanej z nim dyskryminacji, a nawet minimalny awans społeczny mógł sobie załatwić tylko katorżniczą pracą. Pomógł jednak wcześnie odkryty przez matkę talent połączony z ogromną wrażliwością na krzywdę ludzką i pracowitość. I mimo, braku wsparcia ojca, sądzącego, że bycie malarzem nie zapewni mu chleba, rozpoczął w wieku 13 lat wymarzoną edukację na Akademii Sztuk Pięknych w Quito. Jego najwcześniejsze prace podobnie jak i cała twórczość są mocno zaangażowane społecznie. Szczególnie, że w tym czasie w tzw. czterodniowej wojnie w Quito ginie jego najbliższy przyjaciel. Tak powstaje obraz “Los niños muertos”. 

źródło:http://capilladelhombre.com/index.php/obra/primera-epoca/65-los-ninos-muertos

Po ukończeniu akademii i pierwszej wystawie, pracami młodego artysty zainteresował się i zakupił pięć Nelson Rockefeller. Zarobione pieniądze umożliwiły malarzowi podróże po obu Amerykach, podczas których odwiedza wszystkie możliwe galerie sztuki i poznaje wielu współczesnych mu twórców. W Meksyku zaprzyjaźnia się z Pablo Nerudą. Przede wszystkim jednak jeździ od miasteczka do miasteczka, wszędzie widząc okrucieństwo niesprawiedliwości społecznych - wyzysk uciskanych rdzennych mieszkańców i potomków niewolników przywiezionych z Afryki. Efektem tej podróży jest seria 103 obrazów zatytułowana "HUACAYÑAN" co w języku keczua oznacza "Droga Łez". Ciekawe, że huacayñán ma też inne znaczenie. Jest to nazwa uczucia bólu duszy, które towarzyszy nam gdy rozstajemy się z najbliższą nam osobą ze świadomością, że więcej już się nie spotkamy i jednocześnie chcemy powstrzymać łzy rozpaczy, aby ta druga ukochana osoba nie cierpiała i nie widziała naszego cierpienia. Ktoś kto coś takiego przeżył wie o co chodzi, a w keczua to po prostu huacayñán.
Następny i najdłuższy okres w twórczości artysty to "La Edad de la Ira" czyli Czas Gniewu. Prace te są jedną wielką skargą na bezsensowną przemoc i mają wstrząsnąć sumieniami. Pokazuje w nich do czego prowadzą dyktatorskie rządy i okrucieństwo będących ich następstwem wojen. Większości tych obrazów nie powiesilibyśmy nad kanapą w salonie. Myślę, że Guayasamin również zdawał sobie sprawę, że ze względu na ich kaliber emocjonalny musi znaleźć dla nich godne miejsce. I tak stworzył tuż przy swoim domu, u stóp wulkanu Pichincha, Kaplicę Człowieka (Capillia del Hombre).


Jest to monumentalny budynek z ogromną kolekcją prac artysty, będący hołdem dla wszystkich prześladowanych, torturowanych i zabitych w nierównej walce dobra ze złem. Na mnie ogromne wrażenie zrobił obraz Tortures przedstawiający torturowanego i zabitego przez chilijski reżim przyjaciela - gitarzystę i pieśniarza Viktora Hara. Oprawcy ucięli mu ręce i podobnie jak setki innych ofiar wyrzucili z samolotu do oceanu.

   
Niemniejsze wrażenie robi cykl prac zatytułowanych Twarze Ameryki (Rostros de America)


czy mural w zwieńczeniu kopuły Kaplicy przedstawiający wycieńczonych, traktowanych nieludzko górników z kopalni srebra Potosi w Peru.

W kaplicy na ścianach między muralami i obrazami mijamy też cytaty z wypowiedzi artysty, jak na przykład ten:


"Płakałem bo nie miałem butów, aż zobaczyłem dziecko, które nie miało nóg".
Inny napis mówi:


"Trzymajcie zapalone światło, abym zawsze mógł do was wrócić". I tuż pod wspomnianą już kopułą pali się symboliczny ogień.



GUAYASAMIN w języku keczua oznacza: Lecący Biały Ptak. Kto wie może duch artysty krąży i czuwa nad andyjską krainą. 
Aby nie epatować samą przemocą i ludzkim bólem na koniec mój ulubiony obraz - Madre y niño.


Pochodzi on z ostatniego okresu twórczości Oswaldo Guayasamina, który artysta zatytułował "La Ternura" - "Czułość" i wszystkie poświęcił ukochanej matce.
Nie za wesoła ta twórczość Guayasamina. Trochę nie pasuje do stereotypu latynowskiej wersji dolce vita z Lambadą i Despacito w tle. Taka jest jednak druga, mniej znana twarz południowo-amerykańskiego kontynentu i nie należy na nią zamykać oczu.

P.S. W pracy korzystałam z informacji dostępnych na świetnej internetowej stronie Muzeum Guayasamina w Quito: http://www.capilladelhombre.com/ i tych uzyskanych od młodych, zaangażowanych przewodników. Mieli oni dla mnie i mojego hiszpańskiego dużo cierpliwości. Na koniec jeszcze jeden cytat z muru otaczającego Kaplicę, takie swoiste "ogłoszenia parafialne": 

Dziś na coś podobnego natknęłam się w Bibli: Księga Pwt 4, 25-27

2 komentarze:

Elrubin pisze...

Piękne zdjęcia i interesująca persona.

Henryka Janik pisze...

Piękne

Prześlij komentarz