źródło:http://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/bajki-zydowskie
Vincenz na podstawie zasłyszanych podań i wspaniałej znajomości kultury żydowskiej napisał siedem opowieści chasydzkich. Te pozornie proste historie próbują odpowiedzieć na ważne pytania, które ludzie zadają sobie od zarania dziejów, na przykład o granice ludzkiej wolności. "Zrobiony Cud" to opowieść o człowieku, który chciał zrobić coś co przyniesie mu sławę i ulepił sobie z gliny człowieka. Jak to się udało? No właśnie.... Dziś, gdy tak dużo mówi się o sztucznej inteligencji czy inżynierii genetycznej warto sobie tą vincenzowską opowieść odświeżyć. A było w niej tak.
Rabi Mojsze Kitower zanim stał się sławny, nie był wcale sławny. Od razu więc chciał zrobić coś najsławniejszego. Przywędrował do Kut sam - bez żony. Chciał być całkiem swobodny, dumać sobie na osobności, czytać Talmud. Postanowił iść na Sokolską Skałę do jaskini, gdzie kiedyś mieszkał sam Baal Szem Tow. Podobno w tej jaskini jest malutka szczelinka, że kiedy nad nią stanąć to jesteś akuratnie nad ziemią świętą. Wiedział to Mojsze, bo miał listy a w nich Słowa. On widział Słowa i tak co dnia był nad ziemią świętą i rozmawiał z Potęgą.
I czemuż on zrobił taką rzecz? Różnie mówią: był młody, chciał zabłysnąć od razu, bo jeden rabin z Pragi już to zrobił. Inni mówią, że chciał mieć służącego, a inni jeszcze gorzej: chciał mieć człowieka, co jego myśli zgaduje i marzenia spełnia.
Ulepił więc sobie z gliny - człowieka, tak! Bardzo pracowicie, według przepisu. Napakował w niego dobre słowa: aby był żywy, nie leniwy, posłuszny, aby nie gadał, jak najmniej pytał, tylko odgadywał myśli i robił. Na koniec nawet zrobił tak, że im więcej jego człowiek będzie rość, tym mniej zechce jeść.
Napracował się rabin, aż sczerniał i schudł całkiem. I w końcu wysuszył na słońcu swoje dzieło, tchnął w nie ostatnie słowo i wyskoczyło nagle coś z czarnymi z kozimi oczyma. Nie, nie duch nieczysty - to nie bajka, to przecież naukowe, z rachunku. To był człowiek. Ciało ludzkie, skóra ludzka, oczyma mruga, mówi. No, człowiek.
"Jakże ubrać tego człowieka ?" - myślał rabin. Postanowił oddać mu swój atłasowy, świąteczny chałat rabinacki.
I zawołał go rabin po raz pierwszy: "Człowiecze!" Ten przylatuje do rabina z takim łoskotem, że kto inny by się wystraszył. Z miejsca zgłasza się: "Ojcze do czego ja?"
Nie wiadomo jak tam było. Może rabin zapomniał się na chwilkę, że to nie boski stwór i odpowiada mu: "Dla swobody!"
Człowiekiem aż zarzuciło, a rabin tylko dodał naprędce: "Moje myśli zgaduj, abym ja był swobodny."
Człowiek w te pędy leci w kierunku miasteczka i za godzinę przynosi oderwaną połać świni. "Widzisz ojcze, szynka. Zgadłem twą myśl".
Rabin chciał się rozgniewać, ale był sprawiedliwy. Prawda był głodny, wzięła go chętka, czy to na niejedno człowiek ma chętkę, bo nie wolno. Obrzydzenie go bierze, a człowiek nie rozumie dlaczego i mówi: "Ojcze ty mi zawsze mów, która myśl dobra".
"Zgaduj tą, której Bóg chce" -odpowiada rabin
"Ja nie zgaduję tego co Bóg, tylko tego co ty ojcze."
Rabin widzi, ze takiej ciężkiej sprawy jeszcze nie miał - człowiek bez błędu, a nie wie co dobre. Namyśla się i mówi:
"Silna myśl to dobra, a taka jakaś zachcianka - to zła".
Rabin był jednak bardzo wygłodzony, zmęczony cudem i głównie o tym tylko myśli, że chce jeść". Człowiek więc biegnie, a rabin w strachu krzyczy:
"Co bądź tylko nie świnię i ugotuj od razu".
Człowiek pogalopował, oberwał ogon jakiemuś bykowi, pokrajał, upiekł i przyniósł. Rabin zjadł, ale dalej głodny. Człowiek, znów skoczył na łąkę, okaleczył stado wołów i przyniósł dziesięć ogonów.
I tak zrobił się straszny kłopot z człowiekiem. Chłopi już go wypatrzyli, nazwali go Bok - co znaczy kozioł i szukają. Przylecieli do rabina, krzyczą, każą płacić za woły. Jeden skacze na rabina i wywija pięścią. Rabin się rozgniewał bo jeszcze młody. Bok odgadł od razu myśl i szarpnął chłopa za brodę. Widać myśl była silna, bo chłop poturbowany. Dobrze, że rabin w porę krzyknął na Boka.
Co robić? Rabin ludzi przeprasza, obiecuje, że jego człowiek wszystkie szkody odrobi przy budowie drogi. Chłopi boją się tego z kozimi oczami, ale się zgadzają.
Minęło pół roku Bok pracował za dziesięciu, a wyrósł przy tym. Kiedy poszli zapłacić za szkody wszyscy mówili na Boka, że rabin, bo wielki i ubrany świątecznie, a na rabina - "ten mały pastuch".
Wrócili, a rabin jeszcze bardziej święty niż wcześniej. Musi pilnować każdej myśli, bo nie wiadomo, co zgadnie Bok. Najlepiej Rabinowi kiedy się modli, kiedy nic nie chce. Dzień i noc musi się pilnować, aby nie pomyśleć czegoś o ziemi i ludziach. I to ma być życie? Chciał swobody od ziemskich spraw, a teraz ma niewolę.
Myśli w końcu tak: "nie mogę ja być swobodny, to niechaj choć mój człowiek będzie i zostawi mnie w spokoju." I tak modli się do Boga.
Bok odgadł, posmutniał, ale zrobił się swobodny. Rabin sam wszystko robi, dźwiga, pracuje, nie ma czasu dumać. A Bok wiadomo leniwy nie jest tylko nie wie co robić. Zaprzyjaźnił się z jakimś żebrakiem pomylonym na rozumie i stara się odgadnąć wariackie myśli. Dzieci biegają za oboma, śmieją się i proszą Boka, aby je przerzucał na drugą stronę rzeki. Wariat krzyczy: "Przerzuć, przerzuć!" Bok chętnie ciska dzieciakami. Któryś tam złamał nogę. Chłopi znów źli i pobili Boka. I tak wielkie szczęście, że trafił na w miarę poczciwego wariata. Bo przecież wszystko możliwe mógłby zabijać tysiące.
Ale skargi poszły w świat, aż do guberni. Znowu mówią: "Wszystko przez Żydów". Strach poszedł po ludziach.
Rabin duma, cóż on bidny ma robić. Zabić go nie może, bo to człowiek i mówi mu "ojcze". Woła Boka. Ten jak wierny pies przygalopował ze swobody. Od wariackiej roboty wyrósł, że potrzaskało na nim ubranie i golizna wychodzi. Znów byli razem.
Rabin rozmodlony martwi się Bokiem. Ten odgaduje wzdycha, wpatruje się wciąż w rabina gotów zgadywać myśli, ... a rabin boi się myśleć. Bo Bok to przecież człowiek. Co by jemu szkodziło schwycić rabina za gardło i ...
Tak to się ciągnęło, aż Pan Bóg zlitował się nad umęczonym rabinem i nad Bokiem też. A jak to było? Przypadek, Pan Bóg chowa się za przypadek. Rabin nie tylko pilnował myśli, ale i nie puszczał Boka od siebie na krok. Ale trzeba było zejść na dół do miasta. Rabin zaraz myśli: "Trzeba go przywiązać".
Bok znalazł powróz, sam się przywiązał do rabina. Idą obaj na tym samym postronku, droga się dłuży, a rabin cały czas pilnuje swoich myśli. Aż tu patrzy nad wodą pasie się czarny byk. I rabin z nudów pomyślał: "Ach jaki brzydki byk, gdyby go wyprać". I Bok już myje byka.
Niby głupi przypadek i posłana myśl z nieba: a gdyby dał człowiekowi takie zajęcie, aby się nie oderwał.
Kupił byka, miał z niego jedzenia na długo, a Bokowi kazał prać skórę, aby była biała. Bok prał dzień i noc, prał zawzięcie. Rabin niespokojny wciąż myśli to samo: "Prać skórę, prać skórę!" Kiedy modli się wciąż przerywa: "Prać skórę, prać skórę!" Zasypia: "Prać skórę!" Budzi się: "Prać skórę!"
A im więcej Bok pierze tym skóra czarniejsza, a i Bok czarniejszy i większy. W końcu sczerniał do reszty, wyczerpał się i zginął.
Rabin zapłacił mołoczemu (grabarzowi) w Kutach, aby pochował Boka, bo przecież człowiekiem był. Ale całkiem jest pewne, że nikt za Bokiem nie płakał. Od tamtego czasu Rabi Mojsze stał się sławny i wielki.
P.S. I taką historię włożył Vincenz w usta Duwyda. Ten stary Żyd dodaje: "...Najgorszy cud to swoboda...[...]- swoboda niebezpieczna. Mój tatuńcio mówił takie słowa: Tylko morze jest swobodne bo ma brzegi. [...] Ja nie rabin, po co mi swoboda i kłopoty z cudami? Ja mam przepisy wyraźne, ja słucham."
Ta opowieść jest próbą odpowiedzi na pytanie czy wolność to brak granic, czy może respektowanie i wsłuchanie się w odwieczne, niezmienne boskie prawa?
Moja opowieść, jest skróconą i nieznacznie przerobioną wersją opowieści "Zrobiony cud" z książki "Tematy Żydowskie" Stanisława Vincenza wydanej przez Atext Gdańsk w 1993 roku.
Robiłam wszystko, żeby jak najmniej wpłynąć na genialny oralny vincenzowski styl snucia opowieści i niezmiennie zachęcam do lektury tetralogii "Na wysokiej połoninie". Tam również w tomie "Listy z Nieba" w rozdziale XVII znajdziemy tę opowieść , a po niej dysputa. W rozmowie Tanasij mówi: "Cud najtrudniejszy być człowiekiem. [...] Cud cudenny, swobodnym być, a kochać ludzi. [...]"
I weź tu nie kochaj Vincenza.
Rabi Mojsze Kitower zanim stał się sławny, nie był wcale sławny. Od razu więc chciał zrobić coś najsławniejszego. Przywędrował do Kut sam - bez żony. Chciał być całkiem swobodny, dumać sobie na osobności, czytać Talmud. Postanowił iść na Sokolską Skałę do jaskini, gdzie kiedyś mieszkał sam Baal Szem Tow. Podobno w tej jaskini jest malutka szczelinka, że kiedy nad nią stanąć to jesteś akuratnie nad ziemią świętą. Wiedział to Mojsze, bo miał listy a w nich Słowa. On widział Słowa i tak co dnia był nad ziemią świętą i rozmawiał z Potęgą.
I czemuż on zrobił taką rzecz? Różnie mówią: był młody, chciał zabłysnąć od razu, bo jeden rabin z Pragi już to zrobił. Inni mówią, że chciał mieć służącego, a inni jeszcze gorzej: chciał mieć człowieka, co jego myśli zgaduje i marzenia spełnia.
Ulepił więc sobie z gliny - człowieka, tak! Bardzo pracowicie, według przepisu. Napakował w niego dobre słowa: aby był żywy, nie leniwy, posłuszny, aby nie gadał, jak najmniej pytał, tylko odgadywał myśli i robił. Na koniec nawet zrobił tak, że im więcej jego człowiek będzie rość, tym mniej zechce jeść.
Napracował się rabin, aż sczerniał i schudł całkiem. I w końcu wysuszył na słońcu swoje dzieło, tchnął w nie ostatnie słowo i wyskoczyło nagle coś z czarnymi z kozimi oczyma. Nie, nie duch nieczysty - to nie bajka, to przecież naukowe, z rachunku. To był człowiek. Ciało ludzkie, skóra ludzka, oczyma mruga, mówi. No, człowiek.
"Jakże ubrać tego człowieka ?" - myślał rabin. Postanowił oddać mu swój atłasowy, świąteczny chałat rabinacki.
I zawołał go rabin po raz pierwszy: "Człowiecze!" Ten przylatuje do rabina z takim łoskotem, że kto inny by się wystraszył. Z miejsca zgłasza się: "Ojcze do czego ja?"
Nie wiadomo jak tam było. Może rabin zapomniał się na chwilkę, że to nie boski stwór i odpowiada mu: "Dla swobody!"
Człowiekiem aż zarzuciło, a rabin tylko dodał naprędce: "Moje myśli zgaduj, abym ja był swobodny."
Człowiek w te pędy leci w kierunku miasteczka i za godzinę przynosi oderwaną połać świni. "Widzisz ojcze, szynka. Zgadłem twą myśl".
Rabin chciał się rozgniewać, ale był sprawiedliwy. Prawda był głodny, wzięła go chętka, czy to na niejedno człowiek ma chętkę, bo nie wolno. Obrzydzenie go bierze, a człowiek nie rozumie dlaczego i mówi: "Ojcze ty mi zawsze mów, która myśl dobra".
"Zgaduj tą, której Bóg chce" -odpowiada rabin
"Ja nie zgaduję tego co Bóg, tylko tego co ty ojcze."
Rabin widzi, ze takiej ciężkiej sprawy jeszcze nie miał - człowiek bez błędu, a nie wie co dobre. Namyśla się i mówi:
"Silna myśl to dobra, a taka jakaś zachcianka - to zła".
Rabin był jednak bardzo wygłodzony, zmęczony cudem i głównie o tym tylko myśli, że chce jeść". Człowiek więc biegnie, a rabin w strachu krzyczy:
"Co bądź tylko nie świnię i ugotuj od razu".
Człowiek pogalopował, oberwał ogon jakiemuś bykowi, pokrajał, upiekł i przyniósł. Rabin zjadł, ale dalej głodny. Człowiek, znów skoczył na łąkę, okaleczył stado wołów i przyniósł dziesięć ogonów.
I tak zrobił się straszny kłopot z człowiekiem. Chłopi już go wypatrzyli, nazwali go Bok - co znaczy kozioł i szukają. Przylecieli do rabina, krzyczą, każą płacić za woły. Jeden skacze na rabina i wywija pięścią. Rabin się rozgniewał bo jeszcze młody. Bok odgadł od razu myśl i szarpnął chłopa za brodę. Widać myśl była silna, bo chłop poturbowany. Dobrze, że rabin w porę krzyknął na Boka.
Co robić? Rabin ludzi przeprasza, obiecuje, że jego człowiek wszystkie szkody odrobi przy budowie drogi. Chłopi boją się tego z kozimi oczami, ale się zgadzają.
Minęło pół roku Bok pracował za dziesięciu, a wyrósł przy tym. Kiedy poszli zapłacić za szkody wszyscy mówili na Boka, że rabin, bo wielki i ubrany świątecznie, a na rabina - "ten mały pastuch".
Wrócili, a rabin jeszcze bardziej święty niż wcześniej. Musi pilnować każdej myśli, bo nie wiadomo, co zgadnie Bok. Najlepiej Rabinowi kiedy się modli, kiedy nic nie chce. Dzień i noc musi się pilnować, aby nie pomyśleć czegoś o ziemi i ludziach. I to ma być życie? Chciał swobody od ziemskich spraw, a teraz ma niewolę.
Myśli w końcu tak: "nie mogę ja być swobodny, to niechaj choć mój człowiek będzie i zostawi mnie w spokoju." I tak modli się do Boga.
Bok odgadł, posmutniał, ale zrobił się swobodny. Rabin sam wszystko robi, dźwiga, pracuje, nie ma czasu dumać. A Bok wiadomo leniwy nie jest tylko nie wie co robić. Zaprzyjaźnił się z jakimś żebrakiem pomylonym na rozumie i stara się odgadnąć wariackie myśli. Dzieci biegają za oboma, śmieją się i proszą Boka, aby je przerzucał na drugą stronę rzeki. Wariat krzyczy: "Przerzuć, przerzuć!" Bok chętnie ciska dzieciakami. Któryś tam złamał nogę. Chłopi znów źli i pobili Boka. I tak wielkie szczęście, że trafił na w miarę poczciwego wariata. Bo przecież wszystko możliwe mógłby zabijać tysiące.
Ale skargi poszły w świat, aż do guberni. Znowu mówią: "Wszystko przez Żydów". Strach poszedł po ludziach.
Rabin duma, cóż on bidny ma robić. Zabić go nie może, bo to człowiek i mówi mu "ojcze". Woła Boka. Ten jak wierny pies przygalopował ze swobody. Od wariackiej roboty wyrósł, że potrzaskało na nim ubranie i golizna wychodzi. Znów byli razem.
Rabin rozmodlony martwi się Bokiem. Ten odgaduje wzdycha, wpatruje się wciąż w rabina gotów zgadywać myśli, ... a rabin boi się myśleć. Bo Bok to przecież człowiek. Co by jemu szkodziło schwycić rabina za gardło i ...
Tak to się ciągnęło, aż Pan Bóg zlitował się nad umęczonym rabinem i nad Bokiem też. A jak to było? Przypadek, Pan Bóg chowa się za przypadek. Rabin nie tylko pilnował myśli, ale i nie puszczał Boka od siebie na krok. Ale trzeba było zejść na dół do miasta. Rabin zaraz myśli: "Trzeba go przywiązać".
Bok znalazł powróz, sam się przywiązał do rabina. Idą obaj na tym samym postronku, droga się dłuży, a rabin cały czas pilnuje swoich myśli. Aż tu patrzy nad wodą pasie się czarny byk. I rabin z nudów pomyślał: "Ach jaki brzydki byk, gdyby go wyprać". I Bok już myje byka.
Niby głupi przypadek i posłana myśl z nieba: a gdyby dał człowiekowi takie zajęcie, aby się nie oderwał.
Kupił byka, miał z niego jedzenia na długo, a Bokowi kazał prać skórę, aby była biała. Bok prał dzień i noc, prał zawzięcie. Rabin niespokojny wciąż myśli to samo: "Prać skórę, prać skórę!" Kiedy modli się wciąż przerywa: "Prać skórę, prać skórę!" Zasypia: "Prać skórę!" Budzi się: "Prać skórę!"
A im więcej Bok pierze tym skóra czarniejsza, a i Bok czarniejszy i większy. W końcu sczerniał do reszty, wyczerpał się i zginął.
Rabin zapłacił mołoczemu (grabarzowi) w Kutach, aby pochował Boka, bo przecież człowiekiem był. Ale całkiem jest pewne, że nikt za Bokiem nie płakał. Od tamtego czasu Rabi Mojsze stał się sławny i wielki.
P.S. I taką historię włożył Vincenz w usta Duwyda. Ten stary Żyd dodaje: "...Najgorszy cud to swoboda...[...]- swoboda niebezpieczna. Mój tatuńcio mówił takie słowa: Tylko morze jest swobodne bo ma brzegi. [...] Ja nie rabin, po co mi swoboda i kłopoty z cudami? Ja mam przepisy wyraźne, ja słucham."
Ta opowieść jest próbą odpowiedzi na pytanie czy wolność to brak granic, czy może respektowanie i wsłuchanie się w odwieczne, niezmienne boskie prawa?
Moja opowieść, jest skróconą i nieznacznie przerobioną wersją opowieści "Zrobiony cud" z książki "Tematy Żydowskie" Stanisława Vincenza wydanej przez Atext Gdańsk w 1993 roku.
Robiłam wszystko, żeby jak najmniej wpłynąć na genialny oralny vincenzowski styl snucia opowieści i niezmiennie zachęcam do lektury tetralogii "Na wysokiej połoninie". Tam również w tomie "Listy z Nieba" w rozdziale XVII znajdziemy tę opowieść , a po niej dysputa. W rozmowie Tanasij mówi: "Cud najtrudniejszy być człowiekiem. [...] Cud cudenny, swobodnym być, a kochać ludzi. [...]"
I weź tu nie kochaj Vincenza.
1 komentarz:
Historia która świetnie wygląda na tle naszych czasów i potrzeby "swobody". Super!
Prześlij komentarz