Stories of Tita

21 stycznia 2019

Blue Monday i czy smutek jest zły


Sadness, from the  film Inside Out. (Walt Disney Pictures/Pixar)

Istnieją trzy podstawowe kolory: żółty, czerwony i niebieski, z których możemy stworzyć wszystkie barwy tęczy. Podobnie rzecz się ma z emocjami. Najważniejsze są cztery, tak zwane korowe czyli złość, strach, radość i smutek. To one i ich "miksy" nadają życiu blasku i bez nich szara codzienność byłaby nie do wytrzymania.  Ktoś mądry powiedział, że literatura piękna uczy rozpoznawać emocje i radzić sobie z nimi. Już samo nazwanie uczuć po imieniu, zwłaszcza gdy nami targają, to naprawdę duża sztuka. Stąd już tylko mały krok do roztropności, a nie działania bodziec/reakcja.

Weźmy więc pod lupę te podstawowe emocje bez klasyfikowania ich na dobre i złe, choć pozornie tylko radość wydaje się być tą dobrą, przyjemną i pożądaną. Z usług reszty chętnie byśmy zrezygnowali. Tymczasem każda emocja niesie nam niezbędny do życia dar. 
I tak, aby świat szedł do przodu, a robota była zrobiona potrzebna jest nam złość. Trzeba uczciwie przyznać, że czasami musimy się naprawdę wkurzyć, żeby chcieć coś zmienić, naprawić czy polepszyć. To złość sprawia, że walczymy z niesprawiedliwością, lenistwem i innymi "demonami".
Podobnie użyteczny jest strach. Gdybyśmy się nie bali, nie widzielibyśmy zagrażających niebezpieczeństw. Potrzebujemy strachu, by się bronić. Nawet na poziomie fizjologicznym to strach właśnie pobudza nasz organizm do produkcji potrzebnej do walki adrenaliny. Podobno tylko szaleńcy się nie boją.
O potrzebie radości nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Jaką jednak misję ma do wykonania. Ta prawdziwa, płynąca z serca sprawia, że chcemy się nią dzielić. Łatwo to zaobserwować na przykład w sytuacji, gdy usłyszymy dobry dowcip czy niesamowitą opowieść. Pierwsza rzecz jaką chcemy wtedy zrobić to własnie podzielić się tą historią. Ta potrzeba gna nas do ludzi, bez których nasze życie nie miałoby sensu. Wszak istotami społecznymi jesteśmy.
Po co nam jednak smutek. Na wykładzie o tych tzw. core emotions w czasie warsztatów dla nauczycieli w Canterbury usłyszałam zdanie, które znowu lepiej brzmi w języku angielskim: "We need saddness to value life".
Gdy tłumaczę to swoim uczniom, opowiadam taką historyjkę, jak to kiedyś okulałam. Wytworzyła mi się pod kolanem torbiel napierająca na zakończenia nerwowe i odczuwałam ogromny ból, przy najmniejszym poruszeniu nogą. Byłam wtedy matką trojga małych dzieci i łatwo sobie wyobrazić jaki to wprowadziło chaos w nasze rodzinne życie. Wyobraźnia zaczęła tworzyć ponure myśli o uciętej nodze, kulach, długim L4 itd. Było mi wtedy naprawdę bardzo smutno. Gdy po tygodniu leki zaczęły działać i torbiel jak się pojawiła tak i znikła byłam najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. No cóż czasami musimy doświadczyć smutku i straty, żeby docenić wartość jaką ma codzienne życie i zwykłe sprawy.
Mój brat opowiadał mi taką historię. Gdy urodził się jego najmłodszy syn i trzymał go płaczącego, robił wszystko aby utulić maleństwo. Położna zwróciła mu uwagę, żeby tak nie tulił bo dziecko musi się wypłakać. Brat jednak swoje - bujał, śpiewał, przemawiał. Był na tyle skuteczny, że dziecko rzeczywiście przestało płakać. Efektem tulenia były zatkane kanaliki łzowe.
Może więc czasami dobrze przemyć oczy łzami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz