Stories of Tita

2 listopada 2018

Opowieść zaduszna o mojej prababci Aleksandrze 


Mama dużo opowiadała nam o swojej ukochanej babci Oli. Tę fotografię dostałam od niej wraz z niesamowitą historią. Zdjęcie przedstawia pradziadków Zygmunta i Aleksandrę z domu Ustaszewską z ich pierwszą córeczkę Olesią. Zrobione zostało około roku 1915, na prośbę wuja Adama brata Prababci.
Wuj był wówczas w wojsku. Dowiedziawszy się, że wszyscy są bardzo chorzy (najprawdopodobniej na tyfus) wysłał fotografa. Bał się, że może ich już nie zobaczyć, gdyż tyfus był wtedy chorobą praktycznie śmiertelną. Podobno do tego zdjęcia wszyscy ledwo wstali z łóżka i trzeba przyznać, że miny mają nietęgie. Dziecko z fotografii rzeczywiście niebawem zmarło. Potem babcia pochowała jeszcze troje następnych. Najstarszy, ale piąty z kolei mój dziadek Franek został ofiarowany w kościele Kapucynów i całe dzieciństwo nosił franciszkański habit. Po Franku Prababcia miała jeszcze siedmioro dzieci.
Mama wspominała babcię jaką osobę o złotym sercu. Wyszła za mąż bardzo wcześnie, będąc w żałobie po ojcu. Tak należało, bo potrzeba było po śmierci ojca silnego mężczyzny do gospodarstwa. Pradziadek Zygmunt spełniał te warunki, właśnie wrócił z Ameryki i szukał żony. Byli więc sobie nawzajem potrzebni. Tak się wówczas zawierało małżeństwa - miłość przychodziła później. 
Życie nie rozpieszczało w tamtych czasach. W 1943 zmarł jej następny 20- letni wówczas syn Zygmunt. Wrócił chory i wycieńczony z robót u Niemców. Był podobno chłopcem bardzo wrażliwym i religijnym. Wrócił tylko po to by umrzeć w rodzinnym domu. Mówi się, że przewidział dokładną datę swojej śmierci. Wcześniej długo rozmawiał ze znajomym Franciszkaninem, zapewniając się o wzajemnej modlitwie na tym i na tamtym świecie. Gdy zmarł babci "pękło z żalu serce". Teraz nazywa się to depresją. Mama często opowiadała historie jak babcia mimo godziny policyjnej w zimowe mroźne noce biegała ze Starej Łomży na cmentarz by siedzieć na mogile. Wierzyła, że uda się jej tam dotrzeć do synka i zapytać czy już go teraz nic nie boli. Mieszkający na cmentarzu grabarze byli umówieni z pradziadkiem i siłą odwozili do domu. Trwało to do momentu, gdy babci przyśnił się Zygmunt i powiedział, że jest mu bardzo dobrze, czasami tylko ciężko, gdy musi nosić wiadra pełne jej łez. Od tego snu babcia przestała biegać na cmentarz i wróciła do życia.
Mama opowiadała nam mnóstwo wesołych historyjek z jej późniejszego życia i przede wszystkim śpiewała nam babcine piosenki. Jedna z nich jest jednak przerażająco smutna. Musiała być śpiewana rzadko (może tylko na zaduszki 😭) ponieważ odkąd zmarła moja mama mieliśmy spore problemy z przypomnieniem sobie słów. Na szczęście dzięki cioci Bogusi i kuzynowi Sławkowi udało się spisać wszystkie zwrotki.
Brzmią wspaniale w tzw. białym śpiewie i nadają się na dzień taki jak dziś. Roboczo nazywamy tą piosenkę "Szła sierotka koło cmentarza", a oto i ona:

Szła sierotka drobnym kroczkiem
I nie uszła jednym boczkiem
Na swej mamy grób /2x

Przechodziła koło cmentarza 
I pytała się grabarza
Gdzie jej mamy grób /2x

Dolinami i wzgórzami
I różnymi kwiatuszkami
Zdobi mamy grób /2x

Dziecko klęka na mogile
Opowiada swoje winy
Inną mamę mam /2x

Inna mama z ojcem żyje
Mnie sierotę kijem bije
Weź mnie do siebie /2x

Już słoneczko za las zaszło
Dziecko rączki w górę wzniosło
Idzie do domu /2x

Idzie do dom, we drzwi puka
A macocha kija szuka
Gdzieś znajduchu był /2x

Ja chodziłam do swej matki
Zanosiłam swoje skargi
Bom ja sierota /2x

Ojciec słyszy dziecka skargi
Wziął macochę wypchnął za drzwi
Za tą sierotę /2x

Nie przepuszczę, nie przebaczę
Aż na tobie krew zobaczę
Za tą sierotę /2x

Mężu, mężu przebacz winy
Już nie będę tak czyniła
Boć to sierota /2x

P.S. Jak widać piosenka jest pełna emocji: smutku, wzruszenia, żalu, tęsknoty, strachu, nadziei, złości, nienawiści, ufności - prawdziwy dramat psychologiczny z "happy-endem" na szczęście.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz