Szkockie opowieści
Scottish Storytelling Center to moje ulubione miejsce w Edynburgu. Odkryłam je osiem lat temu, gdy po raz pierwszy odwiozłam córkę na studia. Potem co roku przy rodzicielskiej wizytacji wpadałam tam, aby pomyszkować w otwartej dla każdego bibliotece, zakupić jakiś fantastyczny zbiór opowieści, obejrzeć aktualną wystawę i zabrać na pamiątkę ostatni numer The Blether (co w szkockim angielskim oznacza gaduła). Co roku w październiku odbywa się tam International Storytelling Festival i marzyłam, aby kiedyś w nim uczestniczyć.
A, że marzenia się spełnia we właściwym czasie, więc pojechałam i było bajecznie, mądrze, śmiesznie, serdecznie i gościnnie.
Przyznam, że wyruszając samotnie miałam mnóstwo obaw. Osobom, które mnie znają trudno w to uwierzyć, ale z natury jestem osobą nieśmiałą. Tymczasem już pierwszego dnia miałam uczestniczyć w tzw. Ossian Supper czyli wspólnym biesiadowaniu przy tradycyjnej muzyce na żywo, opowieściach, pieśniach i poezji. Duch celtyckiego barda Osjana zrobił swoje i przy naszym sześcioosobowym stole tematy przy szkockich pysznościach się "nie urywały". Zdarzył mi się też mały osobisty cud - aktorka odpowiedzialna za deklamacje wybrała na ten wieczór mojego ulubionego Yeats'a.
Wszystkie festiwalowe wydarzenia, w których uczestniczyłam okazały się być strzałem w dziesiątkę.
A Thousand Doorways - spektakl amerykańskiej storytellerki Diane Edgecomb o jej wyprawie do Kurdystanu w poszukiwaniu ostatnich żyjących opowiadaczy. Jej smutno-śmieszna relacja z podróży w zakazane dla obcokrajowców miejsca przeplatana była opowieściami, które nagrywała, często w dramatycznych okolicznościach, a czasami po prostu w procesie wymiany: one marlboro - one story. Tytułowe tysiąc drzwi do opowieści i ludzkich serc można otworzyć tylko współczuciem i
zrozumieniem
Kurdów, którzy od lat walczą o swoją wolność.
Następnego dnia na warsztatach Telling the Wonder Tales z Michael'em Harvey'em urzekło mnie zdanie: stories are about curiosity in pleasure (opowieści to taka przyjemność z ciekawości). I znów mnóstwo praktycznych rad co robić aby opowiadane historie były ciekawe i słuchało się ich przyjemnie.
Moim absolutnym mistrzem stał się David Campbell - sędziwy już opowiadacz z Isle of Skye. Po ostatnim wieczorze opowieści podeszłam do niego by podziękować za wspaniałe historie. Zapytał się skąd przyjechałam. Gdy usłyszał, że z Polski, ciepło wspomniał swój pobyt we Wrocławiu. Po czym zagadnął o imię. Zakłopotana jego bezpośredniością odpowiedziałam, że Beata. Przemknęło mi po głowie czy nie odpowiedzieć Tita, żeby było prościej. Obcokrajowcy zawsze mają problem z Beatą i wymawiają Bijata albo Biata. On natomiast powtórzył bezbłędnie moje imię tak ciepło i serdecznie i patrząc mi w oczy powiedział: Wiesz Beata najpiękniejsze w życiu są takie chwile, gdy spotyka się dwoje ludzi i opowiada sobie historie.
David Campbel w czasie wieczoru Open Heart
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz