Bałaguły i ich opowieści
Bałaguła- tak nazywano kiedyś żydowską furę do przewozu towarów i osób oraz jej woźnicę. Był to powóz powolny, ale za to tani. Dlatego utarło się nazywać tak nie tylko furmana, ale również guzdrałę. Z czasem mianem bałagułów zaczęto określać również imprezującą szlachecką młodzież, ale to zupełnie inna historia.
W Barwinkowym Wianku Stanisław Vincenz, opisując podróż gości na wesele na dworze w Krzyworówni, poświęca bałagułom cały rozdział VI.
Według Vincenza "powolności pojazdu nikt nie zauważy, tak porywająca jest żywość woźniców i rozmaitość pasażerów, a mistrzowie patrzenia i mistrzowie słuchania nigdy nie powinni inaczej jeździć jak z bałagułami".
Dodatkowo pojemność takiego wozu była nieograniczona - pełny zawsze, nikomu nie odmawiał. Mało tego bałaguła żydowski to uosobienie "kłopotnika czyli człowieka odpowiedzialnego, który nie tylko ma dużo trosk własnych, ale chętnie i gorliwie obarcza się kłopotami sąsiadów, swojej gminy, powiatu, swego narodu - kłopotami świata."
I jak tu nie kochać bałaguły, "który nie tylko poczeka na każdego godzinkę, dwie .... i jeszcze do wieczora. Od każdego przyjmie list, pieniądze, pakunek ciężki lub lekkie zawiniątko do wręczenia po drodze; mało tego do dania Iwanowi, aby zaniósł do Herszka, aby tamten uwiadomił Duwyda, aby sobie kiedyś odebrał. Przyjmie każde zlecenia, choćby przekazanie jednego słowa, pamięta dokładnie, choćby po miesiącach."
No cóż taka była XIX-sto wieczna logistyka. Trzeba było mieć głowę na karku, co by klienci się nie niecierpliwili i byli zadowoleni z nieśpiesznej podróży.
Idealny bałaguła, a takim był opisany przez Vincenza Stary Bjumen, "opanowywał wszelakie temperamenty, rozbrajał grubianów, zakrzykiwał głupich, dodawał otuchy nieśmiałym. W czasie podróży i popasów chętnie opowiadał wspomnienia, historyjki i bajki. Na co dzień używał języka słowiańskiego... . Wiedziano jednak, że co najmniej w pięciu językach swobodnie przechodzi z jednego w drugi: z polskiego na ruski, potem na żydowski, później na niemiecki, i nawet na rumuński. Poza tym, także mówiąc po żydowsku, czerpał akcenty szczerości z ruskiego, uczoności z niemieckiego i elegancji z polskiego, a najwyższą mądrość z hebrajskiego...".
Często między pasażerami i bałagułami dochodziło do dyskusji, nawet tych filozoficznych. Stary Bjumen usłyszawszy na przykład, że ktoś miał, rzekomo, sto procent racji, stanowczo stwierdzał, że coś takiego jak sto procent racji nie istnieje. A już na pewno nie w interesach.
Uważał, że "jeśli dwóch się kłóci, a jeden ma rzetelnych 55% racji, to bardzo dobrze, i nie ma co się szarpać. A kto ma 60% racji? To ślicznie, to wielkie szczęście. A co by powiedzieć o 75% racji? Mądrzy ludzie powiadają, że jest to bardzo podejrzane. No, a co o 100%? Taki co mówi, że ma sto procent racji, to paskudny gwałtownik, straszny rabuś, największy łajdak"(s. 99).
Od bałagułów można się było wiele dowiedzieć: co to ekonomia, jak dochodzi do kryzysów i jakie są zalety z bycia ostatnim.
Bardzo polecam.
P.S. Wszystkie cytaty pochodzą z trzeciej części dzieła życia Stanisława Vincenza "Na wysokiej połoninie" wydanej przez Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1983
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz