Stories of Tita

18 października 2018

"Jak trwoga to do bloga" - idealna lektura co by nie spaździerniczeć



Tegoroczny październik traktuje nas wyjątkowo łaskawie. Wszystkie jednak znaki na ziemi i niebie zwiastują, że zbliża się "pół roku mroku". I nie łudźmy się deszcz, śnieg i ziąb  czekają za progiem. Nie pomoże nawet zmiana czasu i iluzorycznie jaśniejsze poranki skoro i tak sprawdzi się niebawem  powiedzenie: "Noc wygoni, noc przygoni".

No cóż wszystko to się przysłowiowym cieniem kładzie na naszym samopoczuciu. Wśród wielu sposobów na jesienne nostalgie polecam lekturę korespondencji blogowej Magdy Umer i Andrzeja Poniedzielskiego czyli Andryou i Imagine. Po sukcesie ich wspólnego przedstawienia "Chlip-Hop", którego jestem fanką, mamy kontynuację dialogów dwojga pogodnych pesymistów.

Jestem właśnie w trakcie lektury ich październikowych wpisów i ciepłych porad na drugi rodzaj jesieni - tej ponurej listopadowej. Pełno więc wszędzie tzw. wierszy pobieżnie rymowanych typu: Czułem, że mi serce pęknie, gdyż myślałem dziś o pięknie, czy: Odpisz mi. Proszę -bom czekający po bambosze.

Mnie urzekła praktyczna rada co zrobić by się nie dać  zaskoczyć jesiennemu Smutkowi. Andryou przekonuje Imagine, że na tzw. "pochlip jesienny" trzeba się przygotować i czekać na niego świadomie. Pamiętać przy tym należy, że Smutek to Radość inaczej. I tu taki wiersz biały mistrza rymów nienachalnych:

A przy Smutku - ni uciekać, ni walczyć.

Ale starać być tam, w sobie wcześniej niż Smutek. Wtedy my go przyjmujemy. My mówimy z nienaganną, a nawet nieco zimną dykcją- o co chodzi ?.....

On nieśmiało - dzień dobry .....

My - a no dzień dobry, dzień dobry ...

I to jest, jak to się mówi, inna rozmowa.  

Zdarzyć się jednak może, że znowu dajemy się Smutkowi zaskoczyć - i co wtedy? Jako doświadczona bloggerka ;) w pięćdziesiątej jesieni życia mam nieśmiałe prawo do stwierdzenia: "Wiem, to się wypowiem". Otóż mi zawsze w takich momentach włącza się imperatyw - gnaj do ludzi !

Jesień to idealny czas na spotkania, przy kiszeniu kapusty, robieniu pierogów czy chociażby  darciu pierza, jak robiły to nasze mądre prababki. Ręce wtedy zajęte, człowiek skupiony na odmóżdżającym zajęciu nie ma czasu na głębokie melancholijne rozterki. Intelektualnych szczytem pogaduszek są wtedy jakieś śmieszne wspominki.

Właśnie jestem po takim spontanicznym wieczorze przy łuskaniu orzechów i cieście ze śliwkami. Fakt, że gwiazdą wieczoru był mój brat z podróży służbowej i syn z krótką domową wizytą. Brat jest mistrzem w opowiadaniu rodzinnych historyjek, których ja w ogóle nie pamiętam. Opowiedział jedną z tzw. szpitalnych, która zapadła mu w pamięci: Lata osiemdziesiąte - mój ojciec w szpitalu jako pacjent. Kilkuletni wówczas brat,  doświadczył metafizycznej rozmowy ojca ze starszym od niego stryjkiem. Stryjkowie wtedy jeden po drugim wyjeżdżali do Ameryki, a trzeba pamiętać, że jak ktoś wtedy wyjeżdżał to się z wszystkimi żegnał. Stryjek ponoć od razu zastrzelił z progu ojca pytaniem- no jak Marian, widzisz we mnie jakąś zmianę. Ojciec skonsternowany skanuje stryjka i nic nie stwierdza. Ten szczęśliwy, zdejmuję czapkę i z ulgą obwieszcza, że to dobrze bo mu wczoraj żonka w czapkę dolary wszyła i jak widać kamuflaż działa. Stryjek, pewny, że waluta dobrze ukryta, żegna się ze łzami w oczach i wychodzi.       

 Historyjki te z pozoru banalne i o niczym, pozostawiają coś co sprawia że jesienne życie jest znośniejsze. Dla mnie zawsze są zastrzykiem pozytywnej energii.

Ostatnio po Internecie krąży post, mówiący o czymś co kiedyś było oczywistą oczywistością. Jest to odezwa do znajomych i przyjaciół, aby gdy im smutno i źle, pamiętali o naszym otwartym domu i możliwości pobycia razem.  Tęsknię za czasami, gdy nie trzeba było o tym przypominać sobie na Facebooku, a ludzie po prostu spotykali się spontanicznie. 

Więc co by nie spaździerniczeć  odsyłam do fantastycznych dialogów Andryou i Imagine i przede wszystkim do bycia razem - przy sobie. 

2 komentarze:

Henryka Janik pisze...

Pamiętam też te czasy, gdy się po prostu do człowieka wpadało - na herbatę, na pogaduchy, na ocieplenie duszy...

Beata Rubio pisze...

To fakt, gdzieś straciliśmy tą naturalność i spontaniczność. Chronimy prywatność, zamykając się w swoich czterech ścianach i melancholii coraz więcej. Gabinety psychoterapeutów za to oblegane. Świat wariuje trochę ...

Prześlij komentarz