Stories of Tita

23 września 2018

Dlaczego Vincenz ?


Zaproszenie ze Słupskiego Ośrodka Kultury na wystawę autorstwa dr Jana Choroszego 


Pierwszy raz usłyszałam o Stanisławie Vincenzie od mojej córki w 2008 roku. Uczyła się ona wówczas w Liceum Stefana Batorego w Warszawie i jej wspaniała polonistka pani profesor Szafarska wzięła z uczniami na warsztat spisaną przez pisarza bajkę chasydzką "Powrót Samaela". Córka znając moją słabość do opowieści przyniosła mi jej kserówkę. Historia rzecz jasna oczarowała mnie do tego stopnia, że wryła się w moją świadomość i podświadomość. Dobrze znałam jej sens i przewietrzyła w głowie, ale za nic na świecie nie potrafiłam jej opowiedzieć, a kserówka zaginęła. Co i rusz szukałam tej bajki w internecie - na próżno. Aż do tych wakacji, gdy w Tygodniku Powszechnym przeczytałam rozmowę Justyny Dąbrowskiej z polską matematyczką Joanną Gomułką zmuszoną po Marcu 68 do emigracji. Wywiad nosił tytuł "Kędziory Pana Boga", czym nawiązywał do opowieści Vincenza.
Na mądrze stawiane pytania ponad 80-letnia już kobieta podsumowuje swoje pełne zawirowań życie, obciążone żydowskim pochodzeniem i ciepłe uczucia do ojczyzny, które sprawiły, że wróciła. Rozmowa dotyka sensu istnienia zła i tu opowieść "Powrót Samaela" zdaje się wyjaśniać wszystko. 
Cały wywiad do tego stopnia mądry, że na nowo zaczęła się moja vincenzowska obsesja, aby dotrzeć do źródła czyli książek autora.
I znów wakacyjne mozolne poszukiwanie książek w internetowych antykwariatach. Okazuje się, że Vincenz praktycznie nie był wydawany w czasach PRL-u, że już nie wspomnę o milczeniu o pisarzu w podręcznikach szkolnych i uniwersyteckich. Wielu znanych mi humanistów nie wie o jego istnieniu. Wczoraj natomiast rozmawiałam z młodą Ukrainką i ta uczyła się o nim w szkole. Wiedziała, że pisał o Huculszczyźnie.
No właśnie, kim był Stanisław Vincenz. Za portalem Culture.pl był etnografem, ese­istą, badaczem kultury, filozofem, powieściopisarzem, tłumaczem. 
Urodził się w 1888 w Słobodzie Rungurskiej (dziś Ukraina), zmarł 1971 na emigracji w Lozannie, do końca tęskniąc za rodzinnymi stronami.
Nazwisko Vincenz odziedziczył po francuskim pradziadku, który po rewolucji 1789 roku przybył do Wiednia i poślubił tam Polkę. Ojciec Vincenza Feliks był jednym z pionierów przemysłu naftowego w Galicji, a matka pisarza Zofia z domu Przybyłowska pochodziła ze starej szlacheckiej rodziny właścicieli Krzyworówni nad Czeremoszem na Pokuciu. Tam też Stanisław Vincenz spędził większość dzieciństwa. Wychowywała go huculska niania, którą wspominał z czułym szacunkiem. Dzięki niej tak bliskie były mu obyczaje, język i tradycje Hucułów. Życie na pograniczu wielu kultur: wołoskiej, węgierskiej, żydowskiej, cygańskiej, słowackiej, ormiańskiej, ukraińskiej, czeskiej, polskiej i austriackiej w naturalny sposób uczyło go tolerancji i wzajemnego dobrosąsiedzkiego poszanowania.
Studiował początkowo na Uniwersytecie Lwowskim, a następnie w Wiedniu: prawo, biologię, slawistykę (nauczył się pogardzanego w Galicji języka rosyjskiego, żeby móc przekładać Fiodora Dostojewskiego), sanskryt, psychiatrię (uczęszczał na wykłady Sigmunda Freuda) i filozofię. Ukończył Wydział Filozofii Uniwersytetu Wiedeńskiego, uzyskując w 1914 roku stopień doktora.
W czasie I wojny światowej walczył w wojsku austriackim. W 1919 roku zgłosił się ochotniczo do Wojska Polskiego. Był wykładowcą w szkole wojskowej w Modlinie. Brał udział w wyprawie Piłsudskiego na Kijów.
Działalność literacką rozpoczął jako tłumacz Walta Whitmana ("Trzy poematy", 1921). Rok później został redaktorem periodyku "Nowe Czasy". We Lwowie poznał swoją drugą żonę, Irenę Eisenmann, z którą mieli dwoje dzieci: Andrzeja i Barbarę. Przez jakiś czas (1923- 1926) rodzina mieszkała nawet Milanówku, skąd przeniosła się do Warszawy. W tym czasie współpracował ze związanym z piłsudczykami miesięcznikiem "Droga", a w latach 1927–1928 był redaktorem naczelnym pisma.
Po przewrocie majowym w 1930 roku, srodze rozczarowany polityką sanacyjną, wrócił wraz z rodziną w swoje strony. Włączył się w prace Koła Naukowego Towarzystwa Przyjaciół Huculszczyzny w Kołomyi. Prowadził w regionie badania etnograficzne, muzykologiczne i archeologiczne i przystąpił do pisania dzieła swojego życia, eposu powieściowego"Na wysokiej połoninie".
We wrześniu 1939 roku przedostał się na Węgry i gdy wrócił po resztę rodziny został aresztowany przez NKWD za nielegalne przekroczenie granicy i osadzony w sowieckim więzieniu w Stanisławowie. Zwolniono go po interwencji zmobilizowanych przez pierwszą żonę przedstawicieli środowisk ukraińskich i żydowskich. W maju 1940 roku udało mu się wraz z całą rodziną zbiec na Węgry. Włączył się tam w życie kulturalne polskich uchodźców. Pisał obszerne eseje, łączące tradycję staroszlacheckiej gawędy z humanistyczną erudycją. Nawiązał kontakty z pisarzami węgierskimi, przekładał ich poezje. Tam też pomagał ukrywającym się Żydom, za co Instytut Yad Vashem przyznał mu (pośmiertnie) medal "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata". 
Po wojnie w 1947 roku Vincenzowie zamieszkali początkowo we Francji, gdzie pisarz nawiązał współpracę z paryską "Kulturą", a potem Szwajcarii.
Ważnym miejscem dla Vincenza stał się letni dom w małej miejscowości alpejskiej La Combe. W lecie 1951 roku odwiedził go tam Czesław Miłosz. Rozmowom emigrantów, próbujących przywrócić sens słowu "ojczyzna", poświęcił Miłosz szkic "La Combe". Poeta uważał prozaika za swojego duchowego mistrza i pisał oczarowany jego gościnnością i otwartością:
"Kto raz praktykował dobre sąsiedztwo, umie wniknąć w każdych sąsiadów. Vincenz z eks-wiedeńczykami porozumiewa się szyfrem zagadkowym dla niewtajemniczonych; syn rabina z Żabiego, któremu sądzone było zostać profesorem materializmu dialektycznego na uniwersytecie berlińskim za Republiki Weimarskiej, znajduje w nim swego ziomka; Sakson z Siedmiogrodu spostrzega, że tu rozumie się naprawdę tamtejsze narodowościowe powikłania; szwajcarska filozofka, której rodzice przywędrowali z Wilna, jest znów u swoich; u swoich jest też rumuński góral, bo Karpaty; Ukrainiec może do woli spierać się o odcienie ukraińskich dialektów: a Węgrom Vincenz recytuje ich poetów po węgiersku. Ale powoli koło przyjaciół zaczęło się rozszerzać. Vincenz wie, że ludzie tęsknią dzisiaj do ojczyzny, a zamiast niej przyznaje się im tylko państwa. Ojczyzna jest organiczna, wrośnięta w przeszłość, zawsze nieduża, grzejąca serce, bliska jak własne ciało."
Bardzo podoba mi się co napisała o Vincenzie Jeanne Hersch, we wstępie do londyńskiego pośmiertnego wydanie "Tematów żydowskich":
"Tak wielki był w nim głód dotarcia do każdego z najróżnorodniejszych głosów człowieka w całej ich dosłowności i swoistości, że osiągnął zdolność czytania w oryginale w czternastu rozmaitych językach. Ale przywiązywał się tylko do arcydzieł. Nie wydaje mi się, aby mógł choć jeden dzień spędzić bez Homera czy Dantego i Szekspira. [...] 
Jedyną rzeczą, której nienawidził, którą gardził, była tandeta we wszystkich dziedzinach:[...] obietnic bez pokrycia, pozornych racji; wiedzy pretendującej do wyczerpania całej prawdy, mody pod wszelkimi postaciami i na wszystkich szczeblach; strategii uczuciowych czy politycznych; pogoni za karierą. [...] Był nauczycielem, który potrafił pojąć i przyjąć melancholię nieobecności i śmierci. Był wierzącym katolikiem i niepoprawnym heretykiem. Nie wydaje mi się, by ktokolwiek bardziej niewzruszenie wierzył w Boga, bardziej cierpiał od zła, usilniej się buntował. Był niepocieszony z powodu zagłady Żydów. Nie widziałam nigdy, by mówił o Żydach inaczej niż ze łzami w oczach. [...] Był pisarzem. W jego ojczystych Karpatach, w kraju Hucułów, Polacy, Rumuni, Ukraińcy i Żydzi chasydzi przekazywali ustnie skarby swej tradycji. Zebrał je wszystkie w sobie, a potem rozsnuł na papierze. [...] Nie jest to ani dzieło naukowe, ani folklor. Opowiadacz – niespieszny jak Homer – przywraca do życia dusze i mądrość wielu zaginionych światów."
No cóż, mam nadzieję, że moje wakacyjna pogoń za Vincenzem i internetowe tropienie jego ciężkich do zdobycia książek jest taką małą iskierką, która wpłynie na algorytmy internetowych wyszukiwań. Wpiszemy: tolerancja/ braterstwo/ wolność/ wielokulturowość, a wyskoczy Vincenz.
Lektura książek Vincenza działa na mnie jak balsam. Mam nadzieję, że tym przydługim wpisem nie zniechęcam do autora. 
Chcę tylko pokazać dlaczego dziś, gdy znów szerzą się nacjonalizmy, warto wrócić do świata jaki opisuje - gdzie człowiek człowiekowi bratem. Dlatego właśnie ta specjalna blogowa zakładka, gdzie będę publikować opowieści Vincenza, a pierwszą będzie "Powrót Samaela", od której zaczęła się moja przygoda z pisarzem.

1 komentarz:

marzanka pisze...

Piękna opowieść o pięknym człowieku

Prześlij komentarz