Stories of Tita

30 września 2018

Powrót Samaela - stara  bajka chasydzka


źródło: https://www.tate.org.uk/art/artworks/frampton-nude-with-flying-swans


Pewnej nocy Samael czyli szatan cichutko oddalił się od świata ludzi. Sny ludzkie od razu stały się spokojne, sumienie nie buszowało. Ludzie wyspali się nareszcie i zaczęli żyć po bożemu - bez zbędnych namiętności, nienawiści, rozczarowań, nadziei i lęku. Aniołowie poczuli, że ich promienie przechodzą gładko przez świat. Zaniepokojony Gabriel zjawił się przed Panem: "Ojcze, nie zauważamy nigdzie Samaela"

Pan odwrócił wzrok ku ziemi. Ziemia zadrżała, a jeden jedyny żyjący cadyk westchnął z ulgą: "Nareszcie koniec świata". Jednak Gabriel i aniołowie zauważyli coś straszliwego. Kędziory światła na głowie Przedwiecznego zwichrzyły się, skręcały się w kłębowiska syczących żmij, jakby sto Samaelów - gadów wyrywało się ku ziemi. 
Aniołowie nie przerazili się wcale, ufając i podziwiając Pana. Gabriel wyszeptał jedynie: "Czemu Ojcze, światło Twe przeciw plemieniu ludzkiemu ?"
A Pan odpowiedział: "Skoro tylko Samael oddalił się, nie widzę żadnego zmagania czy porywu do cnoty. Grzechy zatonęły w sosie miernoty. Nawet dzieci nie są dziecinne. Wypalmy."
"Ale grzechów mniej" - tłumaczył Gabriel.
"Grzechy mniejsze, ale czuję zapach bezpłodności. Wypalmy" - nalegał Pan.
Gabriel prosił jednak: "Odłóż próbę ognia, ześlij na ziemię świętych cadyków, a oczy Twe radować się będą."
Pan przemówił: "Robić takie sztuczki to były właśnie pomysły Samaela, ale dobrze. Przedłużam byt ziemi na czterdzieści lat i posyłam na świat czterdziestu cadyków, ale to niebezpieczna dawka".
I w tym momencie zapłonęło na świecie czterdzieści płomyków. Oślepieni światłem ludzie pilnowali jeden drugiego, a życie ich było cnotliwe.Wszyscy mieli taki zapał do świętości, że mężowie porzucali żony, żony mężów. Mało tego nikt nie szukał narzeczeństwa, a ludzi zaczęło ubywać gwałtownie. 
Jednym słowem cadykowie kosili grzechy tak, że nic kolczastego nie odrastało.
Minęło tak lat trzydzieści dziewięć. Sam Gabriel zaniepokoił się. Kobiety nie dbają o stroje, muzykanci porzucają muzykę, ludzie tylko poszczą i umierają z zapałem. Natłok do nieba niebywały.
Smutek jakiś przewiał przez dusze aniołów i żal za pewnym Kimś. I wówczas Samael porzucił swą samotnię, czując ich tęskne westchnienia.
Gabriel wskazał mu ziemię: "Spójrz ogrody Pana wyczerpują się, bez radości dla Przedwiecznego. Zaradź."
I tak Samael znowu zstąpił z przestworzy na ziemię. Zaczął przechadzać się nad rzeką Dniepr. I choć już dawno nie było złodziei, ani rzezimieszków to ciągle nad graniczną rzeką czuwały straże (wyłącznie z obowiązku). I tak pewien strażnik patrolował bez potrzeby aż do rana, gdy nagle z wiru na Dnieprze wyszła dziewuszka młodziutka i śliczna. Strażnik jak zaczarowany obserwował jej pełne słodyczy nagie ciało, osłonięte jedynie płaszczem złotych włosów.
Strażnik choć śpiący, rozruszał się nagle, jakby łyknął sobie dawno zakazanej szabasówki. Opanował się jednak i wygłosił:
"Witaj aniele, czy przyszedłeś tu aby umocnić mnie w zasadach wiary, czy od razu chcesz mnie zaprowadzić do raju na gody?"
"Nie jestem aniołem"- odpowiedziała dziewuszka- "jestem pianą i igraszką żywiołów. O żadnych zasadach wiary nic nie wiem i nie słyszałam."
Po raz pierwszy skromny strażnik, który dotąd uczył się tylko, poczuł się powołany do nauczania. Ujął dziewczę za rękę.
Tymczasem kapitan straży przechadzał się dla kontroli (też wyłącznie z obowiązku). I tu nagle widzi takie cudo.
Olśniony pyta dziewczynę:
"Kim jesteś aniele, czy przyszedłeś tu aby umocnić nas w zasadach wiary ?" 
"Nie jestem aniołem"- znów odpowiedziała dziewuszka- "jestem pianą i igraszką żywiołów. O żadnych zasadach wiary nic nie wiem i nie słyszałam." 
"Pójdź przecudna" - rzekł kapitan - "wypada abym ja cię o nich pouczył" 
Gdy słońce wytoczyło się od wschodu wojewoda po porannych modlitwach konno zwiedzał pas graniczny (oczywiście wyłącznie z obowiązku i bez pensji). Gdy zobaczył dziewicę, zrozumiał, że to posłaniec z nieba i misja dla wojewody.
"Przecudowna" - zawołał -"jakie posłanie niesiesz z niebios na moje ręce dla naszego państwa?"
"Panie" - przerwała - "jestem pianą i igraszką żywiołów. O żadnych posłaniach wiary nic nie wiem."
"Jak widzę jestem powołany, by cię o nich pouczyć"
Wojewoda zszedł z konia, ujął za rękę cudowne zjawisko, a tamci dreptali za nim z wywalonymi językami, wciąż żywiąc nadzieję na możliwość nauczania.
W stolicy napotkali przejeżdżającego karetą kanclerza. Ten zawezwał wojewodę i wtedy dojrzał dziewuszkę.
"Cóż to za postać niebiańska! Powiedz złocistowłosa, czyś wysłana na umocnienie nas na drodze wiary?" 
"Jestem pianą i igraszką żywiołów. O żadnej cnocie i umocnieniu nic mi nie wiadomo." 
Stary kanclerz zadumał się i wreszcie rzekł: "Z obowiązku i urzędu wypada, bym to ja, a nie kto inny pouczył cię o cnocie i wierze" - i kanclerz zabrał dziewczynę do karecy.
Tymczasem po całej okolicy rozeszły się wieści, że niebo zaszczyciło kraj aniołem lub igraszką żywiołów. Dowiedział się o tym młody król i wyjechał z orszakiem na spotkanie.
Gdy tylko dostrzegł dziewczynę, stwierdził, że jako król dla dobra wszystkich powinien umocnić dziewczynę w wierze. Po czym poczet królewski uprowadził ją w towarzystwie króla.
Dotychczasowi niefortunni nauczyciele nie mieli wcale ochoty zrzec się nauczania i biegli za orszakiem aż pod zamek królewski.
Gdy król celem nauczania został się sam na sam z dziewuszką, rzekł: "Zostaniesz moją żoną"
"Nie" - po raz pierwszy sprzeciwiła się dziewuszka - "dlaczego nie miałabym zostać strażnikową, kapitanową, wojewodziną czy kanclerzową. Stańcie wszyscy, którzy macie mnie pouczyć o zasadach wiary w odległości stu kroków i gońcie mnie. Kto mnie dogoni ... ."
Nikt nie dosłuchał dziewuszki, tylko wszyscy pogonili za nią z miejsca. Dziewczyna zmykała jak sarna, jak jaskółka. A za nią w pędzie król, kanclerz, wojewoda, kapitan, strażnik i inni mężczyźni, co właśnie rozmodleni wysypali się z synagogi. Dowiedział się o tym i cadyk. Pośpiesznie zwołał innych cadyków. Ale i oni celem opamiętania, lecieli za resztą w samym ogonie pościgu.
A Samael zjawił się na posiedzeniu anielskim. Nieoczekiwany zbieg wydarzeń oszołomił zebranych. Gabriel sam nie wiedząc czy ma być spokojny wszedł do samotności Pana.
"Ojcze, spojrzyj co dzieje się na ziemi." 
I Pan spojrzał łaskawie. Zobaczył jak za jedną gołą dziewuszką gonią wszyscy przez lasy i pola.
Światło tryskało z oczu i kędziorów Pana, a On sam śmiał się i śmiał. Po czym orzekł: "Nie ma już mowy aby ich wypalić. Niechaj nas dalej radują, tak czy inaczej".
"Ojcze - dodał Gabriel - "muszę przyznać, że to zasługa najstarszego z nas Samaela, który wrócił z poszukiwań samotności."
"W nim najwięcej tego, co nieoczekiwane, ach" - westchnął Pan.

P.S. Ta moja nieco skrócona wersja bajki, która pochodzi z książki Stanisława Vincenza "Tematy Żydowskie" wydanej przez Atext Gdańsk w 1993 roku. Pełną jej wersję znajdziecie na stronach 232-242 tamże. 
Poszukiwanie tej historii zajęło mi pół lata, ale nareszcie opowieść ta będzie błąkać się gdzieś w przestworzach Internetu ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz