Czemu Opowieści
Zdjęcie zrobione podczas imprezy Storytelling Night w mojej szkole w styczniu 2018
Okazuje się, że ta pierwsza historia o parowaniu skarpet jest jedną z najczęściej czytanych. Zdarza mi się, że gdy kogoś spotykam słyszę np: Beata, wiesz po przeczytaniu o tych skarpetach kupuję już teraz tylko takie same. W takich sytuacjach jest mi bardzo miło, że miałam wpływ na czyjąś logistykę skarpetową i czują się wręcz onieśmielona faktem, że ktoś mnie czyta.
Jest mi też bardzo miło, że historie czytane są gdzieś daleko. Przez ten rok weszło na bloga prawie cztery tysiące osób, spoza Polski. Najwięcej czytelników jest w Stanach Zjednoczonych, Niemczech i Ukrainie, ale wiem też, że musi mnie czytać regularnie również ciocia Ania (bo któż by inny w Belgii ?). Jest też uczeń, który wyłapuje wszystkie moje literówki, czasem bardzo zabawne. I tu taka historia. Tłumacząc na język angielski historię o dziewczynce z parasolem napisałam, że modły odbywały się nocą przy pełni księżyca "with fool moon". No cóż, wstyd - nauczycielka angielskiego! Oczywiście od razu dostaję "screen'a" z podkreśleniem i pytaniem, czy to rzeczywiście głupi księżyc był. Rzec jasna poprawiłam. Na swoje usprawiedliwienie oświadczam, że niefortunne przejęzyczenia to moja specjalność. Będąc swego czasu na mszy hiszpańskiej postanowiłam, że wsłucham się w homilię. Wsłuchałam się i wyszłam zachwycona. Na świeżo po mszy mówię do męża: Ale piękne kazanie- Todos somos pescadores (wszyscy jesteśmy rybakami). Na co mój małżonek: Todos somos pecadores (wszyscy jesteśmy grzesznikami). Okazało się, że przesłanie do którego się tak w duszy uśmiechałam było zgoła inne. Moim zdaniem moje o niebo lepsze.
Tak, czy siak, wszystkim bardzoooooo dziękuję i z dołu i z góry przepraszam za wszystkie niedociągnięcia blogowe.
Jakby ktoś jednak zapytał mnie dlaczego piszę te historie to oczywiście odpowiem opowieścią i to chasydzką:
"Kiedy Baal Szem musiał rozwiązać jakieś trudne zadanie, coś sekretnego dla dobra ludzi, udawał się (…) do lasu, w pewne znane miejsce, zapalał ogień, odmawiał modlitwy, pogrążał się w medytacji i wszystko spełniało się według jego postanowienia. Kiedy w następnym pokoleniu Magid z Międzyrzeca stawał przed identycznym zadaniem, szedł w to samo miejsce do lasu i mówił: „Nie możemy już rozpalać ognia, ale możemy odmawiać modlitwy” i wszystko spełniało się według jego pragnienia. I znowu w następnym pokoleniu rabbi Mosze Lejb z Sasowa musiał rozwiązać to samo zadanie. On też szedł do lasu i mówił: „Nie możemy zapalać ognia i nie znamy już sekretnych medytacji, które ożywiają modlitwę, ale znamy to miejsce w lesie, gdzie się to wszystko odbywało i to musi wystarczyć”.
Jest mi też bardzo miło, że historie czytane są gdzieś daleko. Przez ten rok weszło na bloga prawie cztery tysiące osób, spoza Polski. Najwięcej czytelników jest w Stanach Zjednoczonych, Niemczech i Ukrainie, ale wiem też, że musi mnie czytać regularnie również ciocia Ania (bo któż by inny w Belgii ?). Jest też uczeń, który wyłapuje wszystkie moje literówki, czasem bardzo zabawne. I tu taka historia. Tłumacząc na język angielski historię o dziewczynce z parasolem napisałam, że modły odbywały się nocą przy pełni księżyca "with fool moon". No cóż, wstyd - nauczycielka angielskiego! Oczywiście od razu dostaję "screen'a" z podkreśleniem i pytaniem, czy to rzeczywiście głupi księżyc był. Rzec jasna poprawiłam. Na swoje usprawiedliwienie oświadczam, że niefortunne przejęzyczenia to moja specjalność. Będąc swego czasu na mszy hiszpańskiej postanowiłam, że wsłucham się w homilię. Wsłuchałam się i wyszłam zachwycona. Na świeżo po mszy mówię do męża: Ale piękne kazanie- Todos somos pescadores (wszyscy jesteśmy rybakami). Na co mój małżonek: Todos somos pecadores (wszyscy jesteśmy grzesznikami). Okazało się, że przesłanie do którego się tak w duszy uśmiechałam było zgoła inne. Moim zdaniem moje o niebo lepsze.
Tak, czy siak, wszystkim bardzoooooo dziękuję i z dołu i z góry przepraszam za wszystkie niedociągnięcia blogowe.
Jakby ktoś jednak zapytał mnie dlaczego piszę te historie to oczywiście odpowiem opowieścią i to chasydzką:
"Kiedy Baal Szem musiał rozwiązać jakieś trudne zadanie, coś sekretnego dla dobra ludzi, udawał się (…) do lasu, w pewne znane miejsce, zapalał ogień, odmawiał modlitwy, pogrążał się w medytacji i wszystko spełniało się według jego postanowienia. Kiedy w następnym pokoleniu Magid z Międzyrzeca stawał przed identycznym zadaniem, szedł w to samo miejsce do lasu i mówił: „Nie możemy już rozpalać ognia, ale możemy odmawiać modlitwy” i wszystko spełniało się według jego pragnienia. I znowu w następnym pokoleniu rabbi Mosze Lejb z Sasowa musiał rozwiązać to samo zadanie. On też szedł do lasu i mówił: „Nie możemy zapalać ognia i nie znamy już sekretnych medytacji, które ożywiają modlitwę, ale znamy to miejsce w lesie, gdzie się to wszystko odbywało i to musi wystarczyć”.
I rzeczywiście wystarczało. Ale kiedy znów w kolejnym pokoleniu rabbi Izrael z Rużyna musiał rozwiązać ten sam problem, siadał na złotym tronie w swojej siedzibie i mówił: „Nie możemy rozpalać ognia, nie możemy odmawiać modlitwy i nie znamy już tego miejsca w lesie, ale możemy o tym wszystkim opowiadać”. I (…) już samo opowiadanie okazywało się podobnie skuteczne, jak działania jego trzech poprzedników”.
Lifschitz D., Z mądrości chasydów. Ponad 600 nie publikowanych wcześniej opowieści o radości, nadziei, humorze z dawnych historii Izraela, aby odnaleźć Boga i siebie samego, Kielce 1998
1 komentarz:
Relacja z imprezy Storytelling Night tutaj: http://szkola.zs2brwin.webd.pl/?p=15703
Prześlij komentarz