Stories of Tita

15 października 2024

 Historie  z Alberobello opowieści prawie jak z bajki




 Wybierając się do pięty włoskiego buta czyli Bari wiedziałam, że na naszej trasie nie może zabraknąć maleńkiej wioski Alberobello znanej z typowych domków, które przypominają domki dla trolli i podobnie się nazywają: trulle. Polecam serdecznie to miejsce bo dotarcie tam z Bari nie jest skomplikowane nawet bez samochodu. My tym razem też postanowiliśmy postawić na transport publiczny i wybraliśmy się autobusem. Bilety w obie strony kosztują 10 euro. Autobusy spod Dworca Głównego jeżdżą punktualnie co godzina, a ciekawa trasa zajmuje około godziny. Po drodze można z okna klimatyzowanego autokaru zobaczyć też trochę inne oblicze Bari i poczuć klimat miasta. Ja zwykle wyczulona jestem na murale i napisy. Tu taki, który dobrze wróżył naszej wyprawie:



Przypominający, że piękno jest wszędzie i to w najmniejszych rzeczach. Wystarczy tylko być czujnym i bacznie obserwować. Nie zabrakło też napisów nawiązujących do obecnych wydarzeń. 



Po drodze, tuż za miastem wśród winnic zauważyliśmy pod miejscowością Casamassima Polski Cmentarz Wojenny.



Tym razem żałowaliśmy, że nie jesteśmy samochodem, ale doczytaliśmy, że spoczywa tam 431 żołnierzy II Korpusu Polskiego - uczestników walk na tzw. Linii Gustawa. Z daleka dostrzegliśmy polskie orły strzegące wejścia na nekropolię i fragment ołtarza polowego. Ołtarz zdobi wizerunek Matki Bożej Miłosierdzia z Ostrej Bramy, pod którym widnieje napis: Nie siłą prawa złamani - mężnie i szlachetnie zginęli. To oczywiście wyczytaliśmy na stronie IPN-u, ale z drogi widoczne są na bramie inne słowa: BONUM CERTAMEN CERTAVI FIDEM CONSERVAVI – IDEO REPOSITA EST MIHI CORONA IUSTITIAE (Dobry bój stoczyłem, wiarę zachowałem, a teraz oczekuje mnie wieniec sprawiedliwości).
Na stronie zaś doczytaliśmy, że wśród dominujących grobów katolików znajdują się tam również pochówki żołnierzy prawosławnych, wyznania mojżeszowego oraz muzułmanów.
To tak gwoli sprawiedliwości w nawiązaniu do licznych masakr, których jesteśmy świadkami, a które niestety często inicjowane są przez ortodoksów religijnych i podsycane propagandą i mową nienawiści.
No dobrze, ale celem naszej wyprawy było prawie bajkowe Alberobello. Dodałam prawie bo te urocze kamienne domki to też przykład wyzysku biednych, ale sprytnych chłopów. Zaczęły powstawać już w XIV wieku, kiedy to tamtejsze ziemie zostały przypisane pierwszemu hrabiemu Conversano w nagrodę za udział w wyprawach krzyżowych. A że jak wszędzie tak i w Apulii byli dobrzy i źli hrabiowie to okazało się, że ci z Królestwa Neapolu byli wyjątkowo chciwi i nakładali na swoich poddanych olbrzymie podatki. I tak to powstawały trulle, które do dziś są symbolem nielegalnego budownictwa i dowodem, że prowizorki mogą być trwałe. Konstruowane były one na sucho, bez zaprawy, aby ułatwić ich demontaż w przypadku kontroli ze strony hrabiowskich poborców podatkowych. Tu zdjęcie poglądowe z bliska, na wypadek, gdyby trzeba było coś szybko postawić.
 

Dziś trulle wyglądają chyba jeszcze bardziej uroczo niż za nowości. Dość, że wpisano je na listę zabytków UNESCO i przyjeżdżają tu tłumy by zrobić sobie bajkowe zdjęcia.



 Bardzo intrygujące są symbole na dachach domków. Zadaniem ich jest podobno chronić domostwo, ale chyba też po prostu intrygować i przykuć wzrok turystów. Tu dowód, że trulle są naprawdę stare.



Ten pochodzi z 1400 roku i wierzcie lub nie, ale związana jest z nim pewna legenda. Otóż jest on połączony z innym trullem niczym bliźnięta syjamskie. Ma to związek z pewną historią o nieszczęśliwej miłości i nienawiści. Dom należał ponoć do dwóch braci, którzy zakochali się w tej samej kobiecie. Obiecano ją starszemu, lecz ona zakochała się i wyszła za młodszego. Możemy sobie tylko wyobrazić co działo się pod tamtym dachem. Obaj  bracia nadal przecież mieszkali po sąsiedzku. Postanowili więc lilipuci domek tak podzielić, aby miał oddzielne wejścia i okienka wychodzące na przeciwne strony i różne uliczki. Do dziś ten trull jest symbolem jak to miłość może dzielić, pomimo fizycznej bliskości i więzów krwi.
Taka historia, a wracając do Alberobello to jak wszędzie warto zboczyć z utartych turystycznych szlaków. Tak też zrobiliśmy i tuż za zamkniętym kościołem (była święta pora włoskiej sjesty: 14.30-17.00)


skręciliśmy w lewo i tam o dziwo była czynna kawiarnia pod wiele obiecującą nazwą "Coffee and more". Tym "more" według nas była niesamowita toaleta z umywalką w kształcie filiżanki, ale trzeba przyznać, że kawka była też pyszna. Ale, ale - najlepszy był i tak młody właściciel, który widać było, że w to miejsce włożył całe swoje serce i kreatywność.


 A jak się szybko domyśliłam logo na filiżance, to była jego wierna podobizna. Tak, że jak traficie do 
Alberobello to warto tam  skoczyć na kawkę, zwłaszcza, że ceny też bardzo przyjazne


To tak w ramach lokowania produktów ;)
Idąc tym tropem dodam, że sklepiki z pamiątkami są też kuszące. Zresztą popatrzcie sami



Bardzo żałowałam, że w ramach tanich lotów przylecieliśmy tylko z bagażem podręcznym. Upolowałabym jakąś donicę. Próżność zakupową w takich przypadkach można zaspokoić podobizną garbatego Giuseppe z nóżkami z czerwonej papryczki. Podobno przynosi szczęście :)


A wokół drzewka z brzoskwiniami gigantami.


Jednym słowem 
Alberobello skradło moje serce.  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz