Stories of Tita

29 września 2024

O człowieku, co się zwał Nic - cygańska baśń Jerzego Ficowskiego ze zbioru "Gałązka z Drzewa Słońca"


źródło: https://www.lowy1907.com/ Norman Rockwell - "Lazy Boy"

W tym roku mija setna rocznica urodzin Jerzego Ficowskiego - pisarza, żołnierza AK, znawcy kultury cygańskiej i żydowskiej. Mało kto wie, że Jerzy Ficowski zebrał i spisał pięknym literackim językiem baśnie cygańskie. Ostatnio wydała je Fundacja Pogranicze i dzięki tej publikacji poznałam Jerzego Ficowskiego jako baśniopisarza właśnie. Baśnie są naprawdę mądre i z gatunku tych, które trafiają do młodszych i trochę starszych. Jednym słowem dają do myślenia. Zresztą posłuchajcie jednej z nich... 
W pewnej wsi mieszkał człowiek bardzo biedny. Ludzie nazywali go Majstrem-Klepką, bo wszystko potrafił zrobić, naprawić, a każdą starą rzecz – odnowić. Roboty nie brakowało rozmaitej, ale Majster-Klepka pracował niewiele – ot, tyle tylko, aby nie umrzeć z głodu. Kiedy zjadł już ostatni kawałek chleba, uskwarzył resztkę słoniny – brał się do roboty. Dostawał pieniądze, kupował za nie coś do jedzenia i znowu próżnował aż do chwili, gdy mu głód zajrzał w oczy. Powiadali mu sąsiedzi: – Masz złote ręce! Mógłbyś dobrze zarobić i żyć w dostatku, gdyby ci się tylko chciało uczciwie pracować. 
– Na co? Po co? – odpowiadał sąsiadom. – Nic mi więcej nie potrzeba, bylebym nie umarł z głodu. Niewiele jadam, to i pracować mogę też niewiele, od czasu do czasu, aby-aby. 
Jak mówił, tak też i robił. Zarobił, wracał do domu i wylegiwał się tak długo, aż poczuł głód. Wtedy wychodził do pracy, naprawił, zmajstrował to i owo – i znów wracał do domu. Dom jego był spory i ładny, ale zupełnie pusty bo Majster-Klepka nie kupował żadnych sprzętów i żył tylko z dnia na dzień. Pewnego dnia leżał jak zwykle i drzemał sobie w łóżku. 
Wtem otworzyły się drzwi i do izby wszedł jakiś tłuścioch całkiem goły, przepasany tylko brudną szmatą. 
– Jesteś moim najlepszym przyjacielem! – zawołał. – Ty nic nie potrzebujesz i mnie nic nie trzeba, a do tego jeszcze nazywam się właśnie: Nic! Podoba mi się tu, będę więc mieszkał razem z tobą.
Majster-Klepka, dopiero co obudzony z drzemki, przysłuchiwał się słowom tłuściocha. Przyjrzawszy mu się, zauważył, że jest on całkiem przeźroczysty, jak szyba w oknie. 
– Dobrze – powiedział Majster-Klepka – możesz zostać nawet na całe życie, ale pod warunkiem, że nie będziesz ode mnie żądał jedzenia ani picia. 
Tłuścioch odrzekł: – Już ci przecież mówiłem, że nic nie mam, nic nie potrzebuję i, jak widzę, nawet gdybym chciał czegoś, to i tak u ciebie nie znajdę. To mi się właśnie podoba, to mi dogadza i dlatego właśnie przyszedłem do ciebie. Bo trzeba ci wiedzieć, że dzielę dach nad głową tylko z takimi ludźmi, którzy nic nie mają i nie chcą mieć. Nie zapomnij, że moje imię jest – Nic. 
I jegomość Nic ułożył się w kącie pokoju, bo też lubił się wylegiwać. Właśnie nadszedł taki czas, że zabrakło chleba. Dźwignął się więc Majster-Klepka z legowiska i poszedł popracować troszkę. Gdy tylko zarobił nieco grosiwa, kupił chleba i słoniny, zjadł wszystko i znów położył się w swojej izbie. Tak mijał dzień za dniem, tydzień za tygodniem, aż wreszcie Majster-Klepka zauważył, że jegomość Nic staje się z każdym dniem grubszy i że już jego potężne cielsko ledwo się mieści w izbie. Pozostał jeszcze tylko jeden ciasny kącik dla MajstraKlepki. Rozgniewał się więc i zawołał: 
– Ej, ty, słuchaj no! Tyjesz bez przerwy, z każdą chwilą jesteś grubszy! Jeszcze trochę, a zabraknie dla mnie miejsca w moim własnym mieszkaniu! Jegomość Nic ziewnął głośno, wzruszył ramionami i powiedział: 
– Nic mnie to nie obchodzi. Nic ci nie poradzę na to!
Wkrótce jegomość Nic tak się rozrósł, utył i spęczniał, że Majster-Klepka ledwo stać lub przykucnąć mógł w swojej izbie, mowy nie było, żeby się położył. Nie mógł już więc przesiadywać czy wylegiwać się w domu i coraz częściej musiał wędrować po wsi. Raz, gdy tak szedł sobie, spotkał piękną dziewczynę i zakochał się w niej od pierwszej chwili. Ale kiedy poszedł do jej rodziców i poprosił o rękę pięknej dziewczyny, odpowiedzieli mu: 
– Oddalibyśmy ci córkę naszą z ochotą, bo jesteś zdolny i zmyślny majster-klepka. Ale co z tego? Nie masz nic i – co gorsze – nic nie chcesz mieć. Twój dom jest pusty, twoja stajnia jest pusta, twoja piwnica jest pusta i twój strych jest puściuteńki. Najpierw spraw sobie wszystko, co trzeba, a potem porozmawiamy. 
Cóż miał robić ospały Majster-Klepka? Musiał porzucić gnuśność i zabrać się do pracy. Pracował za trzech całymi dniami, a nieraz i nocą, i ani się obejrzał, kiedy uzbierało mu się sporo pieniędzy. Kupował więc wszystkie sprzęty domowe, jedne po drugich, ubranie jedno po drugim, jedną i drugą krowę, jednego i drugiego konia. Im więcej pracował i kupował Majster-Klepka, im dostatniejsze było jego gospodarstwo, tym mniejszy i chudszy stawał się jegomość Nic. Tak w krótkim czasie zmalał, że sypiał już w kątku za piecem. Kiedy Majster-Klepka nakupił tyle sprzętu i dobytku, że i dom, i piwnica, i strych, i stajnia, i obory były już pełne i zagospodarowane, poszedł do rodziców pięknej dziewczyny i jeszcze raz poprosił o jej rękę. Tym razem z radością zgodzili się na to, aby został mężem ich córki. Urządzono huczne wesele. A kiedy Majster-Klepka wszedł ze swoją młodą żoną do izby – nie było już śladu po gościu. Jegomość Nic zniknął. Pewno poszedł w świat, aby się zagnieździć gdzie indziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz