Stories of Tita

12 czerwca 2024

Brene Brown i jej Atlas pełen opowieści o emocjach


Od lat uwielbiam słuchać Brene Brown. Jak sama o sobie mówi jest badaczką emocji, ale przede wszystkim storytellerką. Tę pięknie wydaną książkę otrzymałam w prezencie od córki, która wie jak zorganizować mi prawdziwą ucztę duchową.
Pięknie wydana i tyle w niej opowieści o emocjach. We wstępie dowiadujemy się od autorki o intencjach i procesie powstawania książki. Kluczem do jej zrozumienia jest sam tytuł: "Atlas of the Heart" i podtytuł: mapowanie ważnych połączeń i języka ludzkich doświadczeń.
Ale od początku... Brene Brown pisząc o swoich kompetencjach do napisania, nie ukrywajmy, prawdziwego emocjonalnego tomiszcza nie podaje swoich tytułów uniwersyteckich i bogatego dorobku naukowego. Zamiast tego dużo pisze o swoim dzieciństwie. Przedstawia swoją rodzinę, którą dziś wiele osób nazwałoby dysfunkcyjną. Opisuję, że ogromną wiedzę o emocjach wyniosła z rodzinnego domu, gdzie regularnie i intensywnie miała okazję doświadczać wielu skrajnych emocji: miłości i wściekłości, radości i smutku, strachu i złości. Jako najstarsza z czwórki rodzeństwa, często musiała wchodzić w rolę nieustannie czujnego obrońcy. W domu nie dbano o dobrostan dzieci, nie rozmawiało się o uczuciach i problemach. Pisząc o tym Brene nie obwinia swoich rodziców. Uważa, że byli i są dobrymi ludźmi. Brakło im tylko narzędzi, świadomości i umiejętności.
Jednak wzrastała w poczuciu ciągłego wstydu i winy, że coś z nimi jest nie tak. Rodzice na zewnątrz sprawiali wrażenie idealnych i przewidywalnych - sympatyczni, dowcipni, świetni gawędziarze, dobrzy sąsiedzi. Tymczasem za zamkniętymi drzwiami ich domu działo się: awantury, przemoc słowna i nadużywanie alkoholu.
Dziś Brene Brown uważa, że być może dzięki temu pełnemu emocji domowi nabyła cennej umiejętności ich rozpoznawania. Niektórzy posądzali ją nawet o moce magiczne. Potrafiła już jako dziecko przewidzieć ludzkie reakcje. Zawsze wiedziała kto za chwilę się rozpłacze, kto trzaśnie drzwiami, a kto po cichu odejdzie zraniony do szpiku kości. Teraz wie, że ta zdolność przewidywania reakcji była wynikiem bacznej obserwacji i wspomnianej czujności wyćwiczonej w domu. Ta umiejętność dała jej też wiedzę, że ludzie zrobią wszystko, aby uniknąć zranienia lub by przynajmniej je zminimalizować. Przyznaje też, że już od dziecka budziło jej zdziwienie w jak niewielkim stopniu inni zdają sobie sprawę z połączenia między uczuciami, myśleniem i zachowaniem.
Swoje zainteresowania z lat dziecinnych przekuła na badania związków między tym co czujemy, myślimy i jak się zachowujemy. A zaczęła od badań nad wstydem - emocją, która nie opuszczała jej w dzieciństwie.
W swoich pracach Brene podkreśla jak ważna jest umiejętność nazwania i wyrażania emocji. Przeciętny człowiek potrafi nazwać zaledwie kilka. Najczęściej jest to szczęście, smutek i złość. Przytoczone słowa Ludwiga Wittgenstein'a: "Granice mojego języka są granicami mojego świata" (The limits of language mean the limits of my world) ukazują jak bardzo ta nieznajomość zawęża pole naszego rozumienia siebie i innych.
Podany jest wymowny przykład. Wyobraźmy sobie, że czujemy ogromy ból w ramieniu, który uniemożliwia nam funkcjonowanie. Nie śpimy, nie jemy, nie myślimy.
Gdy w końcu trafiamy do lekarza, ktoś zakleja nam usta taśmą i związuje ręce. W żaden sposób nie możemy się skomunikować, choć jesteśmy tak blisko otrzymania pomocy. Prawdopodobnie w tej sytuacji większość z nas wyła by z bólu i bezsilności. Tylko tak moglibyśmy wyrazić niekontrolowaną wściekłość.
To dzięki językowi wyrażamy to co ważne, odnajdujemy związki, koimy się, uczymy i osiągamy samoświadomość tego co przeżywamy. Mając dostęp do właściwych słów jesteśmy w stanie dzielić się naszymi przeżyciami. Bez tych słów trudno jest otrzymać wsparcie i zrozumienie. Mało tego, bez właściwych słów nie jesteśmy w stanie zrozumieć nawet samych siebie.
Dlatego tak ważna jest umiejętność nazywania emocji. Szczęśliwcy, którzy potrafią je rozróżnić i opisać dużo lepiej radzą sobie w życiu niż ci dla których świat jest czarno-biały, coś jest dobre albo złe.
Dobrze rozpoznane emocje kierują nas w miejsce naszego bólu i pomagają nam go zrozumieć i leczyć.
Brene Brown przytacza również słowa Eduardo Bericat'a, że jako istoty ludzkie potrafimy jedynie doświadczać życia emocjonalnie (As human beings we can only experience life emotionally).
I po to właśnie stworzony został Atlas Serca, aby uczyć się języka emocji, który definiuje nasze człowieczeństwo. W ten sposób będziemy potrafili dzielić się opowieściami o najcięższych momentach, o naszej odwadze i słabościach w taki sposób, który buduje więzi i daje nadzieję (str. XXIII).
Warto dodać skąd wziął się pomysł by przewodnik po emocjach miał formę atlasu.

     
Wszystko jest jasne, gdy przyjrzymy się napisowi na okładkowym kolażu: We are the mapmakers and the travellers.
Sama metafora wspólnego tworzenia map emocji przyszła do autorki po wielu nieudanych próbach samodzielnego ich opisywania.
Na pomoc przyszedł Brene jej przyjaciel i ekspert od kartografii dr Kirk Goldsberry. Wyjaśnił, że do tworzenia map wykorzystuje się dane zebrane przez siebie i przez innych badaczy. Nie jest to też zwykłe łączenie tych danych. Jest w tym łączeniu pewien nieuchwytny artyzm i wiedza, które integrują i priorytetyzują otrzymane dane. Brzmi trochę skomplikowanie, ale sam układ książki jest naprawdę świetnym pomysłem. Zresztą zobaczcie sami.

Jak na prawdziwy atlas przystało każdy rozdział to opis miejsc gdzie udajemy się, gdy... i tak w rozdziale trzecim, gdy rzeczy nie idą zgodnie z naszymi planami i oczekiwaniami. Prowadzi to nas do: nudy, rozczarowania, oczekiwania, żalu, zniechęcenia, rezygnacji i frustracji. Tyle emocji, a każda inna. Mało tego wydają się być mało pozytywne. Tymczasem każda jest potrzebna i ważna. Sęk w tym, aby dotarło do nas czemu nam się ona przytrafia. Weźmy takie rozczarowanie. Brene Brown opowiada o Elizabeth. Kobieta wierzy, że niebawem otrzyma awans. Opowiada o swoich oczekiwaniach rodzinie i przyjaciołom. Tymczasem okazuje się, że nie dostaje wymarzonego stanowiska. Jest nie tylko rozczarowana i smutna, ale również czuje wstyd. Wszyscy wiedzą jak wiele to dla niej znaczyło i jak wielkie miała nadzieje.
Przeżywając te wszystkie przykre emocje zapomina o odwadze, jaką wykazała angażując się w to co robi. Wstydzi się bliskich z którymi podzieliła się swoimi nadziejami i marzeniami. 
Ale czy naprawdę ma się czego wstydzić? Przecież w życiu tak bywa - raz na wozie raz pod wozem. 
Wiadomo też, że celebrowanie sukcesów jest proste, ale gdy zdarza się rozczarowanie to okazja, aby pokazać ile znaczy dla nas wspólne przeżywanie. Prawdziwy przyjaciel powiedziałby do Elizabeth: Kochana, tyle z siebie dałaś i miałaś w sobie tyle odwagi, aby ubiegać się o ten awans. Ale przede wszystkim byłaś szczera i dzieliłaś się z nami swoimi pragnieniami. Jestem z tobą i wiem, że jest ci teraz ciężko. Dla mnie jesteś wielka. Podziwiam, że nie bałaś się podjąć ryzyka rozczarowania.
Podobnie do rozczarowania rzecz się ma z frustracją. Czujemy ją intensywnie, gdy coś, co wymyka się spod kontroli, uniemożliwia nam osiągnięcie pożądanego rezultatu. Możemy w takich przypadkach czuć również złość. Główna różnica między frustracją, a złością jest taka, że będąc sfrustrowanym myślimy, że nie jesteśmy w stanie nic poradzić. Gdy natomiast odczuwamy złość to jednocześnie wierzymy, że możemy coś zmienić.
Co powiedziałby więc dobry przyjaciel do osoby sfrustrowanej? Nie ma w Atlasie na to odpowiedzi, ale my przecież też tworzymy mapy (we are the mapmakers and the travellers). Gdybym, więc to ja była tym towarzyszącym przyjacielem, to powiedziałabym:
Kochana/ Kochany, nie hamuj złości. Masz prawo ją czuć. Rzeczy nie zawsze układają się po naszej myśli. Podziwiam Cię jak długo już walczysz i jak ciężko pracujesz. Wiem ile już doznałaś/łeś rozczarowań i zranień. Podziwiam twoją siłę. Czas zawalczyć o siebie i uświadomić sobie, że choć nie na wszystko mamy wpływ, to od nas zależy czy damy się frustrować. Nie trać nadziei. Bądź przy sobie i pozwól mi być obok. 

P.S. Muszę zmodyfikować swoją wypowiedź, nieco. Właśnie doczytałam o złości. Otóż, z ta złością to trzeba ostrożnie. 



Trzeba też pamiętać, że złość jak każdy katalizator daje tylko iskrę - impuls do zmiany. Reszta to już nasza robota i nikt nie mówi, że prosta. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz