Księżniczka na ziarnku grochu H. Ch. Andersena czyli pochwała wrażliwości

zdjęcie ilustracji autorstwa J.M. Szancera 

Wszyscy znamy bajkę Andersena "Księżniczka na ziarnku grochu". Przyznam, że w dzieciństwie trochę denerwowała mnie młoda rozkapryszona, jak mi się wówczas wydawało, dziewczyna. Byłam naprawdę szczerze zdziwiona jak książę mógł pokochać kogoś takiego. Teraz gdy staram się patrzeć na opowieści trochę głębiej, to również w małym ziarenku groszku dostrzegam coś więcej. Wrażliwość księżniczki i jej umiejętność wyczucia "groszku" okazuje się być olbrzymią zaletą i siłą zmiękczającą serce przyszłego króla. W bajce Andersen podkreśla, że szukał on rzeczywiście prawdziwej księżniczki. Czym jest więc zatem ta tak cenna wrażliwość. Może to jakaś szczególna umiejętność wyczucia już w zarodku (ziarenko groszku) fałszu i nieuczciwości. Pamiętamy z jaką szczerością i bez ogródek księżniczka opowiada Starej Królowej jak niewygodnie jej było spać mimo tylu warstw kołder i materacy. Skargi mogły zabrzmieć niegrzeczne. Dziewczyna sporo ryzykowała. Tymczasem jej uczciwość i otwartość została doceniona.  

Może warto jeszcze raz przypomnieć sobie tę z pozoru banalną bajeczkę i poszukać w niej jeszcze innych ukrytych symboli i treści.

Posłuchajmy więc mądrego Pana Andersena ... 

 

Był sobie pewnego razu książę, który chciał się żenić z księżniczką, ale to musiała być prawdziwa księżniczka. Jeździł więc po świecie, żeby znaleźć prawdziwą księżniczkę, ale gdy tylko jakąś znalazł, okazywało się, że ma jakieś „ale”. Księżniczek było dużo, jednak książę nigdy nie mógł zdobyć pewności, że to były prawdziwe księżniczki. Zawsze było tam coś niezupełnie w porządku.

Wrócił więc do domu i bardzo się martwił, bo tak ogromnie chciał mieć za żonę prawdziwą księżniczkę:

Pewnego wieczora była okropna pogoda : błyskało i grzmiało, a deszcz lał jak z cebra; było strasznie. Nagle zapukał ktoś do bramy miasta, i stary król wyszedł otworzyć.

Przed bramą stała księżniczka. Ale, mój Boże, jakże wyglądała, co uczyniły z niej deszcz i słota! Woda spływała z włosów i sukien, wlewała się strumykiem do trzewiczków i wylewała się piętami, ale dziewczynka powiedziała, że jest prawdziwą księżniczką.

„Zaraz się o tym przekonamy” – pomyślała stara królowa, ale nie powiedziała ani słowa, poszła do sypialni, zdjęła całą pościel, na spód łóżka położyła ziarnko grochu i ułożyła jeden na drugim dwadzieścia materaców na tym ziarnku grochu, a potem jeszcze dwadzieścia puchowych pierzyn na tych materacach.

I na tym posłaniu miała spać księżniczka. Rano królowa zapytała ją, jak spędziła noc.

-O, bardzo źle – powiedziała księżniczka – całą noc oka nie mogłam zmrużyć! Nie wiadomo, co tam było w łóżku. Musiałam leżeć na czymś twardym, bo mam całe ciało brązowe i niebieskie od sińców. To straszne!

Wtedy mieli już pewność, że była to prawdziwa księżniczka, skoro przez dwadzieścia materaców i dwadzieścia puchowych pierzyn poczuła ziarnko grochu. Taką delikatną skórę mogła mieć tylko prawdziwa księżniczka.

Książę wziął ją za żonę, bo teraz był pewien, że to prawdziwa księżniczka, a ziarnko grochu oddano do muzeum, gdzie jeszcze teraz możną je oglądać, o ile go ktoś nie zabrał.

Widzicie, to była prawdziwa historia!

P.S. Sami przyznajcie, że to naprawdę dobra historia i wrażliwość traktowana jest w niej jak prawdziwa wartość godna tronu.