Opowieść o sztuce zadawania ważnych pytań i idei Socrates Cafe
Wpadła mi w wakacje w ręce książka Christopher'a Philips'a "Socrates Cafe". Przeczytałam ją najpierw po angielsku, ale idea tzw. 'examined life' i sztuki stawiania w życiu ważnych pytań sprawiła, że postanowiłam sprawdzić jak tłumacz Michał Lipszyc poradził sobie z doborem słów w docieraniu do sedna spraw najważniejszych. Tym bardziej, że "Socrates Cafe" jest nie tylko zapisem dyskusji dotyczących miłości, przyjaźni, wolności ..., ale to również intymne wyznanie autora poszukującego sensu własnego życia. Pozwólcie, że przedstawię próbkę tych dociekań we własnym dowolnym tłumaczeniu:
Wracając po długim spotkaniu z czytelnikami Christopher Philips zastanawia się nad tym jakie to pytanie jego osobiście ostatnio trapi?
Dochodzi do wniosku, że tak naprawdę cały czas zadaje sobie pytanie: Czego się boisz?
Myśli o tym i wie, że kiedyś najbardziej bał się samotności. Teraz po licznych spotkaniach w ramach sokratejskich dyskusji, które moderuje, ten lęk go opuścił. Mało tego, nawet bardzo ceni sobie po intensywnych dialogach pobyć sam - tylko ze sobą.
Cieszy się, że oto właśnie za chwilę będzie już w swoim mieszkaniu i odetchnie. Tymczasem słyszy natarczywy dzwonek telefonu. Odbiera licząc, że to jedynie jakiś telemarketing.
Tymczasem słyszy kobiecy głos przepraszający za późną porę. Zapewnia, że wszystko ok, ale jednocześnie postanawia, że pora zastrzec numer.
Dzwoniąca kobieta zaczyna rozmowę, że nie miała odwagi odezwać się w czasie właśnie zakończonego spotkania w Socrates Cafe. Autor zapewnia, że to naturalne, że większość osób po prostu przysłuchuje się.
Po dłuższej przerwie kobieta nieśmiało pyta czy może odbyć taki sokratejski dialog sama ze sobą.
Uzyskuje zapewnienie, że jak najbardziej takie wewnętrzne dialogi to nic nowego. Dodaje, że pewnie już niejednokrotnie sama sobie zadawała ważne pytania np. co chciałaby w życiu robić? Często takie pytania przychodzą same.
W słuchawce znowu zapada cisza. Po jakimś czasie kobieta zaczyna opowiadać:
- Kilka miesięcy temu zmarła na białaczkę moja siostrzenica. Miała czternaście lat. To było niezwykle zdolne i ciekawe świata dziecko. Wszyscy zawsze mówili, że jest niesamowicie podobna do mnie. Gdy byłam w jej wieku również wszyscy powtarzali mi, że wszystko stoi przede mną otworem - Sky is the limit. Uwielbiałam się uczyć. Jedynym problemem było zawsze tylko to, że nie bardzo wiedziałam co tak naprawdę chcę w życiu robić.
Ale sprawy potoczyły się swoim rytmem. W wieku dziewiętnastu lat wyszłam za mąż. Mąż nie chciał abym pracowała. Rzuciłam więc studiowanie. Trzynaście lat później rozwiodłam się. Teraz jestem księgową. I cóż, czuję ... Tak naprawdę nie wiem co czuję. Jedno jest pewne: nie jest mi dobrze. Nie odstępuje mnie jednak jedno pytanie: Jaki jest sens życia... Nie potrafię na to pytanie znaleźć odpowiedzi. Nawet nie wiem jak zacząć tej odpowiedzi szukać.
Tu nastąpiła pauza. Autor nieśmiało podpowiedział:
- Może nie zadajesz sobie tego pytania we właściwy sposób. Być może zanim zaczniesz szukać na nie odpowiedzi powinnaś zadać sobie inne pytania.
- Jakie na przykład? - podchwyciła kobieta.
- O czyje życie mi chodzi? Czy chodzi mi o moje życie? Jeśli tak mówisz to musisz to wyraźnie podkreślić. - odparł.
- Myślę, że tak naprawdę chodzi mi o to co nadaje sens mojemu życiu?
- No widzisz. Masz to! - entuzjastycznie odpowiedział autor, zauważając, że wciągnął się w dialog. - Tak postawione pytanie daje szansę na odkrycie odpowiedzi.
- Niestety nie - odpowiedziała słabym, przepraszającym głosem i dodała - sposób w jaki postawiłam pytanie nie wyjaśnia jak rozumiem słowo sens. Myślę, że to o co naprawdę chce się zapytać to to co mogę zrobić, aby nadać mojemu życiu sens, abym mogła poczuć, że sprawiam że świat jest choć odrobinę lepszym miejscem.
Mówiąc to jej głos stał się bardziej radosny. Tak jakby samo sformułowanie pytania było jakimś rodzajem olśnienia.
Autor wyczuł, że znowu zadziało się to co zwykle zdarza się, gdy szukamy i pytamy o drogę do spełnionego życia (examined life). Jako ktoś kto znalazł swój sposób na stawianie sobie ważnych pytań znowu zapewnił, że ludzie wokół mogą okazać się przydatni, ale nie konieczni. I tak na większość pytań musimy odpowiedzieć sobie sami. Jemu pomaga dobra literatura. Czytanie sprawia, że pojawiają się nowe pytania, które prawdopodobnie nie pojawiłyby się same. Są to takie pytania, które pomagają spojrzeć na sens tego co nas spotyka z zupełnie innej perspektywy. Autor zaczął opowiadać o swojej długiej drodze stawiania sobie sokratejskich pytań i nieporadnym szukaniu odpowiedzi na pytanie, które sformułował:
- Jak mogę nadać mojemu życiu taki sens, aby było ono dla mnie wartościowe? (How can I give my life the kind of meaning that makes my life worthwhile for me? s. 34)
Autor wyznał, że odpowiedź na to pytanie zajęła mu lata. Dojrzała w postaci myśli, aby być takim Johnnym Appleseed'em w dziedzinie popularyzowania filozofii. Dalsze lata musiały upłynąć, aby tę myśl przekuć w czyn. Tak właśnie powstały społeczności Socrates Cafes, gdzie ludzie spotykają się by prowadzić ze sobą rozmowę i wspólnie stawiać ważne pytania.
P.S. No cóż, pytanie: co robię by moje życie miało sens? - warto stawiać. Według mnie, nie należy jednak zadręczać się i dumać w nieskończoność. Po prostu trzeba wstać i jak mawiał Święty Franciszek zacząć od robienia tego, co konieczne; potem spróbować zrobić to, co możliwe. Podobno, to dobra droga do odkrycia, że możemy również dokonać czegoś co początkowo wydawało się niemożliwe.
Uff! Czyżby to naprawdę było takie proste...? Myślę, że warto podejmować każdego ranka taką próbę, wspierając się wzajemnie i dodając sobie otuchy. W tym być może tkwi sens codzienności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz