Stories of Tita

14 lutego 2023

Walentynkowa opowieść z wykładu Profesora Przecławskiego z 1988 roku




Dziś może trudno w to uwierzyć, lecz gdy zaczynałam studia na Uniwersytecie Warszawskim w 1987 roku nie słyszałam o takim święcie jak, tak popularne dziś, Walentynki. Pierwszy raz dowiedziałam się o nich od kolegi z zaprzyjaźnionego nam pokoju w Domu Studenckim na tzw. Smyczkach. Otóż, wparował on 14 lutego 1988 roku do naszego pokoju po czym usiadł mi na kolanach. Wprawił mnie w prawdziwą konsternację, po czym wyjaśnił, że usłyszał właśnie w radio jakoby dziś był dzień Świętego Walentego i gdy chłopakowi podoba się dziewczyna to powinien tego dnia usiąść jej na kolanach. Gwarantować to miało sukces uczuciowy. Niestety Mareczek sukcesu nie odniósł, lecz pogratulowałam mu odwagi i fantazji, no i wydarzenie pamiętam do dziś. Pamiętam również, że tego dnia na wykładzie z socjologii bardzo przez nas lubiany starszy Profesor Krzysztof Przecławski zaskoczył nas i praktycznie cały wykład poświęcił próbie odpowiedzi na pytanie czym jest miłość właśnie.
Wykład musiał na mnie zrobić niemniejsze wrażenie niż czyn Mareczka, jako, że zadałam sobie trud i przepisałam go na końcu świeżo zakupionego, pięknie wydanego, jak na owe czasy "Małego Księcia".
Pan Profesor Przecławski wydawał się w temacie miłości dojrzałej dość wiarygodny, jako, ze z żoną Profesor Anną Przecławską stanowili piękną, kochającą się parę. Wydawali się nam wtedy staruszkami, a przecież byli dopiero świeżo po 60-tce ;).
Często, sama już będąc nauczycielem, opowiadam w okresie walentynek swoim starszym uczniom o tym co chciał nam przekazać Profesor Przecławski. 
Po pierwsze zadał on pytanie badawcze: czy normy w dziedzinie seksualnej służą człowiekowi? 
Zwłaszcza, że popularne stawały się koncepcje człowieka szczęśliwego czyli takiego, który nie stwarza sobie sztucznych norm i się nimi nie ogranicza. Naruszanie bowiem norm społecznych powodować może wyrzuty sumienia, a te zaczęły się już wówczas niektórym pedagogom jawić jako rzecz wychowawczo zła. Otóż, Profesor Przecławski z taką koncepcją, folgującą normom, się absolutnie nie zgadzał. Uważał on, że człowiek to nie istota zaspokajająca jedynie swoje potrzeby. Człowieka należy ujmować całościowo czyli jako osobę, dla której tak samo ważne są różne sfery życia:
-rozumowa
-uczuciowa
-zmysłowa
-wolistyczna
A miłość dwojga ludzi jest miłością dwóch osób i aby była pełna musi objawiać się we wszystkich tych sferach. Wrogiem miłości jest faworyzowanie w związku, którejś z tych sfer.
Kochać to całkowicie otworzyć się na drugą osobę, szanować i akceptować jej potrzeby we wszystkich czterech sferach. Dobrze dobrane pary to te, które moją podobne rozumienie spraw i potrzeb. Profesor Przecławski ostrzegał, że mogą pojawić się zarzuty, że taka Miłość jest niespełnionym ideałem, że nijak się ma do szarej rzeczywistości. I choć często zdarza się, że "ideały sięgają bruku", to nie oznacza to, że nie trzeba się starać do nich dążyć.
Usłyszeliśmy również o różnych etapach w miłości. Początkowo dwoje ludzi odczuwa współbrzmienie uczuciowo-emocjonalne. Najczęściej pojawia się ono nagle i nieoczekiwanie.
Aby uczucie mogło trwać i aby ludzie byli razem szczęśliwi potrzebny jest okres ciężkiej pracy i poznania się. A dobrze poznaje się tylko sercem. Tylko wtedy mamy wystarczająco dużo cierpliwości, zrozumienia i przebaczenia. 
Do samego związku trzeba się dobrze przygotować i  pamiętać, że tu też jest czas przysłowiowego "siania, dojrzewania i zbierania". 
Profesor Przecławski zacytował wówczas Karola Wojtyłę, że miłość to odpowiedzialność. Więc, gdy przychodzi kryzys to raczej rzeczywiście śmiesznie brzmią słowa: "ona stanęła na mej drodze, więc żegnaj odchodzę. Profesor podkreślił, ze scenariusz: koniec miłości - szczerość - rozstanie, tylko z pozoru wygląda dobrze. Trzeba pamiętać, że emocje i zmysły są rzeczą labilną. Prócz nich istnieje przecież jeszcze rozum i wola.
Stwierdzenie: KOCHAM zobowiązuje.
Na koniec usłyszeliśmy, że w miłości, również, kto nie idzie naprzód ten się cofa. 
Miłość należy ciągle rozwijać. 
Miłość kończy się przez zaniedbanie.
Dlatego usłyszeliśmy praktyczne rady, aby ze sobą rozmawiać, nawzajem się zaskakiwać i starać. Związkowi powinna towarzyszyć   fantazja, otwartość i zrozumienie: dlaczego on/ona jest teraz taki.
W końcu jesteśmy rzeźbiarzami życia, a ono płynie, płynie, płynie. Trzeba wierzyć, ze jesteśmy w stanie wyrzeźbić następny dobry dzień, albo przynajmniej nie zrobić zbyt pochopnego ruchu i głupstwa. No i trzeba i jeszcze pamiętać, że jest duża różnica w stwierdzeniu:
Kochać SIĘ w ....   ,  a kochać ....





1 komentarz:

marzanka pisze...

No piękna i mądra opowieść zwłaszcza, że nie tylko o miłości

Prześlij komentarz