Stories of Tita

21 czerwca 2022

 Trzy Niewidy - opowieść o sile natury i mocy modlitwy z sobótkową nocą w tle


A Soul Brought to Heaven, William-Adolphe Bouguereau/ źródło:https://commons.wikimedia.org

Na tę sobótkową opowieść znad Narwi natknęłam się przypadkiem w zdigitalizowanym zbiorze autorstwa Kazimierza Władysława Wójcickiego "Klechdy, starożytne podania i powieści ludowe". Książka pochodzi z 1837 roku, więc już mocno "trąci myszką". Historia, która skradła moje serce mówi o dziwnej chorobie, którą dziś zapewne zdiagnozowano by jako depresje. Czasy mamy lekko depresyjne, a klechda kończy się happy-endem. Warto więc ją lekko odkurzyć i przypomnieć. A zaczyna się tajemniczo ...

   Jest taka choroba ciężka, kiedy zły Duch Tęsknota zatruje serce. Często dotyka ona młode kobiety, ale nie tylko. Na pozór nic nie boli, żadnych znaków nie ma na ciele, ale dotknięty nią traci radość życia. Oczy, pełne dawniej ognia, zachodzą mgłą ciemną, ciało niknie, zastaje tylko skóra a kości. Ludzie nie umieją tej choroby nazwać ani lekarstwa znaleźć. Mówią, że to Bóg zsyła niewidzialnego Ducha Tęsknoty. Ducha tego potrafi tylko dostrzec człowiek dobry i czystego serca, któremu nic szkodzić nie może.
Podobno Duch Tęsknota spada z nieba wraz z gwiazdami. Chodzi wolnym krokiem, ze spuszczoną głową, siada najczęściej pod cmentarzami lub figurami przy rozstajnych drogach. Ucieka od chat, gdzie wesołe śmiechy słychać i brzmi radosna muzyka. Szuka ofiary, a gdzie znajdzie smętnego chłopca albo zapłakaną niewiastę młodą w samotności, siada przy nich, obejmuje i zaczyna w usta całować. Smutna istota poddaje się pieszczotom, a Duch Tęsknota oddechem swym przenika jej serce. Zdarza się, że jedynym ratunkiem po tych odwiedzinach są Trzy Niewidy. Są to trzy czyste anioły boże, nazwane dlatego Niewidami, że dla zwykłych oczu ludzkich są niewidzialne.
O ich pojawieniu i ratunku jakie niosą mówi szczegółowo pewne stare podanie znad Narwi. Posłuchajcie....
Kasia, córka wdowy, należała do najpiękniejszych dziewcząt w całej okolicy. Wesoła, lubiła się bawić i zawsze chętna była do pomocy matce w gospodarstwie. Ale od kilku dni nagle się zmieniła, osowiała, zbladła, niemoc odjęła siłę i robocie żadnej nie mogła podołać. Biedna matka zapłakała sercowymi łzami, a stary Bartosz, chrzestny ojciec Kasi, popatrzył smutnie i rzekł do wdowy:
– To ją Tęsknota uścisnęła, nie uratuje jej nic, tylko Trzy Niewidy! - I na ucho szepnął matce, jak te anioły ściągnąć można z nieba. 
Od tej chwili wdowa gorąco się modlić zaczęła. Zapaliła gromnicę przed obrazem Bogarodzicy, a Stary Bartosz często podchodził do chaty wdowy i patrzył w niebo. Był on człowiekiem dobrym, co mógł widzieć niewidzialne.
Już była głęboka noc, kiedy nieszczęśliwa matka na klęczkach się modliła, a Bartosz ujrzał, jak ponad chatą, gdzie Kasia leżała biała chmurkę. Z jej środka spłynęła jakby szeroka, niebieska wstęga, a po niej zsunęły się Trzy Niewidy. 
Dwóch z tych aniołów ukojenia Tęsknoty miało wieńce z róż czerwonych na głowach, trzeci z róż białych. Zaczęły fruwać jak ptaszki i przez otwarte okno wleciały do chaty wdowy. Cudowna woń róż i fiołków napełniła skromną izbę.
Matka, gdy Niewidy ukazały się w okienku, zasnęła i Kasia też zaczęła po wielu nocach bezsennych drzemać. A gdy zaczęło świtać Niewidy wyniosły dziewczę śpiące okienkiem z chaty. Pierwsza, z wieńcem czerwonych róż, unosiła Kasię nad ziemią, druga, kielichem kwiatowym lilii wodnej wlewała w jej usta ożywczą wodę, trzecia, z białym wieńcem róż, fruwała przy niej i śpiewała jakieś piosenki, nie dosłyszane przez Bartosza, ale widać miłe, bo Kasia przez sen uśmiechała się radośnie.
Tak Niewidy kołysały Kasię, a kiedy skowronek zaczął śpiewać Anioł piastujący dziewczynę, dobył kilka jagód czerwonych i włożył w Kasine usta. Ta westchnęła, ale tak swobodnie, jakby jej kamień spadł z serca i gdy Niewidy wniosły ją na powrót okienkiem do chaty, otworzyła oczy i poczuła się zdrowsza.
Bartosz słyszał, jak Niewida z wieńcem białych róż zaczęła śpiewać. A melodia była tak rzewna, że starzec choć słów nie dosłyszał, płakał jak bóbr i pragnął, by to śpiewanie trwało jak najdłużej. 
Odtąd co dzień o poranku Niewidy wynosiły chorą Kasię ponad pola by mogła słuchać pieśni i świergotu ptasząt polnych i leśnych i kukania kukułki, a w wieczornej porze kląskania słowików.
Bartosz, widząc to, mówił do matki:
– Widzicie, jak Tęsknota zatruje serce, to i pamięć odstępuje człowieka. I wasza Kasia w chorobie zapomniała, jak ptactwo boże śpiewa, to i sama zapomniała śpiewać, dlatego anioł-Niewida czuwa ciągle, a podaje ptasie piosenki, bo to lepiej leczy niżeli wszelkie inne leki.
Po dniach kilku, gdy zbliżały się Zielone Światki, a zaraz potem Święty Jan zapalono wieczorem ognie sobótkowe. Bartosz starym obyczajem sprowadził dudarzy i zebrała się młodzież wioskowa i nuż skakać przez płomienie, a potem z dziewczętami tańcować. Wdowa za radą Bartosza wyszła z chaty i usiadła niedaleko stosu sobótkowego. Trzy Niewidy wyniosły Kasię na wzgórze, skąd ujrzała wesołe zabawy. A potem, napoiwszy dziewczynę ożywczą wodą i nakarmiwszy jagodami, ujęły ją pod ręce i też zaczęły śpiewać i pląsać radośnie z dziewczyną.
I tak Kasia w noc Świętego Jana poczuła zdrowie. Młodzi powitali tłumnie cudownie uleczoną i zaczęli z nią tańcować. Matka z płaczem cicho dziękowała Bogu, a Bartosz przez cały czas ponad gorejących ogniami sobótkowymi widział Trzy Niewidy.
Kiedy mrok ciemny zapadł, ta sama biała chmurka, którą widział starzec przy pierwszym pojawieniu się aniołów, znów się pojawiła. Zsunęła się niebieska wstęga i jak trzy łabędzie uleciały Niewidy do nieba.
Zaczęło świtać. Sobótkowe obrzędy się kończyły. Cała wieś z pieśnią i okrzykami radości odprowadziła Kasię i jej matkę do chaty. Tylko Bartosz został przy gasnących ogniach. Samotnie patrzył w niebo, gdzie niedawno jeszcze pląsały Niewidy. Zapadła metafizyczna cisza. Słychać było tylko trzaski dogasającego ogniska. Bartosz zobaczył wtedy coś jeszcze... Nagle z dogorywających polan buchnęły iskry i szarość poranka rozjaśniło raz jeszcze wesołe światło sobótkowej nocy. W samym centrum płomienia ujrzał Bartosz gorejącego w smętnym gniewie Ducha Tęsknoty. 
Poczekał jeszcze chwilę. Nie spuszczał oczu z ognia i widział jak z widma została tylko garstka popiołu.

P.S. Opowieść lekko uwspółcześniłam, ale zachowałam wiele cennych kolokacji i porównań, jak na przykład: sercowe łzy, widzieć niewidzialne, płakać jak bóbr, pląsać radośnie.
Całą opowieść w oryginalnej  formie znajdziecie tu:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz