Stories of Tita

14 października 2021


Opowieści Vincenza jako narzędzie wprowadzające ucznia w świat wartości - szkic o osobistych doświadczeniach pedagogicznych


Moja Vincenzowska półka


Stanisław Vincenz - pisarz, filozof, etyk, tłumacz[1], redaktor[2], działacz kulturalno-oświatowy[3] był również pedagogiem, który za narzędzie swej pracy wybrał słowo. Warto zauważyć, że Vincenz – pedagog to przede wszystkim aksjolog. Z filozofią wartości, jako nowopowstałą dziedziną nauki, musiał pisarz zetknąć się podczas swoich wszechstronnych studiów w Wiedniu. To wtedy różnicowała się refleksja nad pojęciem wartości, a wynikły z niej chaos aksjologiczny można obserwować do dziś[4].

Opus magnum Vincenza „Połonina”, zdaje się być na ten zamęt odpowiedzią, a jak zauważa Mirosława Ołdakowska-Kuflowa nikt nie pisze, że jest to dzieło dydaktyczne[5]. Tetralogia cała utkana jest z opowieści, gdzie temat wychowania człowieka i dobre, mądre życie to temat wiodący.

Po doświadczeniu barbarzyństwa dwóch totalitaryzmów Vincenz dodatkowo przekonany był, że głównym zadaniem literatury jest już nie odkrywanie, ale przede wszystkim obrona sensu świata.
Odpowiedzią na to była powojenna koncepcja zmiany kształtu Połoniny, a zawarte tam mity huculskie i jeszcze więcej bajek chasydzkich miały za zadanie na nowo "sklejać świat"[6].
W opowieściach w "Połoninie" często pojawia się motyw starej legendy, którą mały Stasio Vincenz usłyszał od swojej huculskiej niani Pałachny. Mówiła ona, że wysoko w górach Czarnohory ukryty jest kręcący się szklany zamek i że mieszkają tam "niedobrzy królowie, gazdowie. Ci, co zaprowadzili biedę na świat, i wojnę, służbę we wojsku i kryminały, i pańszczyznę."
Niania opowiadała, że ci królowie i ich dzieci bardzo się tam męczą, ciągle chcą wyskoczyć z pałacu i nie mogą. Według spisanych relacji, dziecko dopytywało czy można ten zamek zatrzymać i ich uratować. Niania niezmiennie odpowiadała: "O, to może zatrzymać tylko dobry, dobry człowiek, taki co ma serce, jak to szkło czyste. Taki dobry, co wszystkich lubi: i biednego, i żebraka, i starego, i Żyda, i Cygana, zwierzęta, krówki i cielęta"[7]. Cała "Połonina" to poszukiwanie sposobu na wychowanie takiego dobrego człowieka, który zatrzyma to napędzane złem perpetuum mobile. Takiego, "co bez własnej zgryzoty o siebie nie dba."[8]
Jako czynny nauczyciel, blogerka[9] i gawędziarka chciałabym opowiedzieć jak odkryłam opowieści Stanisława Vincenza i jak je wykorzystuję w swojej pedagogicznej praktyce.
Pierwszy raz usłyszałam o Stanisławie Vincenzie od mojej córki, wówczas licealistki. Jej wspaniała polonistka wzięła z uczniami na warsztat spisaną przez pisarza bajkę chasydzką "Powrót Samaela", aby omówić z uczniami odwieczną dychotomię dobra i zła. Córka znając moją słabość do opowieści przyniosła mi jej kserokopię. Historia oczarowała mnie do tego stopnia, że wryła się w moją podświadomość. Dobrze znałam i czułam jej mądrość, ale nie potrafiłam jej opowiedzieć, a kserokopia zaginęła. Co i rusz szukałam tej bajki w internecie - na próżno. Aż do pewnych wakacji, gdy w Tygodniku Powszechnym przeczytałam wywiad z polską matematyczką Joanną Gomułką, zmuszoną po Marcu 68 do emigracji. Wywiad nosił tytuł "Kędziory Pana Boga"[10], czym nawiązywał do opowieści Vincenza. Rozmowa dotykała sensu istnienia zła i przytoczona przez naukowczynię opowieść "Powrót Samaela" zdawała się wyjaśniać wszystko. Cały wywiad do tego stopnia mądry, że na nowo zaczęła się moja „vincenzowska obsesja” i żmudne docieranie do źródła czyli książek autora.
W ten sposób odkryłam inne opowieści, mity huculskie, bajki chasydzkie Stanisława Vincenza. Do dziś zachwycają mnie one pewnym nieuchwytnym pięknem i mądrością. Dostrzegłam w nich ogromny potencjał do wykorzystania w praktyce pedagogicznej[11], a Stanisław Vincenz stał się moim Mistrzem .
Chciałabym opowiedzieć dlaczego, jak i po co przekazuję te historie dalej - moim uczniom oraz spróbować na kilku przykładach zaprezentować jak bardzo te zdawałoby się archaiczne, i jak uważał Giedroyc, zbyt długie i bardzo trudne[12] mity i bajki są wciąż aktualne. 
I choć w swojej pracy nad opowieściami Vincenza borykam się z trudnościami w postaci licznych dygresji autora, powtórzeń, to jednak mam świadomość, że u Vincenza każdy szczegół jest istotny, użyte słowa nieprzypadkowe, a forma legendy, mitu, czy bajki podyktowana jest chęcią dotarcia nie tylko do intelektualistów, ale przede wszystkim do ludzkich uczuć.

1. Dlaczego opowieści Vincenza i w ogóle mądre opowieści

Lektury Vincenza na pewno wymagają od czytelnika pewnego wysiłku i dużo czasu. Liczne wspomniane dygresje, zdawałoby się niepotrzebne powtórzenia, pełne detali opisy z pozoru mogą sprawiać wrażenie chaosu. Dobrze obrazuje to Mit o Hołowaczu. Opracowanie tego huculskiego mitu niemożliwe jest bez opowiedzenia kim byli Wielici, skąd brała się ich nadprzyrodzona moc i jak to w obronie honoru, ziemi i wolności (słobody) odzywała się w nich krew wielikańska i zostawali opryszkami. Cała opowieść zajmuje na kartach „Połoniny” około pięćdziesięciu stron. Zdawałoby się, że rozwlekły gawędziarski styl Vincenza to nieustanne zmaganie by za pomocą słów odzwierciedlić pismo światowe – pradawną mowę. Tropienie słów ma służyć poszukiwaniu wskazówek do odnalezienia „prawdy starowieku”, czyli mitu zakorzenionego w doświadczeniu Natury. To był, jak zauważa Jan Choroszy[13] dla Stanisława Vincenza klucz do rozumienia świata. W swoich Zapiskach z czasów wojny definiuje orbis pictus: jako niewidzialne pismo światowe wyrażające niewidzialne intencje, niedosłyszalne słowa[14].
Tylko używając takiego pisma światowego możliwe było, według Vincenza, dotarcie do istoty rzeczy- wykreowanie świata z wiarą, że może on być mądry, dobry i szczęśliwy, bo przecież jest pewność, że „tam za lasem, za przełęczą, za lasem czeka zawsze On - przyjaciel”[15].

2. Jak opowiadać i skąd według Vincenz czerpać inspiracje

Warto zauważyć, że w twórczości Vincenza wszystkie historie są opowiadane. Opowiadanie historii jest stare jak ludzkość. Teza, że opowieści są skutecznym narzędziem oddziaływań wychowawczych oparta jest również na solidnych, współczesnych nam badaniach naukowych. Najnowsze prace psychologa społecznego Jonathana Haidt'a dowodzą, że umysł ludzki nie przetwarza informacji do końca w sposób logiczny, a najlepszym sposobem na przyjmowanie i przetwarzanie informacji są opowieści. Spełniają one w ludzkim mózgu rolę niezbędnego do rozumienia świata oprogramowania[16].
Vincenz to wiedział. Podobnie jak jego mistrzowie: Homer, Sokrates, opowiadacze huculscy mowę żywą cenił najbardziej. Teksty swoje zwykł poddawać „próbie głosu”. Profesor Ługowska zauważa, że ideałem działania za pomocą słowa była dla Vincenza Akademia Platońska. Pisarz wierzył, że "aby wychowanie i nauczanie w wielkim stylu, jakie przygotowała Akademia [...] było żywe musi być przekazywane z ust do ust, od serca do serca, od osoby do osoby"[17], a żadna książka nie zastąpi bezpośredniego kontaktu ucznia z mistrzem. Jako przykład podaje fakt, że najważniejsza część teorii Platona, dotycząca tego "czym jest najwyższe dobro" nie została nigdy przez filozofa spisana, bo jak stwierdza: "najbardziej drogie i tajemnicze słowa przekazuje się ustnie - najbliższym, i chyba w stosunkach najgłębszej przyjaźni i miłości"[18].
Warto podkreślić, że dla Vincenza ważne było również samo miejsce, w którym opowiadało się historie oraz stworzenie przyjaznej bezpiecznej atmosfery. Takim miejscem przyjaznym był zawsze dom pisarza. Niezależnie od tego, gdzie przyszło mu żyć, czy była to chata w Bystrcu na Huculszczyźnie czy wiejski domek w La Combe w Alpach, wszędzie odwiedzali go przyjaciele głodni jego opowieści i rozmowy.
Skuteczność opowieści Vincenza polega również na tym, że choć zarzekał się że nie jest eudytą[19], to bezsprzecznie nim był, a jego opowieści to wynik wielu lektur, wszechstronnej wiedzy, niezliczonych dialogów i dyskusji. Sam miał swoich mistrzów: Homera, Sokratesa, Platona, Dantego. Wiemy, że z „Boską Komedią” nie rozstawał się. Cenił Dantego za umiejętność zgromadzenia w swym poemacie doświadczenia, kultury i wiedzy wszystkich poprzednich pokoleń. Uważał go za poetę, któremu udało się przemienić mowę codzienną, to nieforemne ciasto, a nawet kurz i błoto w „prasłowa” będące krzykiem życia i wołaniem duszy. i przenieść czytelnika w sen, w zmierzch tajemnych spraw (segrete cose). [20]
Jak zauważa Dorota Burda-Fischer trafność Vincenzowej formy wynika również ze znajomości opowiadań z pierwszej ręki. Badaczka zauważa, że wysłuchiwał ich z ust żydowskich opowiadaczy[21]. Podobnie rzecz się miała z opowieścią o Syroidach. dowiadujemy się o tym z listu Vincenza do Jerzego Giedroycia, gdzie pisze:
"Mit ten wygrzebałem z największą trudnością od bardzo starych ludzi, bo młodzi wstydzą się to powtarzać, jako że to "nieprawda". Tymczasem to prawda, bo ja czerpałem soki i krew do jej napisania, słuchając moskiewskich procesów przez radio."

3. Cele czyli czemu według Vincenza służą opowieści

Opowieści mają odpieczętować oczy, odpominać duszę. Dobrze zasymilowane słowa mają nam przypominać wiedzę tam zaklętą i zbudzić ukrytą prawdę. W „Outoposie” wyjaśnia:
Zapominanie bowiem jako sztuka to nic innego, jak prawdziwe asymilowanie przyswajanie sobie, przy tym to, co się przeżyło, skrapla się w spotęgowaną zdolność do rezonansu, oddźwięku (?)
Dlatego to przyroda jest wielka! Zapomniała, że była chaosem, a przecież to się może znowu odezwać, gdyby tak być musiało[22].
Drugi ważny powód do wspólnych opowieści to możliwość bycia razem. Vincenz wielokrotnie przypomina jak ważne jest, aby nabyć się razem. Opowieści są receptą na tworzenie dobrych relacji. Opowiadanie to wspólne przeżywanie emocji, a tak właśnie powstają więzi - pobratymstwo.
Dobrą opowieść poznać można po tym, że łączy co podzielone. Często zarzuca się Vincenzowi, że jego postaci są wyidealizowane. Pisarz jednak święcie wierzył, że za Sokratesem, że każdy człowiek pragnie dobra[23]

4. Przykłady na ponadczasowość opowieści Vincenza

Opowieść ekologiczna o tym jak zbudować trwały, bezpieczny i gościnny dom.

W pierwszej części tetralogii "Prawdzie Starowieku" znajduje się gawęda oparta na swoistym „know-how" jak zbudować dom. Opowieść rozpoczyna się refleksją, o charakterze ludzi z Wierchowiny. Jako potomkowie zbiegów, tułaczy i wygnańców całe życie "trudzą się i szukają domu, jak nagi człowiek okrycia"[24], bo przecież zadomowić się gdzieś i zakorzenić to od zawsze pierwotna potrzeba człowieka.
Opowieść z rozdziału „Chata” mówi krok po kroku jak to marzenie spełnić w zgodzie z naturą i ludźmi.
Fundamentalne znaczenie ma wybór dobrego miejsca. Huculi wierzą, że dobry dom zawsze powstaje tam, gdzie padły, przeniesione wiatrem krople potu Zbolałego na Krzyżu Zbawiciela. Takiego błogosławionego miejsca szuka się długo i często latami bacznie obserwuje naturę, "czy nie dotrze tam lawina ani nie okrąży zamieć śnieżna. [...] trzeba pilnie patrzeć, w których miejscach bydło lubi odpoczywać lub gdzie się gnieżdżą mrowiska bo tam jest dobre miejsce na chatę.”[25]
Nie mniej ważne jest by do budowy wybrać dobre drewno. I znów uwaga, że dobry cieśla pamięta, że drzewo to "przyjaciel, co przez ofiarę przeniósł się do ludzkiego świata, by go chronić i grzać" i starannie później dobiera kłody, pamiętając "jak to jedno życie troszczy się o drugie".
Gdy materiał jest już przygotowany, przychodzi czas na prace ziemne i solidne ustawienie podwalin, gdzie chata ma puścić korzenie.
Jest to etap na tyle ważny, że wśród podwalin należy ustawić stół i sprosić pierwszych gości.
Jak widać spotkania z drugim człowiekiem i tworzenie dobrych relacji międzyludzkich są równie ważne co szczegóły techniczne.
I tak chata pnie się w górę, pokazując że "to nie nora, tylko ludzka myśl, wzlot ku górze".
Opowieść o budowie domu to ekologiczna historia o tym jak tworzyć dobre życie w zgodzie z naturą i pokorą wobec jej sił. Pokazuje jak ważna jest pracowitość, współpraca i w końcu wdzięczność wyrażona w radości i otwartości na innych.

Opowieść o inżynierii genetycznej i sztucznej inteligencji czyli „Cud zrobiony” - chasydzka opowieść o Golemie i granicach ludzkiej wolności

Opowieść ta jest próbą odpowiedzi na pytanie: czy wolność to brak granic, czy może raczej respektowanie i wsłuchanie się w odwieczne, niezmienne boskie prawa?
W bajce "Zrobiony Cud" słuchamy o Rabi Mojsze Kitowerze, który chciał być całkiem swobodny i ulepił sobie z gliny człowieka. I choć ulepił go bardzo pracowicie, według przepisu i napakował w niego dobre słowa, to naruszył tym samym boskie prawa.
Jego człowiek, Bok jak nazwali go chłopi, miał czytać jego myśli i spełniać je tak aby mógł on być swobodny - wolny. Głodny po akcie kreacji Mosze myśli oczywiście o jedzeniu i już tu na tej wydawałoby się podstawowej potrzebie rozpoczynają się komplikacje. Pełen dobrych intencji, czytając myśli przynosi świńską szynkę, potem urywa pasącym się wołom ogony. Doprowadza to do wściekłości chłopów, a biednego Moszego do ciągłego kontrolowania swoich myśli. Jest on stale odpowiedzialny by jego Człowiek czego złego nie wyczuł.
Mosze tak bał się swoich myśli i pragnień, że najlepiej mu było gdy się modlił. Stał się w ten sposób prawie świętym cadykiem, ale stracił swoją wolność. Wychudł, sczerniał, próbował się nawet pozbyć Człowieka.
Uratował go przypadek. Tu pada ważne zdanie: Bóg chowa się za przypadkiem. Idąc przywiązany postronkiem do Boka zauważa pasącego się czarnego byka. Wpada mu do głowy myśl: "Ach jaki brzydki byk, gdyby go wyprać". I Bok już myje byka. Kupił byka, a Bokowi kazał prać do białości jego skórę. Bok prał dzień i noc, a zadanie było niewykonalne. Mosze niespokojny wciąż myślał to samo: "Prać skórę, prać skórę!" Bok prał nieprzerwanie i w końcu sczerniał, wyczerpał się i zginął.

Opowieści Bałagułów o 100 procentach racji czyli nauka krytycznego myślenia


W Barwinkowym Wianku Stanisław Vincenz, opisując podróż gości na wesele na dworze w Krzyworówni, poświęca żydowskim woźnicom bałagułom cały rozdział. Nic dziwnego, bo od bałagułów można się było dowiedzieć wszystkiego: co to ekonomia, jak dochodzi do kryzysów i jakie są zalety z bycia ostatnim.
Umilali oni czas pasażerom opowieściami i często filozoficznymi dyskusjami. Pewnego razu Stary bałaguła Bjumen usłyszawszy, że ktoś miał mieć, rzekomo, sto procent racji, stanowczo stwierdził, że coś takiego jak sto procent racji nie istnieje. A już na pewno nie w interesach.
Uważał, że "jeśli dwóch się kłóci, a jeden ma rzetelnych 55% racji, to bardzo dobrze, i nie ma co się szarpać. A kto ma 60% racji? To ślicznie, to wielkie szczęście. A co by powiedzieć o 75% racji? Mądrzy ludzie powiadają, że jest to bardzo podejrzane. No, a co o 100%? Taki co mówi, że ma sto procent racji, to paskudny gwałtownik, straszny rabuś, największy łajdak"[26]


Wspomnienie o Panu Kołaszce czyli opowieść o patriotyzmie

Wspomnienie o panu Kołaszko to poruszająca opowieść z ostatnie części tetralogii, którą się powinno się zdecydowanie słuchać, a nie czytać. Vincenz bowiem snuje ją, powtarza pewne wątki i dodaje liczne, zdawałoby się drugorzędne, a istotne szczegóły. A robi to w taki sposób, że przy próbie streszczenia żal cokolwiek pominąć.
O panu Kołuszko opowiada w karczmie w Jaworowie gościom weselnym Pan Władysław.
Ważny jest moment, w którym pan Władysław decyduje się wspomnieć dawnego przyjaciela. Weselnicy są na świeżo po opowieści Bjumena o Krawcu Pinkasie. Dyskutują na temat możliwości miłości do nieprzyjaciół.
I tak pada przykład pana Kołaszko - ekscentryka i oryginała o kontrowersyjnych poglądach politycznych. Był on gorącym wyznawcą idei słowianofilskich, orędownikiem wzajemnego poznania się i przyjaźni Polaków i Rosjan.
Dość, że z panem Kołaszko lepiej było tematów politycznych unikać. A pan Władysław opisuje go jako człowieka pełnego humoru, odpowiedzialnego, dokładnego we wszystkim co robił, i świetnego gospodarza. Poza tym dodaje, że mimo swej tuszy potrafił być ruchliwy i sprawnie dosiadał swego małego równie tęgiego mandżurskiego konia.
Dalej pan Władysław wspomina jak to na polecenie ojca odwiedził pana Kołaszkę w jego domu. Była wówczas ciepła, pogodna jesień. Z ogrodów znoszono jabłka, gruszki, z oddali dochodził zapach smażonych powideł.
Pan Władysław opowiada, że zastał pana Kołaszkę w dużym bibliotecznym pokoju, wyścielonym dywanami, czytającego właśnie po persku dziwne zwrotki z Dżelladina Rumiego. Dodaje, że na zawsze pozostało mu wspomnienie pogody szczęśliwej tego jasnego domu.
 Gdy wybuchło powstanie, a młodzież wrzała i działała pan Kołaszko podchodził do sprawy bardzo sceptycznie. Nie wierzył w możliwość zwycięstwa. Tym większe było zdumienie, gdy do Kurlandii dotarła nagle wiadomość, że pan Kołaszko przystąpił do powstania.
Jego tubalny głos i śmiech sprawił, że w powstańców wstąpiły nowe siły, a on sam wcale nie kładł się spać, ciągle czuwał by Moskale nie okrążyli.
Pewnej nocy złapano młodego sałdata. Wszyscy byli pewni, że to rosyjski szpieg, a chłopczyna jąkał się, że chciało mu się „czereszeń" I choć nikt nie chciał wierzyć w te czereśnie pan Kołaszko spojrzał na chłopaka i huknął: puścić wolno.
Żołnierz po kilku dniach wrócił z trzema kolegami. Dołączyli do Polaków.
Wieczorami Kołaszko miał w zwyczaju gawędzić, opowiadać o pięknych przyjaźniach, przekonywać do konieczności dialogu.
Gdy powstanie zaczęło upadać, a walki były coraz ostrzejsze Kołaszko otrzymał śmiertelny postrzał.
Pan Władysław wspominał swój wówczas wybuch nienawiści. Wyrzucał rannemu Kołaszce jego idealizm i rusofilstwo.
Kończy on swoją opowieść refleksją, że myśli o panu Kołaszko zawsze, ilekroć widzi, jak ludzie się przyjaźnią i kiedy się rozumieją wzajemnie. I gdy myśl o tym - jak być powinno. [27]

Podsumowanie

W styczniu tego roku by uczcić 50-tą rocznicę śmierci pisarza, w warunkach pandemicznych czyli na platformie Zoom, opowiadałam moim uczniom o Vincenzie - człowieku, który mimo doświadczenia dwóch totalitaryzmów do końca wierzył w siłę ducha, który mówił, że nie ma człowieka, z którym nie mógłby się zaprzyjaźnić. Podkreślałam, że Vincenz uczył, jak ważne są słowa: rozmowa (szczera albo żadna), mądra opowieść, wartościowa lektura. Odbył się quiz wiedzy o pisarzu, zawierający jedno pytanie otwarte. Uczniowie mieli za zadanie napisać o opowieści Vincenza, która wywarła na nich największe wrażenie.
Chciałabym przytoczyć odpowiedź ucznia klasy ósmej - Ukraińca, świetnego historyka, który uczy się w polskiej szkole od dwóch lat. Pisze on:
Moją ulubioną opowieścią Stanisława Vincenza jest opowieść o patriotyzmie. Ważnym wątkiem tej opowieści jest historia o panu Kołaszku, który był człowiekiem mądrym, dobrym gospodarzem, ale jednocześnie odizolowanym od świata idealistą. Pan Kołaszko miał trochę dziwne poglądy. Wierzył we wzajemną przyjażń między przeciwnikami, wierzył, że wszyscy jesteśmy tacy sami oraz, że nie ma znaczenia, jakiej narodowości jesteśmy. Mówił:
„Widzisz przecież, żeśmy sprzężeni z nimi (Rosjanami) jak dwa półkola obręczy. Oni kiedyś to zrozumieją.”, „Czyż może być coś piękniejszego nad przyjaźń z sąsiadami? To przecież naprawdę bliźni. Tak jak ja z wami. Różnimy się, a lubimy się. Gdzież jest lepszy sens życia? Do sąsiadów pojechać na pogawędkę, na zabawę, ha, widzisz, albo fajki spróbować czy fletu, albo przeczytać sobie razem, zaśpiewać coś… Tak kiedyś będziemy żyć z Rosjanami. Jednak musimy się poznać. A to ma swoją cenę”.

Kołaszko w czasie powstania styczniowego nie zabił młodego rosyjskiego sałdata, podejrzanego o szpiegostwo. Puścił go wolno, ten następnego dnia przywiódł do powstańców swoich przyjaciół. To zdarzenie jest dowodem na to, że miłość może zjednoczyć nawet wrogów. Uczy nas także, że z każdym można znaleźć wspólny język. Otóż, miejmy wielkie serce, bądźmy otwarci na rozmowę, szanujmy drugiego człowieka. Tylko w taki sposób możemy stworzyć świat dobry, mądry i szczęśliwy – uczy Vincenz.[28]

No cóż, prowokowanie do takich prac to największy przywilej nauczycielskiej profesji.

Przypisy:
[1] Przetłumaczył „Trzy poematy” Walta Whitmana oraz wraz z Izydorem Blumenfeldem przetłumaczył i wydał dzieło swojego przyjaciela i mistrza Rudolfa Holzapfla, Wszechideał, Wydawnictwo Rój, Warszawa 1936
[2] W latach międzywojennych był redaktorem periodyku „Nowe czasy”, miesięcznika „Droga”, założył tygodnik „XX wiek”, za wortalem: www.vincenz.pl; działalność redakcyjną Vincenza opisał Emil Pasierski w szkicu „Stanisław Vincenz – redaktor (wstępne rozpoznanie” w „Zatrudnienie: literat Materiały, studia i szkice o Stanisławie Vincenzie pod redakcją Jana A. Choroszego, Wydawnictwo Agencja Wydawnicza alinea, Wrocław 2015, s. 43-54.
[3] Na uchodźctwie na Węgrzech (1940-1946) został Przewodniczącym Komisji Oświatowej organizującej naukę dla dzieci polskich i kursy uniwersyteckie dla młodzieży, J. Snopek, Vincenz a Węgry [w] Stanisław Vincenz, Atlantyda Pisma rozproszone z lat II Wojny Światowej, Wydawnictwo Świat Literacki, Warszawa 1994 s. 5-17.
[4]A.Błasiak, Aksjologiczne aspekty procesu wychowania, Wyższa Szkoła Filozoficzno-Pedagogiczna IGNATIANUM, Kraków 2009 s. 18.
[5] M. Ołdakowska-Kuflowa, Stanisław Vincenz wobec dziedzictwa kultury, Redakcja Wydawnictw Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Lublin 1997 s.57.
[6] J. A. Choroszy, Pisarstwo pracownika duchowego [w] Zatrudnienie: Literat Materiały, studia i szkice o Stanisławie Vincenzie pod redakcją Jana Choroszego, t.3, Wydawnictwo Alinea, Wrocław 2015 s.30.
[7]L. Rymarowicz, I. Zełenczuk, J. Zełenczuk, Pałahna. Stanisława Vincenza przewodniczka po huculskiej duszy, Płaj 52, str. 47.
[8]S. Vincenz, Echa z Czerdaka [w] Tematy Żydowskie, Wydawnictwo Atext, Gdańsk 1993, s. 229.
[9]Od trzech lat popularyzuję twórczość i opowieści Stanisława Vincenza na storytellingowym blogu: https://storiesoftita.blogspot.com/search/label/Vincenz
[10] J. Dąbrowska, Kędziory Pana Boga, Tygodnik Powszechny, wydanie 28/2018
[11] K. Winko-Rubio, Wykorzystanie metody storytellingu na lekcjach języka obcego jako narzędzia wprowadzającego w świat wartości, [w] Problematyczność rozwoju człowieka w obszarze edukacji i kultury współczesnej, Redakcja naukowa A. Rzymełka-Frąckiewicz i T. Wilk, Wydawnictwo Edukacyjne Akapit, Toruń 2020 s.163-177.
[12] Jerzy Giedroyc Stanisław Vincenz Listy 1946-1969, Opracował, wstępem i przypisami opatrzył Rafał Habielski, Instytut Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską Oddział Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza, Biblioteka Więzi, Warszawa 2021, s. 399.
[13] Składam podziękowanie Panu Janowi Andrzejowi Choroszemu za inspirację do napisania artykułu oraz bezcenne rozmowy o Vincenzie pedagogu.
[14] S. Vincenz, Outopos Zapiski z lat 1938-1944, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1992 s.174.
[15] Tamże, s.172.
[16] J.Haidth, The Righteous Mind: Why Good People Are Divided by Politics and Religion, Pantheon Books, Toronto 2012, s. 328. (The human mind is a story processor, not a logic procesor)
[17] J. Ługowska, Vincenz – Mistrz słowa mówionego, Biblioteka Vincenzowska pod redakcją Jana Choroszego, t.1, Wydawnictwo Alinea, Wrocław 2015 s.15.
[18] Tamże, s.16.
[19] Jerzy Giedroyc Stanisław Vincenz Listy 1946-1969, Opracował, wstępem i przypisami opatrzył Rafał Habielski, Instytut Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską Oddział Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza, Biblioteka Więzi, Warszawa 2021, s. 243.
[20] tamże, s. 144.
[21] D. Burda-Fischer, Stanisław Vincenza Tematy Żydowskie, Wydawnictwo Alinea, Wrocław 2015 s.102.
[22] S. Vincenz, Outopos Zapiski z lat 1938-1944, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1992 s.36-37.
[23] Tamże, s.165.
[24] S. Vincenz, Prawda Starowieku, Wydawnictwo PAX, Warszawa 1980, s.54.
[25] Tamże, s. 56.
[26] S. Vincenz, Barwinkowy wianek, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1983 s.99.
[27] S. Vincenz, Barwinkowy Wianek, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1983 s. 267-286.
[28] Oryginalny tekst pracy konkursowej ucznia klasy VIII D z Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Brwinowie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz