Trębacz z Samarkandy czyli o tajemniczej przepowiedni i autentycznej legendzie
Książka Ksawerego Puszyńskiego wylicytowana online na tegorocznym WOŚP-ie okazała sie być zbiorem niesamowitych opowieści. Tak zresztą brzmi tajemniczo jej tytuł: "Opowieści"...
Pierwsza z nich opowiada o starych legendach krakowskich związanych z postacią lajkonika i przerwanego hejnału mariackiego. Autor, relacjonując przygodę ze szlaku wojennego swego przyjaciela w dalekiej Samarkandzie, dowodzi, jak zaskakująco prawdziwe mogą okazać się legendy. Autentyczność wspomnianych legend krakowskich okazała się być poświadczona starą legenda o trębaczu z Samarkandy, w którą wierzą plemiona mongolskie od Tien-szanu po brzegi Morza Kaspijskiego. Legenda ta dodana do tych krakowskich układa się w spójną całość, ale do rzeczy.
Otóż, przyjaciel autora wraz z Armią Andersa zawędrował na wojennym azjatyckim szlaku aż do Samarkandy.
Ku zdziwieniu żołnierzy witano ich tam niezmiernie, a nawet podejrzanie, serdecznie. Polakom zadawano masę pytań. Między innymi dopytywano kilkakrotnie:
„Jesteście synami Lechistanu, prawda?”, „I jesteście żołnierzami, prawda?”, „I wierzycie w Boga, tak?”, „A trębaczy macie?”.
Jak się później okazało w związku z twierdzącymi odpowiedziami miejscowi mieli do Polaków ogromną prośbę: „Jeśli jesteście z Lechistanu i jesteście żołnierzami… i wierzycie w swego Boga… i macie trębaczy… czy nie moglibyście jutro wieczór kazać waszym trębaczom, by zatrąbili na naszym rynku? Na wprost meczetu, w którym leżą prochy wielkiego Timura?”.
Dowódca w dowód wdzięczności za gościnność zgodził się i prośba została spełniona w przeddzień mahometańskiego Święta Dnia. Przed meczetem zagrano pobudkę wojskową, następnie jakiś apel, aż w końcu hejnał mariacki. Zgromadzona tłumnie ludność wysłuchała go w skupieniu, po czym wszyscy w ciszy rozeszli się do domów. Polscy żołnierze zaczęli z ciekawości wypytywać dlaczego było to takie ważne i o co właściwie chodziło.
Okazało się, że tajemnicza prośba związana była z pewną starą przepowiednią. Otóż, jak opowiedziano, dawno temu miejscowe plemiona brały udział razem z Tatarami w najazdach na Polskę. Zdarzyło się wówczas rzecz straszna. Atakując bardzo bogate miasto - stolicę kraju, „z jednego z minaretów – jak oni mówią – tego miasta trąbiono modlitwę. Tatarzy podkradli się wówczas pod same mury. Chcieli miasto wziąć przez zaskoczenie”. Kiedy trębacz próbował zaalarmować miasto, strzała z tatarskiego łuku przeszyła mu gardło. Legenda głosi dalej, że zaalarmowane miasto obroniło się, a Tatarzy ponieśli klęskę.
Analizując wnikliwie po wyprawie przyczyny klęski dostojnicy uznali, że spowodowana ona była właśnie bestialskim przerwaniem modlitwy. Potraktowano to, jako klątwę z przepowiednią ogłoszoną przez kapłanów:
„Czyn wasz – mówili – ześle na was karę nieba. Nie będziecie tratowali cudzych ziem co wiosnę, nie będziecie zdobywali obcych miast, królestwa wasze upadną, na gruzach meczetów chwast porośnie i sława stepowa w zapomnienie popadnie. Jednak i dla was zabłyśnie słońce pomyślności. Ale nie nastąpi to, zanim trębacz z Lechistanu nie zatrąbi na rynku w Samarkandzie pieśni, której wtedy nie skończył”
Ksawery Pruszyński kończy opowieść refleksją:
"Cóż to znaczy legenda autentyczna? Bywają dokumenty autentyczne lub podrobione; nie ma autentycznych lub podrobionych legend. Legendy nie mają metryki. Kraje nowe nie mają legend; kraje stare je mają. Legenda fermentuje w mózgu paru pokoleń, jak wino w kadziach, nabiera siły. To pewna, że tutaj tam nikt nie słyszał o Krakowie, o hejnale, o naszym lajkoniku. Ale mieli legendę, która jest jakby połową naszej legendy."
P.S. Taka opowieść tuż przed tegorocznym tańcem Lajkonika. Tradycyjnie odbywa on się na ulicach Krakowa w oktawę Bożego Ciała. Dlaczego?
Otóż, jak dowiadujemy się za oficjalnym portalem miasta Krakowa, historycy i etnografowie nie potrafią jednoznacznie wyjaśnić skąd właściwie wzięła się ta krakowska tradycja. Problem usiłuje wyjaśnić legenda. Nawiązuje ona do tragicznych wydarzeń w historii Krakowa, mających miejsce w XIII wieku. Wiążą się one z koczowniczym ludem z dalekich stepów Mongolii - Tatarami. Po raz pierwszy pojawili się oni w Krakowie, bynajmniej nie w pokojowych zamiarach, w 1241 roku.
I oto któregoś czerwcowego wieczora 1287 roku czambuł tatarski, zupełnie nie zauważony przez miejskich strażników, zbliżał się do murów miejskich...
Co wydarzyło się dalej potwierdzają już dwie niezależne od siebie legendy, a w każdej z nich, jak wiemy jest ziarnko prawdy.
W przypadku prawdy, jej ziarnko to jak widać bardzo, bardzo dużo ;)
4 komentarze:
Legenda fermentuje w moim mózgu!
O, to bardzo dobrze. Procesy fermentacyjne generują mnóstwo energii ;)
Bardzo ciekawa opowieść potwierdzająca, że zawsze są co najmniej dwie strony każdego spotkania. Lekcja dla naszych niespokojnych czasów?
To prawda, i tyle niespodzianek po drodze :)
Prześlij komentarz