Stories of Tita

24 września 2020

Bajki Leonarda da Vinci z memento gratis



Między dostaniem przesyłki, a otwarciem książki z pośpiechem tkwi szczęście

To, że jestem bibliofilką to pewne. Kupowanie książek z opowieściami, bajkami, gawędami itd. to moja słabość. Cały czas złudnie, zapewne, myślę, że to najlepsza lokata mojego nauczycielskiego kapitału. 
Mam jednak twarde dowody, że nabywając stare książki w antykwariacie przytrafiają się niesamowite historie, warte każdych pieniędzy.
Taka właśnie przytrafiła mi się ostatnio. Zamówiłam książki ukochanego Vincenza i jako, że do bezpłatnej dostawy brakowało mi 10 złotych, to dorzuciłam do koszyka Bajki Leonarda da Vinci w tłumaczeniu Leopolda Staffa wydanej przez PIW w 1953 roku.
Okazało się, że bajki Leonarda nie dość, że jak na Mistrza przystało oryginalne, to też w przeważającej części zadziwiająco krótkie np.  "Zwierciadło Królowej":
Zwierciadło się pyszniło raz, że odbijało 
Królowę. Gdy odeszła (nic w nim nie zostało).

Da Vinci liryk zadziwia, ale... to co zdumiało po otwarciu książeczki to znalezisko wewnątrz. Przy każdej bajce, na każdej stronie odkryłam małe pożółkłe karteczki, a na nich czyjeś osobiste komentarze, nawiązujące do dyskutowanych dylematów filozoficznych i ówczesnej sytuacji społeczno-politycznej (wczesne lata pięćdziesiąte).
Po pewnym czasie zorientowałam się, że są one do kogoś adresowane. Wróciłam na pierwszą stronę i rzeczywiście znajduje się tam krótka dedykacja: 
Kochanej
- Bogda
W-wa, 15 maja 1954 r
Wiadomo więc, że obie były kobietami i musiały być sobie bliskie. Nadawczyni czyni w tekstach dyskretne aluzje do wspólnych przeżyć i znajomych. Pojawia się między innymi postać tajemniczego Kerna (czyżby Ludwik Jerzy Kern).
Wszystko to pisane czule, z ogromną empatią i sympatią do adresatki. 
Wiele też pod bajkami analogii do przeczytanych wspólnie książek. Nie brak też rekomendacji i polecanych lektur. 


Aż ma się ochotę sięgnąć. Gdzie indziej na karteczkach uwagi o odkrytych sensach: "podoba mi się sens. Łączę go z tzw. filozofią nędzy oraz definicją, że wolność to uświadomiona konieczność!!!' Pachnie to trochę marksistowskim materializmem filozoficznym, ale takie właśnie były czasy. Należało zacząć chcieć robić to co robić się musiało.
Zaintrygował mnie szczególnie jeden z komentarzy.



Nawiązuje on jak widać do aż dwóch bajek Leonarda: Brzytwy i "Wiąz i figowiec". Zbuntowana brzytwa postanawia spędzić resztę życia na "spokojnym wywczasie". W rezultacie gnuśnieje, leniwieje i traci "ostrz bystrości, a kształt jej popsowa rdza nieświadomości". Wiąz natomiast początkowo wyśmiewany przez figowca za bezowocne życie, na końcu obserwuje jak tenże uginając się pod ciężarem owoców jest tratowany przez głodnych żołnierzy. 
"I gdy okaleczony tak na członkach figowiec
Stoi tak, wiąz go pyta: - O, figowcze, powiedz,
Co z dwojga lepiej: czyli żyć bez dzieci zgoła,
Czy z ich powodu dola taka niewesoła?"
Zgodnie z radą w komentarzu postanowiłam zajrzeć do bajki Szczedrina o starym kiełbie. Okazało się, że istnieje taka i nosi tytuł "Przemądrzały kiełb". Dla niewtajemniczonych dodam, że kiełb to taka malutka rybka, którą pożywiają się inne drapieżne ryby.
A oto i skrócona wersja bajki, którą znalazłam w archiwalnych "Szpilkach" z roku 1938: 
Pewnego razu żył sobie Kiełb. Rodziców miał mądrych, do sędziwej starości dożyli i jakoś nie dostali się szczupakowi do pyska. Synowi też przykazywali - Pamiętaj synku, jeśli chcesz żyć, uważaj pilnie. A młody Kiełb miał umysł głęboki, zastanawiać się zaczął [...] Po wodzie same ryby pływają, a on najmniejszy: każda ryba może go połknąć a on żadną. Rak może go kleszczami na wpół przeciąć, wodna pchla w grzbiet się wpije i na śmierć zamęczy. Nawet człowiek, podstępne stworzenie, czegóż tylko nie wymyśli, żeby go, kiełba, życia pozbawić.
Zastanawiał się, kombinował i wykombinował najpierw sobie norę, żeby sam w nią wleźć mógł, a innemu wara. Potem postanowił, że tylko nocą, kiedy ludzie, zwierzęta, ptaki i ryby śpią on na spacer będzie sobie chodził, a w dzień w norze siedzieć będzie i drżeć. Leżał tak więc, nocą nie dosypiał, kęsa nie dojadł i wciąż myślał — żyję jeszcze, a co jutro będzie? 
Pewnego razu obudził się, a naprzeciwko nory jego rak stoi. Stoi i nie rusza się, jakby zaczarowany, wybałuszył na niego kościane oczy i tylko wąsy mu się z prądem wody kołyszą. Najadł że się wówczas strachu. A zdarzało się z nim tak nie raz i nie dwa, a  tak prawdę to co dzień. I co dzień drżąc odnosił zwycięstwa i co dzień mawiał — „dzięki ci Boże, że dotąd jeszcze żyję“ — Ale nie dość na tym. Nie ożenił się i dzieci nie miał.
W ten sposób przeżył mądry kiełb przeszło sto lat. Wciąż drżał, wciąż drżał. Bez przyjaciół, bez krewnych. W karty nie grał, wina nie pił, tytoniu nie palił, z nikim się nie przyjaźnił. Wciąż tylko o jednym myślał. — Dzięki ci, Boże zdaje się, że jeszcze żyję.
Ile minęło znowu lat, kiedy wreszcie przemądrzały kiełb śmierć poczuł  nie wiadomo. Gdy leżał na śmiertelnym łożu i cieszył się, że własną śmiercią umierał coś mu nagle podszepnęło: Przecież w ten sposób cały kiełbi ród zginie. Przecież rodzina być musi. By wszyscy rozwijać się mogli i stawać się pożytecznymi obywatelami, nie mogą w ciemnych norach kryć się, obłąkani ze strachu. Nie, to nie są obywatele, a co najmniej niepotrzebne kiełbie. Żyją tak bez sławy i szczęścia, daremnie tylko innym miejsce zajmują. Ale jak tylko uświadomił sobie to wszystko naraz znów się przeraził i drżeć zaczął. Gdy żył  drżał, umierając drżał. 
Jakież miał radości i smutki, kto o nim co wiedział? Leżał niepotrzebny nikomu i czekał, kiedy śmierć go wybawi. Słyszał, jak koło jego nory przepływają ryby, a żadna nie zapytała się w jaki sposób przemądrzały kiełb dłużej niż wiek potrafił przeżyć.  A już najbardziej go bolało, że nikt go mądrym nie nazwał. A nawet  wprost go bałwanem nazywali i dziwili się, czemu woda takich głupców trzyma. 
No niezła historia.
Ale, żeby nie kończyć tak ponuro wrzucam ostatnią karteczkę, znalezioną przy spisie treści i zatytułowaną: wniosek ogólny.....
I takie słowa od tajemniczej Bogdy:
"Przyjemnie pogadałoby się z Leonardem da Vinci, gdyby jeszcze żył. Chociaż i bez tego warunku -przyjemnie ... jak sądzisz?

 Cóż, mnie bardzo rozczuliło to znalezisko. Ostatnio w telewizji emocjonowano się butelką z lat 60-tych. Zakopali ją budowlańcy z informacją ile wówczas kosztował litr wódki, bochenek chleba i kilo cukru. Ja mam karteczek ponad 20 i każda może być przyczynkiem do przyjemnej rozmowy.
A bajka o starym kiełbie to prawdziwe memento ;)    

  
   

1 komentarz:

marzanka pisze...

Piękna historia. A opowieść o kiłbie cudo

Prześlij komentarz