Łańcuszki szczęścia czyli współczesne listy z nieba
Czytając ostatnio trzecią cześć tetralogii "Na wysokiej połoninie" zaczęłam się zastanawiać skąd tytuł. Okazuje się, że tzw. „listy z nieba” są zjawiskiem kulturowym i religijnym znanym w całym świecie chrześcijańskim od kilkunastu wieków. Do Polski prawdopodobnie dotarły z Niemiec, a najstarszy znany nam polski „list z nieba” pochodzi z początku XVI wieku. Mimo ich religijnego charakteru nie były one nigdy akceptowane przez Kościół.
Według przekazów, autorem tych „listów” miał być sam Pan Bóg, który zsyła je na ziemię, aby nawoływać ludzi do zachowania zasad wiary oraz wskazywać im właściwą drogę w życiu. Obowiązkiem każdej osoby, która otrzymała „list”, było nie tylko przeczytanie go, ale również rozpowszechnienie jego treści, co czyniono najczęściej przez przepisywanie. Posiadanie go przy sobie miało zapewnić szczęście i dostatek w życiu doczesnym oraz zbawienie wieczne. W takie „listy” zaopatrywali się idący na wojnę. Był on bowiem uważany za amulet chroniący przed nieszczęściem i śmiercią.
Mimo różnorodności przewijających się motywów, można wydzielić stałe elementy w ich treści - najczęściej zawierają tekst przesłania płynącego od Boga oraz wezwanie do przeczytania, posiadania go przy sobie i rozpowszechniania zawartych w nim treści, a także zapowiedź nagrody za wykonanie polecenia i kary za nieuczynienie tego. „Listy” tego typu, często już z poza religijnym przesłaniem, współcześnie nadal krążą w formie znanych „łańcuszków szczęścia”. Ich struktura pozostała podobna, chociaż zmieniły się kanały przekazu. Obecnie popularny jest w sieci mem z Piesełem Bezpieczeństwa i Higieny Pracy czy też Starym Piesełem o Wielkiej Wiedzy i Mądrości. Nietrudno odgadnąć, że pierwszy krąży w kręgach biuralistów zapewniając spokojny tydzień w pracy. Drugi pieseł zapewnia zdanie wszelkich egzaminów. Dziś wystarczy tylko dać tzw. like'a lub najwyżej napisać: "Żyj długo stary piesie". Dawniej jednak człowiek musiał zarywać noce i przepisywać listy odręcznie.
Osobiście pamiętam łańcuszek, bodajże, św. Antoniego, który dziecięciem będąc przepisywałam w iluś tam egzemplarzach, przerażona konsekwencjami zlekceważenia przesyłki. Sam taki list to niezła opowieść z dreszczykiem, zwłaszcza w sekcji tzw. przestróg. I tak właśnie w przepisywanym przeze mnie łańcuszku czarne na białym napisane było, że:
"Pewien Polak z Argentyny zniszczył kartkę łańcuszka - stracił syna w ciągu 13 dni. Ktoś inny przetrzymał łańcuszek w ciągu 13 dni i zginął w wypadku samochodowym."
Dla zachęty, były też pozytywy i obietnice. Jak na przykład ta, że "pewien proboszcz spełniając czynność łańcuszka wygrał milion złotych."
Dla zachęty, były też pozytywy i obietnice. Jak na przykład ta, że "pewien proboszcz spełniając czynność łańcuszka wygrał milion złotych."
Nic dziwnego, że ludzie przepisywali i wysyłali. Zastanawiam się jednak nad fenomenem popularności tego typu wiadomości. No cóż jak świat stary, ludzie zawsze łudzili się, że w magiczny sposób mogą odmienić los. Trochę to infantylne i na odległość pachnie zabobonem, ale wciąż pojawiają się nowe wersje łańcuszków zapewniających szczęście.
P.S. Post opracowałam na podstawie artykułów znajdujących się pod linkami:
oraz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz