Stories of Tita

1 marca 2020

Meteory - opowieść o cudach zawieszonych między niebem a ziemią

Część druga: Niebo


Fresk przy niewielkim okienku w monastyrze Św. Mikołaja

Czasy, gdy jeżeli wierzyć legendzie, św. Atanazy wzniósł się na skały na skrzydłach orła czy gdy pustelnicy wspinali się po trzeszczących drabinach lub dawali się wciągnąć przez mnichów w dużym koszu, dawno minęły.
Dziś do każdego z monastyrów prowadzi wygodna droga, czasami tylko trzeba wspomóc się wykutymi w skałach schodami.
Mało tego obecnie podniebne monastyry nie tylko rozkwitają, ale na kilka godzin otwierają się na turystów. Otwarte są w nich muzea i maleńkie sklepiki. Z dawnych 25-ciu  obecnie działa sześć. Jeżeli ktoś bardzo chce może, moim zdaniem, mając samochód zaliczyć wszystkie w ciągu jednego dnia. Wstęp do każdego to zaledwie 3 euro, a odległości niewielkie. Sama runda z  Kalambaki do mniejszej Kastraki przez górską drogę z dostępem do  wszystkich klasztorów zajmuje około 40 minut samochodem. Z powodu braku pobocza odradzam nią piesze wycieczki. Dostępna jest jednak dróżka z Kalambaki, którą można dojść do monastyru Św. Trójcy i położonego nieopodal św. Stefana. Tu bardzo czytelna mapa:



I jeszcze godziny otwarcia:



Tyle informacji praktycznych.
W naszej wędrówce postanowiliśmy nie iść na ilość i zajechaliśmy do trzech. Pierwszym był klasztor Warłama, nazwany tak na pamiątkę mnicha, który wdrapał się tu w 1350 roku jako pierwszy i całe pustelnicze życie budował kościół pod wezwaniem Trzech Mędrców czyli św. Bazylego, św. Jana Chryzostoma i św. Grzegorza. Po jego śmierci miejsce opustoszało i czekało przez 200 lat na dwóch śmiałków - braci Nektariosa i Teofanisa z niedalekiej Janiny. To oni na skale wybudowali aż dwa kościoły: Wszystkich Świętych i Św. Jana. Do dziś  zachowały się piękne freski:


Jadąc do Meteorów poza sezonem turystycznym ma się szansę poczuć ciszę i moc modlitw, którymi nasiąknięte są te maleńkie przestrzenie. Dopiero gdy da się czasowi trochę czasu można dostrzec szczegóły. Tu maleńkie malowidło znajdują się nisko, tuż nad posadzką. 


Polecam zwiedzenie dość dużego i bogatego w zbiory muzeum, znajdującym się w dawnym refektarzu.
.

    





Wszystkie manuskrypty, ikony, dewocjonalia to, podobnie jak freski, owoc żmudnej, połączonej z modlitwą pracy zamieszkujących Warłam na przestrzeni wieków mnichów.
Drugim monastyrem na naszej trasie był najmniejszy, ale i najbardziej tajemniczy pod wezwaniem Świętego Mikołaja Anapafsasa. Zauroczył mnie bo mieliśmy okazję być w nim zupełnie sami i podziwiać malowidła ścienne najwybitniejszego malarza ikon z XVI wieku Teofanisa z Krety.






A tu sam gospodarz w srebrnej sukience


U Mikołaja było tak miło i przytulnie, że nie chciało nam się stamtąd wychodzić. Przez maleńkie okienka widzieliśmy jednak, że jeszcze sporo do odkrycia przed nami.


I wychodząc natknęliśmy się na takie cuda:


Taką wspinającą się tradycyjną metodą po skałach gąsiennicę:


I stary opuszczony monastyr 


 Naładowani pozytywnie, acz głodni zjechaliśmy do pobliskiej maleńkiej Kastraki na pierwszy w życiu rosół grecki ze śmietaną i ryżem - pyszny.


Tu przytulona do Meteorów miejscowość Kastraki.
Jeżeli chce się w jeden dzień zobaczyć jak najwięcej, trzeba się jednak uwijać, bo najdłużej otwarty klasztor Św. Stefana czynny jest do 17-stej. I tam też się udaliśmy. Jest to monastyr najstarszy, ale i najłatwiej dostępny. Nawet w zamierzchłych czasach prowadził do niego most zwodzony. Od zawsze okalała go taka fosa:


Monastyr ten, choć zawierał najwięcej relikwii (między innymi relikwie Krzyża Świętego) to jednak nie miał szczęścia. Był jedynym klasztorem zbombardowanym  w czasie wojny. Również po wojnie dalszemu niszczeniu ulegały cenne malowidła. Dziś urzędujące tu gościnne mniszki robią wszystko, aby przywrócić miejscu dawną świetność. Tu stare malowidło na krużganku.


Wiele starych fresków zastąpiono nowymi. Tutaj jeden z najnowszych i najbardziej apokaliptycznych:



 W monastyrze w maleńkim muzeum udostępnione są zwiedzającym takie cuda:





Ale znowu na zewnątrz czekały takie widoki


Czując niedosyt postanowiliśmy mimo zamknięcia przejść się do pobliskiego monastyru Trójcy Świętej. Prowadzi do niego malownicza trasa i długie skalne schody.



I tak powoli zapadał zmrok


Widzicie te dwa światełka na zdjęciu poniżej. Jedno jest z monastyru Św. Mikołaja, drugie z Warłamu. 
Ślad, że są tam ludzie. Dlaczego, wzorem swych poprzedników, chcieli wymknąć się światu?  Z jakim demonami się zmagają? Jaka tajemnicę próbują zgłębić?


Nie wiem. 
Jako osoba mocno stąpająca po ziemi, mam świadomość, że nie wszyscy mogą zamknąć się w pustelni. Większości pozostaje bliżej ziemi. Wszyscy są potrzebni, a każdy z nas chce przeżyć dobre życie. Bezcelowa jest dyskusja czyja droga jest lepsza. Każda jest inna. 
Gdy tak stałam i stałam w tej ciemnościprzyszedł mi do głowy ulubiony cytat z Norwida, zapisany i wykuty w młodości: 
"Przez wszystko w czym do mnie przemawiałeś - Panie, 
Przez ciemność burzy, grom i przez świtanie, 
Przez przyjacielską dłoń w zapasach z światem [...] 
Panie! - ja nie miałem głosu
Do wypowiedzi godnej
I milczałem ...."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz