Rarytas czyli opowieść Vincenza o Krawcu Pinkasie
źródło: www:thoughtco.com/Marc Chagall - Over Vitebsk
W drodze na wesele do Krzyworówni goście zatrzymali się w jaworowskiej karczmie. Grzali się w jesiennym słońcu, posilali miejscowymi przysmakami, popijali wodę burkucką z malinami, kawę ze śmietanką i zimne piwo, a wszędzie unosił się zapach świeżych bułek. W beztroskim nastroju, czując, że wesele tuż, tuż rozweselali się opowieściami. Mistrzem ich był stary bałaguła - woźnica żydowski - Bjumen.
Traf chciał, że znalazł się sam między Pańskimi gośćmi. Wszyscy znali go i cenili za żarty i niesamowite opowieści. Chcąc zachęcić do gawędy, nazwali go Rarytasem. Pijąc postawioną przed nim bombę piwa Bjumen nie dał się długo prosić i zaczął: "znam taką historię prawdziwą, nie bajkę, jak biedny żydek był naprawdę rarytasem... . To było dawno, ale to prawda. I to jest opowiadanie, nad którym niejedna mądra głowa się kiwała"
Traf chciał, że znalazł się sam między Pańskimi gośćmi. Wszyscy znali go i cenili za żarty i niesamowite opowieści. Chcąc zachęcić do gawędy, nazwali go Rarytasem. Pijąc postawioną przed nim bombę piwa Bjumen nie dał się długo prosić i zaczął: "znam taką historię prawdziwą, nie bajkę, jak biedny żydek był naprawdę rarytasem... . To było dawno, ale to prawda. I to jest opowiadanie, nad którym niejedna mądra głowa się kiwała"
W miasteczku pod Krakowem - w Ostrej żył wielki Rabin, ale opowieść jest o małym cichym Krawcu Pinkasie. Pinkas wierzył w rabina i radził się go w każdej sprawie. Nieraz nawet z tej swojej bogobojności nudził Rabina, ale Rabin zawsze cierpliwie odpowiadał mu: Tak-nie, nawet głowy znad książki nie podnosząc.
Pinkas codziennie chodził na zamek do dworu szyć dla jaśnie pana Grafa. Pan Graf był bardzo zadowolony z Pinkasa, a i krawcowi powodziło się i był zadowolony z pracodawcy. Zwłaszcza, ze Graf to był istny model krawiecki - wysoki, prosty, figura śliczna i "pan graf- taki marzyciel trochę- pytał czasem grzecznie. Mój Pinkasie, a może by tak, .... a może by?
Pinkas odpowiadał krótko: Tak- nie i głowy od kroju nie podnosił. Graf rozumiał majster to majster. I można powiedzieć, że byli to przyjacioły, choć jeden pan , a drugi kapcan." Dość, że stroje były idealne, bez najmniejszej fałdki i słynne w całej Europie. W ten sposób o Żydzie krawcu dowiedział się kuzyn Grafa cesarz hiszpański. Przesłał mu list, w którym pisał: "Chodzą tu wieści, że ty masz u siebie Żyda, prawdziwego Żyda. [...] Jeśli to zatem prawda, przywieź go ze sobą, a będę ci bardzo wdzięczny. Dla mnie , dla wszystkich moich poddanych to bardzo ważne, to będzie wielki rarytas. U nas od dawna już nie ma Żyda na lekarstwo, a jest nam właśnie potrzebny..."
I w tym momencie opowieści pojawił się w karczmie student Karolcio, wielbiciel opowieści Bjumena. Witali się serdecznie i wspólnie dalej ciągnęli opowiadanie. Karolcio wyjaśniał: "Moim zdanie w tej historii zastanawiające jest nie tyle, że Żyd raz był rarytasem. Chodzi tu raczej o coś zupełnie innego, o to, że istnieją jednostki niemiłe, ba, dokuczliwe, nieznośne, wprost złe, których sama obecność zmusza innych do tylu opanowań, do ciągłego łykania goryczy, do trawienia przykrości, że ci którzy to znoszą stają się niemal święci. Tak własnie wyobrażał sobie ów cesarz i całe jego rycerstwo Żyda. Roiło im się, że Żyd - to musi być jakaś istota straszna, jakiś potwór. Potrzebowali go do umartwiania". Wróćmy jednak do opowieści.
Cóż było robić - Graf zawezwał Pinkasa i oświadczył mu, że jadą pojutrze do Hiszpanii. Pinkas osłupiał, bo jakże tak jechać między obcych - samych niewiernych. "I do Hiszpanii? Któż wie co znaczy Hiszpania? Jak tam dręczono i wyniszczano Żydów...."
Pobiegł po radę do Rabina, a "On" wszystko już wiedział i nie odrywając głowy od książki rzekł: Jedź! I weź ze sobą śmiertelną koszulę!
Przepłakał Pinkas z żoną całą noc, pewien, że już jej nigdy nie zobaczy, pożegnał dzieci i ruszył z Grafem w daleką podróż. Można sobie tylko wyobrazić jak ciężko na duszy było Pinkasowi.
Po wielu tygodniach uciążliwej jazdy dotarli do Hiszpanii, a tam czekał cesarz z liczną świtą. Graf w najlepszych szatach podszedł w ukłonach. Tuż za nim dreptał przestraszony Pinkas.
Cesarz szczęśliwy dziękował Grafowi, że przywiózł Żyda-wroga chrześcijan, bo przecież wiara święta nakazuje kochać nieprzyjacioły nasze, a skąd ich wziąć? Teraz nareszcie mają już Żyda, mogą go kochać i zostać zbawionymi.
I tak kochano Pinkasa, że ten nic nie rozumiejąc słabł przyjmując kolejne hołdy i dary od dostojników kościelnych i świeckich. Darów przeróżnych nazbierało się tyle, że przeznaczono na nie specjalny pałac. W końcu przybył nawet sam zaniepokojony papież. Wśród bicia dzwonów i strzałów armatnich przystąpił do Pinkasa.
- I to ma być Żyd- zapytał ostro. Po czym orzekł, że za oszustwo i narażanie zbawienia tylu dusz chrześcijańskich Krawiec spłonie na stosie.
I nagle wszyscy opuścili Pinkasa. Jeden tylko Graf zaczął grozić, że krewni w sejmie Rzeczypospolitej podniosą alarm, że jego szlachcica polskiego zwabiono podstępnie i jak krawcowi coś się stanie to cała Ostra przejdzie na kalwinizm. Tymczasem tłumy biedaków zaczęły zbierać się pod pałacem papieskim, krzyczą: Oddajcie Żyda!
Papież chcąc wyjść z sytuacji z honorem, postanowił dać Pinkasowi szansę udowodnienia, że jest Żydem. W tym celu miał on udać się na odległą wysoką górę, wrócić zdrów i powiedzie co tam widział.
Tym razem do gawędy Karolcia wtrącił się garncarz Januńcio dociekając, że może Pinkas nie okazał należytej wdzięczności i pytając co też Pinkas sobie tak naprawdę myślał. Głos znów zabrał Bjumen:
"Pinkas, proszę majstra wciąż myślał o swojej robocie. O igłach, o niciach, o kroju sukien.[...] W piątek myślał o szabasie, a potem znów to samo od początku. Więcej go nic nie obchodziło. A co myślał tam za morzem w Hiszpanii?[...] o rodzinie, o żonie, o dzieciach...A co jeszcze miał myśleć Wy to najlepiej zrozumiecie, panie majster: przedtem był sobie krawiec, majster, a teraz co? Żyd, wróg, tylko wróg. A potem co? Już nawet nie Żyd, tylko co? To straszne. Ładne myślenie. To już najprędzej nic nie myślał, tylko bał się...[...]
Stary jestem wagabunda, ale przyznam się panom, kolka mnie przeszywa, kiedy sobie nieraz sam w nocy pomyśle, jak ten Pinkas poszedł tamtędy w góry , w to pustkowie. Tam to on już był Rarytas [...] tam w ogóle człowiek rarytas.[...] Drapie on się na te skały jeden dzień drugi. Już ta śmiertelna koszula mokra- no już i wyschła. A on nie umiera. Im wyżej tym straszniej, bo widać powrotu nie ma. Szedł tak kilka dni-kto wie jak długo.[...] Nogi sobie powykręcał, ręce odmroził-tak to.- Ale się raz dobrze przestraszył to się już nie boi, to mu wszystko jedno. Powoli krok za krokiem lezie jak mrówka po ścianie. I nawet dobrze mu tam[...] od wariacji ludzkiej daleko, od całej ludzkiej doli..."
A na samym szczycie oczom ledwie wierzy bo tam grób starodawny arcykapłana Arona. Padł na kolana do modlitwy, wzniósł oczy do nieba... i wtedy zobaczył coś na czym się znał. Nad światem wisiała wielka groźna fałda.
"Wtedy przeraził się, zapłakał, modlił się i jęczał, prosił, aby Pan Bóg oddalił tą fałdę. I niech z nim dzieje się co chce, i niechaj z jego rodziną dzieje się, co Bóg da, niech tylko ta fałda rozegnie się i rozprasuje." I jak to się stało nikt nie wie, ale fałda wygładziła się i było jasno, wesoło i dobrze na świecie.
Krawiec spokojnie zszedł drugą stroną góry i opowiedział o wszystkim co widział. Papież zrozumiał, że ma do czynienia z prawdziwym Żydem i obiecał spełnić każde jego życzenie.
Szczęśliwy, bo żyw Pinkas prosił jedynie, aby Panowie wzięli od niego skarby, które mu nadawali, a jego odstawili do kraju, do samej Ostrej, do Rabina! I pokój niech będzie wszystkim - szolem alejchem!
I taką historię o Rarytasie opowiedział Bjumen z Karolciem w karczmie w Jaworowie, a niejedna mądra głowa się nad nią kiwała.
P.S. Wszystkie użyte cytaty pochodzą z czwartego tomu tetralogii Stanisława Vincenza „Na wysokiej połoninie” pt. „Barwinkowy wianek”, wyd. PAX Warszawa 1983.
A na samym szczycie oczom ledwie wierzy bo tam grób starodawny arcykapłana Arona. Padł na kolana do modlitwy, wzniósł oczy do nieba... i wtedy zobaczył coś na czym się znał. Nad światem wisiała wielka groźna fałda.
"Wtedy przeraził się, zapłakał, modlił się i jęczał, prosił, aby Pan Bóg oddalił tą fałdę. I niech z nim dzieje się co chce, i niechaj z jego rodziną dzieje się, co Bóg da, niech tylko ta fałda rozegnie się i rozprasuje." I jak to się stało nikt nie wie, ale fałda wygładziła się i było jasno, wesoło i dobrze na świecie.
Krawiec spokojnie zszedł drugą stroną góry i opowiedział o wszystkim co widział. Papież zrozumiał, że ma do czynienia z prawdziwym Żydem i obiecał spełnić każde jego życzenie.
Szczęśliwy, bo żyw Pinkas prosił jedynie, aby Panowie wzięli od niego skarby, które mu nadawali, a jego odstawili do kraju, do samej Ostrej, do Rabina! I pokój niech będzie wszystkim - szolem alejchem!
I taką historię o Rarytasie opowiedział Bjumen z Karolciem w karczmie w Jaworowie, a niejedna mądra głowa się nad nią kiwała.
P.S. Wszystkie użyte cytaty pochodzą z czwartego tomu tetralogii Stanisława Vincenza „Na wysokiej połoninie” pt. „Barwinkowy wianek”, wyd. PAX Warszawa 1983.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz