Stories of Tita

7 czerwca 2019

Jak prawnuk Wielitów Hołowacz zabił biesa czyli  spisany przez Vincenza huculski mit



Piękny obraz Kazimierza Sichulskiego przedstawia huculskiego pasterza. Nie przypadkiem zamieszczam go pisząc o Hołowaczu, jako że według podań wywodził się on z pasterzy i był prawnukiem Wielitów czyli legendarnego walecznego rodu "królów ziemi z Pierwowieku". Jak pisze Vincenz wieść o pochodzeniu, dziejach i ukrytych w górach Wierchowiny skarbach Wielitów tajemnie spoczywała w sercach tamtejszych ludzi, a umierając niejeden gazda przekazywał ją najstarszemu synowi pod przysięgą.
A "czasem się zdarzyło, że jakiś chłopczyna poczuł w sobie nagle siłę wielikańską.[...] i z nieznanego pastuszka wyrastał wojownik sławny, co zadziwiał i przerażał świat."(str 172) Wielu z nich stawało się opryszkami. W dzisiejszym języku określenie "opryszek" nie brzmi dobrze, ale jak tłumaczył Vincenzowi jego piastun i przyjaciel Petro Iwanijczuk: "Nigdy tu z pierwowieku nie było żadnych opryszków, ani tym bardziej żadnego rozboju! Dopóki panowie byli honorowi i prawi, dopóki honorowo żyli jak starszy brat z młodszym.[...] łagodni i spokojni byli dziadowie nasi, rachmanny naród. Pracowali sami, nikogo nie bali się na ziemi, nikomu się nie kłaniali, tylko świętości niebieskiej. Wędrowali połoninami, królowali nad puszczami i wierchami jak te orły czarnohorskie.[...] Ale co prawda coś nie na dobre wyszła im ta rachmanność, gościnność. Bo się potem panowie rozpanoszyli na państwie, wyrodzili, zhardzieli, zgłupieli już zanadto. A przy tem  wnadzili się w góry. Zaczęli tedy posyłać swoich podpanków[...]. A ci gwałcili, deptali prawdę starowieku i prawo słobodne. Chcieli nas mieć za poddanych, za rabów, zaprowadzić pańszczyznę i czort wie co wymyślali." (str 181) 
I tak to w obronie honoru, ziemi i wolności (słobody) krew wielikańska się odzywała.
Podobnie rzecz się miała z Hołowaczem. "W złą godzinę i na własne nieszczęście wzbudzili panowie w nim tę siłę wielikańską. [...]Był z niego młodziak spokojny, pracowity i wesoły. Od lat najmłodszych kochał się w połoninach i pasterstwie.[...] Jego siwe oczy uśmiechały się życzliwie do świata." (str. 195)
Gdy jednak hajducy węgierscy zaczęli prześladować gazdów, uczepili się też rodziny Hołowacza. Początkowo na wieść, że pojmali mu brata tylko zaciskał zęby i pięści.  Kiedy jednak zaczęli katować ojca "opamiętywał ich Hołowacz, ludzkim głosem przemawiając do ich sumienia. A gdy w oczach rodziny zarżnęli krowę-karmicielkę, gdy jeden z nich kopnął ostrogą i rozciągnął na ziemi psa, który bronił gazdów- wtedy zbudził się Hołowacz. Błysk toporzyska i ryk jakby niedźwiedzia rannego.  Żaden z napastników nie wyszedł żywy". (str 197)
Ojciec przed śmiercią zdążył opowiedzieć mu o przodkach Wielitach i o tym, że świat teraz na głowie stoi.
Osierocony Hołowacz lubił samotnie przesiadywać pod Gutynowym szczytem i tam "śpiewał pieśń oburzenia: zniszczyć, wdeptać w ziemię to plemię bez czci, co wyzyskuje uczoność, bogactwo i wiarę, by wyssać i katować cichych, ufnych ludzi, dzieci pracy, dzieci Boże! Postawić świat na nogi, a głową do góry!"(str 198) 
I zastanawiał się dlaczego Niebo nie ma dość mocy by pomóc?
Gdy tak dumał i pytał, oswajał się też Hołowacz ze swoją siłą wielikańską. Poznał kim jest - postanowił zemstę i stał się opryszkiem. Dobrał sobie junaków "i latali po trzech krajach: po Węgrzech, Polsce i Turcji, gnębiąc i grabiąc, budząc przerażenie samą wieścią o sobie."(str 199) Miało to jednak sens - panowie złaskawieli, a ucisk ustał.
Gdy nie potrzebował już Hołowacz wojować, zaczął podróżować. A im więcej miasteczek i zamków odwiedził, tym bardziej monotonny i pusty wydawał mu się świat. Widział, że wszędzie zło tak pomieszane z dobrem, że rzeczywiście świat na głowie stoi. "W niejednym biedaku siedziało coś takiego, że byleby kropelkę władzy łyknął, już Bóg mu się zaćmiewał i cały świat.[...] Hołowacz węszył dobrze, węszył wszędzie i ciągle poznawał kto tu oręduję. Tu siarka wwierca się w nos z pachnących strojów, tam spoza kadzideł księży, tam z dworu, tu z bramy kościoła, a tam z najbiedniejszej chatki[...].
Któż tu rządzi jak nie ten co rodem ze zdrady, sam Archijuda?"(str 201)
Bies kusił też i Hołowacza: "Zabij tu, zabij tam, strzaskaj, pomścij, ty potrafisz".
I choć zbójnik czuł w sobie siłę, że mógłby świat znów na nogi postawić, to ciągle nie wiedział jak i zamiast zabić biesa zabijał ludzi. Próbował się nawet modlić, ale czuł taki smutek okrutny, że wrócił pod Gutyn Tomnatyk do swego siedliska. W tym wszystkim, nie zauważył, że właśnie też tam diabeł się usadowił i tam obrał sobie stolicę, ale tak widocznie miało być.
Czort spod Gutyna tak zawładnął ziemią, że nikt z ludzi nie śmiał mu się przeciwstawić. Tylko brodaty prorok Eliasz śledził biesa i gdzie tylko się pokazał "chlastał za nim piorunami tak, że świat wywrócił", a w podziurawionych górach powstały jeziora i potoki. Cóż jednak z pracy Eliasza, gdy czort znał wszystkie górskie kryjówki. Podobno, choć biesa nikt nigdy nie widział to jednak to właśnie Hołowacz zobaczył go tam na własne oczy jako panicza-chłopaka w wieku lat dziesięciu w pluszowym ubranku. 
"Kiedy bies tak się wywijał zarówno prorokowi jak i Hołowaczowi nadeszły Rozihry, letnie święto życia. Wówczas całe życie na ziemi raduje się tylko z tego, że żyje. Tego bies nie mógł znieść.[...] i zaczął świętować po swojemu.[...] Od świtu do nocy, a nocami także chwalił się tyłkiem ku niebu[...]i wyzywał bezczelnie. Potem znów rykiem ogłaszał: Świat mój i moich rodów, ziemia mój podnóżek i tak ma być na wieki".(str 203) 
Rozjuszony Eliasz, uzbrojony w najstraszniejsze błyskawice i najcięższe gromy, ruszył nocą ku Gutynowi. W tym czasie Hołowacz spał spokojnie. Wyrwany ze snu przez szpary swojej sadyby zobaczył znów biesa jak sprytnie wywija się świętemu i pluje w jego oblicze.
"Zerwał się ze skalnego łóżka. Wybiegł. Stanął w świetle błyskawic pod Gutyn Tomnatykiem, sam jak góra. Odrywając skały tak wielkie jak leśna koliba, modlił się jak dawniej, ale modlił się świadomie. Przebaczył panom i ludziom, sam błagał niebiosa o przebaczenie, o zmiłowanie. Jak strzelec doskonały wyczekał, wypatrzył chwilę, gdy chłopczyna w pluszowym ubranku rozpędził się i wyrwał ku chmurom. Wtedy szpurnął weń-tamtędy ponad jeziorko-głazem, raz, drugi, trzeci. Ugodził śmiertelnie. Ustały łoskoty[...] tylko Hołowaczowe głazy rozbijały się echami po skałach łomotem ostatecznym. Zabił biesa aż smoła zeń trysnęła na wszystkie strony. Jeszcze teraz tam skały tą smołą zaczernione."(str 205) 
Po tej bitwie Hołowacz zobaczył, że już nic większego zrobić nie może. Zaprzestał więc opryszkowego rzemiosła i znowu zaczął hodować stada na połoninie. 
Zastanawiają się ludzie czy słusznie Hołowacz porzucił zawód opryszka. Hołowacz wiedział jednak swoje, że teraz biesy już nie te same, tylko "znijaczone".  Nie pokazują się cieleśnie. "Nawet żaden nie nazywa siebie biesem ani czortem, tylko ciągle inaczej a wstydliwie, aby trudniej odgadnąć. I stroje coraz to inne noszą, coraz modniejsze aby nie poznać.[...] Koniec końców wszystko zależy teraz od ludzi samych, nie od czorta. Zechcą, to będą mu służyć na pokarm, nie zechcą - to nie."(str 206)
A tymczasem o Hołowaczu - Biesobójcy sława się rozeszła. Sam cesarz chrześcijański prosił go o pomoc w obronie przed Turkami. I dalej legenda głosi, że on sam jeden  człowiek-góra niewiernych przepędził, aż poza granice Węgier. Cesarz w podzięce mianował Hołowacza wojewodą górskim i co tydzień wysyłał mu na Gutyn beczkę wina i wór mąki. Tam do późnej starości gazdował - latował i zimował. Mówią, że "wnuki bratowskie i sierocięta różne wkoło siebie gromadził. I pieśni słuchał[...] i o nim samym mu śpiewali:
  
[...]Ej, nie smuć sie Hołowaczu!
Bo się góry wnet rozpłaczą.
Bo zapłacze naród wszystek!
Hołowaczu szczere dziecię!
Z tobą trzyma każdy listek,
Każde drzewo, każde kwiecie[...]

A starzec słuchał zadumany.[...] I myślał o siwym ojczulku i nenieczce pomarszczonej, o tym jak to kiedyś świat cały serdecznie się doń uśmiechał[...]
Mało mówił Hołowacz całe życie. Tylko co zrobił i co powiedział, to było jak te głazy, którymi tak umiał ciskać i z których pobudował swoje siedlisko. Twarde, mocne, ciosane, takie były jego sądy.[...]
I jak długo Gutynowi stać, jak długo jeziorko będzie się smucić i uśmiechać- i wielka Cisa grać będzie pieśń o Wielitach - nie zginie jego sława.
Sława skalnego olbrzyma z sercem dziecka.
Sława Hołowacza - opryszka bez skazy."(str 208) 

P.S. Opracowanie tego huculskiego mitu na podstawie "Prawdy Starowieku" Stanisława Vincenza kosztowało mnie trochę czasu. Całą opowieść znacznie skróciłam bez (mam nadzieję) szkody dla wspaniałego gawędziarskiego stylu pisarza. Dużo jednak w tekście cytatów. Wszystkie one pochodzą z pierwszego tomu tetralogii Stanisława Vincenza „Na wysokiej połoninie” pt. „Prawda starowieku”, wyd. PAX Warszawa 1980. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz