Fundament Ignacjański czyli pięć dni ciszy, refleksji i nieziemskich opowieści
Zdjęcie własne z Górki- widok na Giewont
O Fundamencie czyli pierwszym stopniu rekolekcji ignacjańskich myślałam od dawna. Polegają one na zostawieniu wszystkiego na pięć dni i wejściu w ciszę. Odcinamy się od wszystkiego, by znalazło się miejsce i czas na poszukiwanie odczucia miłości Boga.
Ośrodków rekolekcyjnych, prowadzonych przez Jezuitów, gdzie można na takie ćwiczenia duchowe pojechać jest dużo. Ja wybrałam zakopiańską Górkę. Miejsce z widokiem jak wyżej i atmosferą bezpieczeństwa, wzajemnego szacunku i akceptacji. Nikt nie wchodzi "buciorami" w naszą duchowość. To my jesteśmy odpowiedzialni za to co się wydarzy. Każdy przyjeżdża tu przecież po coś, z własnej woli.
Choć nasza rekolekcyjna grupa była dość liczna, to jednak dzięki konkretnym zasadom wprowadzonym na pierwszym spotkaniu mogliśmy liczyć na możliwość bycia tylko ze sobą. Dla innych mieliśmy stać się niewidzialni - bez słów, uśmiechów, pozdrowień. Jednym słowem wszędzie obowiązywała tzw. powściągliwość wzroku. Nikt nie szukał tam relacji, choć czuło się, że jest się wśród fajnych ludzi.
Nasze rekolekcje prowadził jezuita - ojciec Maciej Szczęsny. Spotykaliśmy się trzy razy dziennie na konferencjach przygotowujących do medytacji. Duchowny już na pierwszym spotkaniu dał się poznać jako świetny teolog i duszpasterz (nie mylić z duszpasteryzatorem). Potrafił wyczuć, kiedy może pozwolić sobie na opowiedzenie żartu, kiedy należy poważniej i jak przekonać, że chrześcijanin to nie taka "dobra ciapa"- a wszystko to, analizując teksty biblijne. Na pierwszej mszy, w ramach homilii, akompaniując sobie na gitarze zaśpiewał pieśń o św. Franciszku i wilku. Opowieść mówi o tym jak to Franciszek przybył do pewnego miasteczka, gdzie od dłuższego czasu postrachem mieszkańców był wściekły wilk. Pozbawił on życia wielu i regularnie napadał na stada. Legenda głosi, że święty zwrócił się do wilka nazywając go bratem i widząc w nim dobro dogadał się z bestią, a nawet zaprzyjaźnił. Od tamtej pory wilk nikogo nie skrzywdził. Ta historia posłużyła do wyjaśnienia ignacjańskiej zasady Preassuponendum. Mówi ona w wielkim uproszczeniu, że każdy człowiek dobry powinien znaleźć dobro w drugim człowieku i w każdej jego wypowiedzi. I odwrotnie należy uważać, bo im więcej zła widzimy w drugim, tym więcej zła jest w nas. W języku hebrajskim szatan to oskarżyciel, który nieustannie wszędzie dopatruje się zła. Wzorem powinna, według jezuity, być ekumeniczna postawa Jana Pawła II. Odwiedzając w 1993 roku afrykański Benin, spotkał się z tamtejszymi wyznawcami voodoo. Ku oburzeniu wielu współczesnych mu "faryzeuszy", papież zachwycił się ich kultem zmarłych mówiąc:
"Przejawiacie silne przywiązanie do tradycji przekazanych wam przez waszych przodków. Słusznie należy się im wdzięczność za przekazanie wam poczucia sacrum, wiary w jednego Boga, który jest dobry, zmysłu świętowania, szacunku dla życia moralnego i harmonii w społeczeństwie"
A propos tego szukania dobra wszędzie i we wszystkim, Ojciec Maciej opowiedział dwie historyjki o dobrym i złym duchownym.
Pierwsza opowiada o komandosach ćwiczących zrzuty spadochronowe na obcy teren. Jeden ze skoczków był bardzo dobry w nawiązywaniu relacji i ogólnie znał się na ludziach. Niestety był kiepski technicznie. Spadł 15 kilometrów od celu, na dodatek na drzewo. Wisiał tak na pustkowiu, krzycząc i tracąc nadzieję. Nagle cud - zobaczył zbliżającego się człowieka. Poprosił o pomoc, ale zero reakcji. W końcu postanowił nawiązać więź pytając:
-Słuchaj człowieku, a gdzie ja właściwie spadłem?
-Na drzewo- padła krótka odpowiedź.
- A ty to na pewno jesteś księdzem, bo twoja odpowiedź była na pewno prawdziwa i na pewno bezużyteczna - wywnioskował.
Druga historia dzieje się w klasztorze. Jeden młody mnich uległ pokusie i w poście poszedł w miasto na golonkę i wino. Siedzi w karczmie zajadając, a tymczasem przechodzi obok starszy brat i macha do niego przyjaźnie. Po południu młody, z lekka skruszony zagaduje:
- Bracie widziałeś, że dziś opuściłem zakon?
- Tak, widocznie potrzebowałeś samotności.
- Ale widziałeś, że złamałem post?
- Pewnie musiałeś się posilić.
- No tak, ale widziałeś, że opijałem się winem?
- No cóż, wino to też dar Boży - odpowiada zakonnik, po czym wzdycha z uśmiechem - Panie Boże, czy widzisz jak to młode pokolenie woli przyznać się do grzechu niż skłamać.
Wiele historii tam wysłuchałam. Okazało się, że tematem pracy dyplomowej ojca Szczęsnego była: "Bajka jako narzędzie otwierania się dziecka na świat transcendentalny". Kończę, jako że małżonek mówi, że piszę za długie posty i święta idą, a robota czeka.
Muszę tylko napisać, że na koniec też usłyszeliśmy pieśń - tym razem Salomonową "Pieśń nad Pieśniami" i słowa Jana Pawła II.
Były też krótkie życzenia, żebyśmy umarli kochając - czego i Wam i sobie na te Święta Wielkanocne życzę.
Muszę tylko napisać, że na koniec też usłyszeliśmy pieśń - tym razem Salomonową "Pieśń nad Pieśniami" i słowa Jana Pawła II.
Były też krótkie życzenia, żebyśmy umarli kochając - czego i Wam i sobie na te Święta Wielkanocne życzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz