Stories of Tita

10 sierpnia 2018

Nie święci garnki lepią czyli tajemnice podlaskiej Roskoszy ;)


Dwór Drobin -zdjęcie własne

Lato najbardziej lubię spędzać we własnym domu, dokonując drobnych remontów, robiąc przetwory i korzystając z uroków kwitnącego, cienistego ogrodu czytać, czytać i czytać.
Ale i taką idyllę dobrze przerwać krótkim wyskokiem w nietłumne miejsca, a takim bezsprzecznie jest Podlasie. 

W tym roku naszą destynacją był Dwór Drobin, jako że obdarowani zostaliśmy voucherem z pakietem SPA tamże. Samo miejsce sielskie, choć z atmosfery dworku zostały tam w zasadzie same mury. Ale, że pięknie widać na powyższym zdjęciu (tu obserwowaliśmy zaćmienie Księżyca dłubiąc pestki na manierę podlaską - full romantic).
Oboje przeżywamy teraz lekkie ADHD wieku średniego, stąd też już pierwszego dnia małżonek odkrył, że nieopodal w Roskoszy znajduje się Wioska Ginących Zawodów. Powstała ona w ramach projektu OHP współfinansowanego ze środków Unii Europejskiej. Zaintrygowani zadzwoniliśmy tam zaraz po śniadaniu i bardzo sympatyczni ludzie zachęcali do zwiedzenia, zwłaszcza, że tego dnia miał odbywać się egzamin dla kowali i ciastkarzy!!! Gdy dowiedzieliśmy się, że można zdobyć tam również zawód tkacza, strzecharza, kołodzieja, rymarza, kamieniarza i zduna poczuliśmy, że to jakiś absolutny odlot. Zwłaszcza, że małżonek marzy o zgłębieniu fachu zduna właśnie.
Na miejscu okazało się, że sama wioska znajduje się w przepięknym parku przy pałacu z niesamowitą historią w tle.
.

Mimo odbywających się, jak już wspomniałam, tego dnia egzaminów gospodarze bardzo gościnnie oprowadzili nas po obiekcie. Okazało się, że inspiracją do przedsięwzięcia była postać dawnej właścicielki tych dóbr księżnej Anny z Sanguszków Radziwiłłowej.


Źródło: www.pl.wikipedia.org 



Była to osoba despotyczna, ale jednocześnie kobieta o niesamowitych talentach menadżerskich. Doprowadziła do rozkwitu swoich dóbr bialskich, zakładając liczne manufaktury. Zamysł księżnej był taki aby sprowadzić najlepszych rzemieślników zarówno do manufaktur, jak i do budowanych rezydencji. Umawiała się ona z nimi nie tylko na wykonanie swojej pracy, ale przede wszystkim na przyuczenie miejscowych. W ten sposób pozyskała znaczne grono wykwalifikowanych pracowników. Ożywiło to bardzo działalność gospodarczą w jej licznych posiadłościach, doprowadziło do poprawy jakości życia, a samej księżnej znacznie pomnożyło majątku.
Dzisiaj również w Roskoszy widać gospodarską rękę. W wiosce dla każdego zawodu zbudowano oddzielny solidny drewniany dom z pełnym warsztatem. A warsztaty wyposażono w zarówno zabytkowe, ale sprawne urządzenia, jak na przykład rożen do wyrobu sękacza


czy tradycyjną kuchnię z piecem



jak i w najnowocześniejsze urządzenia piekarnicze, w których szkoląca się w ramach dwutygodniowych kursów OHP młodzież wypiekła takie pyszności.


Nie mniej niesamowicie było w warsztacie kowalskim. Przyszli kowale wykuli  prawdziwe dzieła sztuki użytkowej.


Okazuje się, że nauka tych ginących zawodów to był strzał w dziesiątkę. Wszyscy strzecharze dostają z miejsca prace w Holandii czy Niemczech, gdzie strzechy to synonim luksusu ;)


Oprowadzający nas młody i pełen entuzjazmu instruktor powiedział, że codziennie widzi, że wydane na projekt pieniądze "robią robotę". Na kursy OHP przyjeżdża z reguły tzw. trudna młodzież, ze środowisk gdzie praca i nauka nie jest wartością. Tymczasem  mieszkają tu w bardzo dobrych warunkach, jedzą w pałacu, uczą się i robią fajne rzeczy, korzystają z bazy rekreacyjno-sportowej. To wszystko sprawia, że oczy im się otwierają. Odkrywają, że można żyć inaczej i być kowalem swojego losu.
Mnie również to miejsce bardzo "zbudowało". Spotkana młodzież bardzo kulturalna. W końcu bliskość pałacu zobowiązuje. Myślę, że apodyktyczna Księżna dalej czuwa, aby miejsce to tętniło pracą i przedsiębiorczością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz