Opowieści wokół rodzinnego stołu
Mój średni syn to rasowy opowiadacz. Już w dzieciństwie zadziwiał mnie nie tylko swoimi własnymi opowieściami, ale i dowolną interpretacją przeczytanych historii. Ostatnio rzadko możemy usiąść wokół rodzinnego stołu i snuć opowieści, ale niedawno nadarzyła się taka okazja.
Siedzieliśmy właśnie przy sobotnim obiadku, gdy otrzymałam powiadomienie, że zamówione książki są już w pobliskim paczkomacie. Jak już się niejednokrotnie zwierzałam mam zdiagnozowane bibliofilstwo i niestety książki, zwłaszcza z opowieściami, kupuje kompulsywnie. Uznałam jednak za stosowne opowiedzieć historię i wytłumaczyć się z ostatniego zakupu. Wyjaśniłam więc, że będąc na wycieczce z moją klasą w Muzeum Żydów Polskich Polin miałam okazję obserwować moich uczniów. Jako odpowiedzialny pedagog, widząc jak podopieczni niefrasobliwie wydają kieszonkowe, kilkakrotnie dokonałam w muzealnym sklepie interwencji. Radziłam, aby zanim coś kupią przemyśleli zakup i porównali ceny. Złożyłam również osobiste świadectwo, że bardzo mam ochotę kupić tu kilka książek, ale postanawiam wrócić do domu i zakupić je dużo taniej online.
Jak też wyznałam tak też zrobiłam i w cenie jednej książki zakupiłam internetowo dwie. Zyskałam nie tylko materialnie, ale i duchowo. Nie wiem jak wy, ale ja wprost uwielbiam trochę odroczyć zaspokojenie potrzeb i napawać się słodkim oczekiwaniem. Rozkoszowałam się więc "na maksa" chwilą rozpakowywania przesyłki i gdy wyjęłam z niej "Przepyszne opowiadania" Marcina Mortka oraz "Żydzi od kuchni - Opowieści wokół rodzinnego stołu" Hanny Merlak poczułam, że znowu zrobiłam interes życia ; )
Nie potrafiłam ukryć tych emocji i w tym momencie syn opowiedział mi pewien żydowski dowcip.
Otóż, pewien szlachcic i żyd prowadzili rozmowę w przedziale kolejowym.
– Panie kochany, skąd wy, Żydzi, macie taką dobrą głowę do interesów?
Żyd, który właśnie jadł śledzie, uśmiechnął się i rzekł:
– Widzi pan, panie dziedzicu, my, Żydzi, jadamy głowy od ryby, gdzie jest dużo fosforu. To rozwija komórki mózgowe i pozwala na robienie dobrych interesów.
Szlachcic postanowił spróbować:
– Panie kupiec, odsprzedaj mi kilka śledzi.
– Nie, nie sprzedam.
– Dam panu po 10 złotych za sztukę – namawiał szlachcic.
Po targach podniósł cenę do 100 złotych. Wówczas Żyd sprzedał mu dwa śledzie za 100 złotych. Szlachcic na najbliższej stacji poszedł do bufetu napić się piwa. Kiedy wrócił, powiedział do Żyda:
– Ale ze mnie głupiec, przecież gdybym zaczekał do tej stacji, to zamiast płacić panu po 50 złotych za śledzia, mógłbym je kupić po 30 groszy.
– Widzi pan, panie dziedzicu – odparł Żyd – widzi pan, już działa.
No cóż, już teraz wiem skąd mam taką głowę do interesów. Ja po prostu baaardzo lubię śledzie. A wypada jeszcze dodać, że w książce oprócz opowieści są jeszcze przepisy (gratis!), również na śledzie.
Muszę koniecznie tę historyjkę o śledziach i głowie do interesów opowiedzieć swoim szkolnym dzieciakom. No i oczywiście przeczytać im jakieś przepyszne opowiadanie na Dzień Dziecka.
O Matko! Ile korzyści :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz