Stories of Tita

30 grudnia 2018

Pastuszkowie przybywajcie...  czyli o pięknym zwyczaju kolędowania opisanym w "Prawdzie Starowieku"

  Tryptyk Kazimierza Sychulskiego "W szopce Bożonarodzeniowej"-1938 r

"Na Święty wieczór, na zakręcie czasu, odprawia się w lasach i pustkowiach karpackich tajna wieczerza, biesiada niewidzialna, a powszechna. W najmroźniejszą noc, pod świecącymi gwiazdami, albo w zawieję wirową, gdy nie widać na krok, otwierają się liczne uszy i liczne usta, niczym kwiaty na wiosnę. Ludzie pytają, zwierzęta odpowiadają, potem już mówią same z siebie. Czasem ludzie usłyszą takie słowa lub takie zagadki, które im się dotąd nie przyśniły".
Tak zaczyna się rozdział "Powrót kolędy" w pierwszym tomie tetralogii "Na Wysokiej Połoninie" Stanisław Vincenza. Opis dotyczy oczywiście wieczoru wigilijnego i nocy, gdy dzieją się cuda. W opisywanej przez Vincenza kulturze górali huculskich pasterze ugaszczają swoja "chudobę", a potem nawet mimo srogiego mrozu otwierają wrota gospodarstw na wszelką "żywocinę".
"Czy cicho w lesie, czy trzaśnie gdzieś chrust, czy słychać kroki w śniegu, pasterz nie boi się. Czeka, powtarza trzy razy zaproszenie dla wszelkiego dychania, dla wszelkiej żywociny. Zaproszenia sięgają coraz dalej, coraz bardziej ważkie, coraz bardziej warkie - ryzykowne. Pasterz wzywa dusze zmarłych, swoich i obcych. Te, które błądzą po lesie w wietrze, a nigdzie nie mogą trafić." 
Skąd ten zwyczaj nie wiadomo. Możemy tylko snuć domysły, że podyktowany jest prostotą serca, typowo dla ludzi gór. Srogi klimat, codzienne zmaganie się naturą, samotność w bezsilności uczą pokory. To co budzi grozę musi być oswojone. Jedyną rozsądną rzeczą tam wysoko na połoninie jest być w przyjaźni z tym co nieprzewidywalne i ufać.
I jak to w życiu bywa po metafizycznych, silnych duchowych przeżyciach przychodzi czas na odreagowanie i zaczyna się kolęda, którą tak opisuje Vincenz:
"Kolęda jest wesoła, otwarta, beztroska i dlatego nazwaną ją chrześcijańską. Ludzie bowiem górscy myślą, że smutek to pogaństwo albo i kuszenie czarta, zaś chrześcijaństwo, to radość swobodna, to życzliwość wzajemna. [...]
Mówi się bowiem słusznie, że gdy ludzie przestaną śpiewać stare kolędy, zdobić pisanki i modlić do Rachmanów, zaraz łańcuchy na Lucyferze rozluźnią się, a on zaczyna ryczeć i gotuje się, by wpaść jak burza na ten świat."
I tak zaraz po Pasterce zaczyna się czas ośmiodniowej kolędy, podczas której trzeba wykazać się nie lada formą brnąc przez śniegi do najdalszych gospodarstw. Oczywiście podczas kolędy zbierano pieniądze na kościół, ale kolędnicy wiedzieli, że pieniądze nie mogą być "wynudzone". Starano się więc gospodarzom zapewnić godną rozrywkę, bo jak dalej pisze Vincenz:
"Po miastach uczeni i światli ludzie chodzą do teatru, cieszą się przedstawieniami. U nas na kolędę cały teatr przychodzi do domu. Ale nie wiadomo jeszcze,  jak będzie grać, jak długo w chacie kolędnicy pobędą. Wszystko zależy od tego jak się ich przyjmie, jak się z gospodarzami zaprzyjaźnią. Po chrześcijańsku to tak właśnie: każdemu inaczej życzenia złożyć, inaczej pląsać, inne opowieści powiastować, inne żarty wymyślać, a jak trzeba błazeństwa płatać. Ale ze wszystkimi zaprzyjaźnić się! Tacy to kolędnicy prawdziwi!"
No cóż pozostaje tylko życzyć wesołego kolędowania.  Jak...?
Po więcej szczegółów i praktyczne porady zapraszam do lektury "Prawdy Starowieku".

P.S. Poniżej zdjęcie z tegorocznej podróży do Betlejem. Tu z pastuszkami przy Grocie Pasterzy. Będąc na miejscu okazało się, że Grota Narodzenia  oddalona jest kawał drogi i to pod górę. Pastuszkowie bieżąc za gwiazdą musieli się więc nieźle zziajać. Próba rozmowy z tymi współczesnymi pastuszkami - chłopcami około dwunastoletnimi i ciepło jagnięcia to moje najpiękniejsze wspomnienia z Ziemi Świętej. Tam u pastuszków czułam się bardzo swojsko- jak u siebie. Nic dziwnego, że to tam zdarzyło się tyle cudów.   
    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz